W ostatnich dniach nic nie mogłam napisać, gdyż bałam się o to, że
przegrzeje się mi komputer od samej temperatury powietrza wokoło.
Najprzyjemniejszym miejscem spędzenia tego czasu był, ku ogólnej radości
naszego narybku, basen i piwnica. Natomiast, ze względu na komfort psychiczny, staramy się utrzymać
temperaturę powietrza w domu poniżej 25 stopni (to chyba jakieś
zboczenie zawodowe), wieczorami siedzimy więc w ciemności, wietrząc dom na
wszelkie możliwe sposoby, a później musimy wykonywać polowania na
muchy, gdyż nie mamy siatek na oknach ;)
Obserwuję, że każdy z nas stosuje inną metodę usuwania, czy też likwidacji much.
Zrezygnowaliśmy
z korzystania z lepu na muchy, podwieszonego do lampy na środku pokoju
;) już jakiś czas temu. Właściwie od momentu, gdy złapała się na taki lep
nasza cudowna Ciocia Grazia i wkleiła w niego swoje piękne loki. A poza
tym - jakoś tak mało ozdobnie wyglądał na środku salonu.
Za
to łapiemy muchy. Mój Drogi Mąż łapie muchy w locie, ewentualnie tak je
ogłusza przedłużaczem ręki czyli "łapką na muchy", żeby tylko spadły i żeby ich nie rozciapać na ścianie. Na nic jednak jego starania o wygląd
ścian, gdyż ja trzaskam jak popadnie, byle szybko. Najstarszy Niesforek
biega natomiast z łapką za intruzami, ale po chwili zapomina, po
co z tą łapką biega, gdyż w jego wyobraźni zmienia się ona a to w miecz,
a to w siatkę na motyle albo w trzepaczkę do dywanów i wznieca nią
kurz. Niesforka wchodzi z nimi w pewnego rodzaju symbiozę, gdyż bardzo lubi łaskotki i czeka aż mucha usiądzie jej na rączce albo nóżce, i się z
nią zaprzyjaźnia, i cieszy się, gdy ta ją łaskocze ;) Najmłodszy zaś macha rączkami i woła "sio, sio mucho".
Jest taki powiedzenie: każdy sobie radzi jak może.
A
skoro to taki muchowy post, to napiszę jeszcze dowcip, który gdzieś tam
przeczytałam na zajęciach fakultatywnych z biologii. Zamiast
rzetelnego przygotowywania się do matury ;) Chociaż dowcip miał coś wspólnego z
biologią, bo dotyczył właśnie much, czyli rodzaju Musca, rodziny
muchowatych, rzędu muchówki, podgromady uskrzydlonych, gromady owady, typu
stawonogi, królestwa zwierzęt, domeny eukariota ;)
Idzie mama mucha z córką muchą po łysinie Kowalskiego. I mówi ta mama mucha do córki muchy:
- Gdy ja byłam w twoim wieku, to w tym miejscu biegła tylko ścieżka.
Pamiętasz QŃQMie? pękałam wtedy ze śmiechy, trzęsąc się przy tym i wybijając niektórych z naukowej atmosfery :)
A rozbawiła mnie nie ścieżka czy łysina tylko określenie: mama mucha z córką muchą :)
Oprócz kilku much lampowych w zasadzie nie narzekam, nie ma ich u mnie aż tak wiele.
OdpowiedzUsuńW tym roku w ogóle mniej owadów, komarów prawie wcale. Chyba te mrozy je wymroziły :)
pozdrawiam!
Ale wystarczająco dużo, żeby rozdrażnić :)
Usuńrównież pozdrawiam serdecznie :)