wtorek, 30 września 2014

sprawdzony model

Zadzwoniła wczoraj pani ze sklepu, w którym oprócz sprzedaży sprzętu AGD mają również usługi polegające na naprawie tychże, że naprawa naszej, zabranej prawie 4 tygodnie temu do naprawy, zmywarki będzie kosztowała około 400 zł i żebym się zastanowiła, czy na pewno ją naprawiać, czy może lepiej wymienić na nowszy model.
Doświadczenie życiowe mówi mi, że nowe, to wcale nie znaczy, że będzie trwalsze lub lepsze, więc stanowczo odpowiadam pani, że chcę, aby stary sprzęt został naprawiony i jak najszybciej do domu dostarczony, bo chociaż wprawy już nabrałam, to jednak ręczne mycie naczyń w kuchni do tego mało dostosowanej, nie należy do najprzyjemniejszych czynności.
Zdziwienie przez telefon pani było dość duże i nawet się delikatnie uśmiechnęłam, gdy pani mnie dla upewnienia się dopytała: "Czyli na pewno naprawiamy?". "Tak. Na pewno naprawiamy!"

I z uśmiechem wspominam minioną sobotę, gdzie zjechało się do nas troszeczkę ludzi, by przygotowywać się do warsztatów, które wkrótce we Wrocławiu się odbędą, którzy mimo tego, że byli naszymi gośćmi, widząc naszą przestrzeń (dziurę pod blatem) w kuchni, sami po sobie myli naczynia. Szybko, sprawnie i bez narzekań (przynajmniej ja ich nie słyszałam, albo nie chciałam słyszeć ;P), wymieniając się przy zmywaku ;)
Przyznać należy, że Goście wyjątkowi i chętni do pracy, a wszystko po to, aby na nowo doświadczyć tego, że małżeństwo jest wyjątkowym darem i warto się o nie troszczyć. Od początku do samego końca.

środa, 24 września 2014

bulwersacja

Coś mi tu nie gra.

Gdzie jest prawo ucznia?
Pracownik ma prawo pracy i zapewniony  40 godzinny wymiar czasu pracy tygodniowo, a uczniowie?
W czwartej klasie mają dzieci łącznie 30 godzin tygodniowo i, wierzcie mi, na zadania domowe poświęcają znacznie więcej niż 10 godzin tygodniowo. Czyli pracują ponad etat. Nie wspominam o dodatkowych zajęciach, których u nas akurat niewiele, choć są (dwa razy w tygodniu treningi), bo bez nich to by Najstarszego Niesforka rozerwało.

I trafiło mnie dzisiaj, gdy dziecko siada do odrobienia zadań domowych z zajęć komputerowych, które moim zdaniem powinien zrobić w szkole, a przynajmniej mieć na to więcej czasu, bo czyż obowiązkiem ucznia jest posiadanie komputera w domu?

To prawda, że akurat my mamy ;) ale robienie notatek w dowolnym edytorze tekstów na temat dyskietek, maszyn Z1,Z2, Z3, kart pamięci wraz ze zdjęciami (nie zapominając o podpisaniu zdjęć i podaniu źródła) wykorzystując wiedzę z internetu to, jak dla mnie, lekka przesada.

I tak mają tych zajęć i lekcji dużo, że nawet jak są to zadania przy sprzęcie, który bardzo lubią, to po jaką choinkę te śmieci i w aż takiej formie??? Bo chociaż zajęć komputerowych w tygodniu jest tylko jedna godzina, to żeby zadanie domowe odrobić potrzeba już do tego dodatkowych 3.

Nie wiem, ale do tej pory to niewiele pozwalaliśmy korzystać dzieciakom z komputera, a zwłaszcza z internetu, więc filtrowanie zawartych tam informacji trwa bardzo długo, a do tego istnieje jeszcze konieczność sprawdzenie wiarygodności źródła i tym samym zmusza się rodziców do uczestniczenia "w procesie nauki".

Zwłaszcza teraz, na początku roku, gdy dzieciaki muszą się przestawić na inny tryb nauki. Muszą ogarnąć nowe przedmioty z nowymi nauczycielami, naprawdę, te zajęcia komputerowe są im do niczego niepotrzebne!!! Zwłaszcza z zadaniami, które muszą zrobić w domu.

I co mi z tej bulwersacji. Ano nic.
Zapisałam sobie "ku pamięci". :)



wtorek, 23 września 2014

z życia wzięte

Mimo że wszedł do pracowni pozytywnie nastawiony, obrócił się na pięcie i wybiegł.

Wcale mu się nie dziwię.
Też mi się zrobiło przykro, nawet bardzo przykro, gdy usłyszałam to, co usłyszałam.

Kilka tygodni temu Młodsze Niesforki poszły do pracowni malarskiej i tam rozpoczęły przygodę z malarstwem. Malują farbami olejnymi, na sztalugach, płótnie, różnymi pędzlami, sami mieszają kolory. Cały tydzień czekają na te zajęcia.
Początkowo pani prowadząca te warsztaty była niechętna, aby je przyjąć, bo takie małe, lepiej żeby ten starszy został, a nie te młodsze itd. Na próbę Młodsze zostały, a Starszy nie. I panią bardzo zaskoczyły. Bo pracują w skupieniu, czysto!, są chętne i przejęte.
Na następne zajęcia przyszedł też Najstarszy Niesforny Aniołek. Został, ale okazało się, że zamówione dla nas płótna nie dotarły jeszcze i Najstarszy tak naprawdę nie miał swojego zajęcia. Kręcił się, pomagał Młodszym, ale też się nudził. W pewnym momencie doszło do jakiegoś spięcia z rodzeństwem, Najstarszy zaczął się kręcić po korytarzach w piwnicy (trochę je zna, ale pani o tym nie wiedziała). Doszło w pewnym momencie do tego, że Najstarszy uciekł z pracowni i czekał na mnie na dworze.
Pani oczywiście poskarżyła się, Najstarszy, okazało się, że jest wkurzony na całą tę sytuację. Ogólnie porażka. Ustaliliśmy, że rzeczywiście było to zupełne nieporozumienie zostawianie go tam, kiedy nie miał swojej własnej pracy, a że przeszkadzał z nudów to też inna sprawa.

Od tego momenty minęły już dwa tygodnie i wczoraj Najstarszy Niesforny Aniołek nastawiony już bardzo pozytywnie do warsztatów, nawet z przekonaniem, że wypadałoby panią przeprosić, poszedł odprowadzić ze mną Młodsze Niesforki do pracowni.

Pani zadała pytanie:
"Czy Najstarszy Niesforek też zostaje?" (użyła przy tym zdrobnienia jego imienia).
Niesforek uśmiechnął się nieśmiało, miał bowiem ochotę na swoją samodzielną pracę i już cichutko pod nosem, trochę niepewnie odpowiedział, jakby czekając na dalsze pewne ze strony pani zaproszenie: "no nie wiem", gdy pani na to tonem stanowczym i ostrym odparła: "Ale ja nie chcę!"

W tym momencie, mimo że wszedł do pracowni pozytywnie nastawiony, obrócił się na pięcie i wybiegł.

Pani jeszcze dodała, że gdyby miał zostać i nie pracować samodzielnie, to ona wtedy nie chce żeby zostawał. Może zostać, ale ma pracować! (Tak jakby to była jego wina, że ostatnio nie miał na czym.) Cokolwiek by tam jeszcze powiedziała i nie wiem jak by przekonywała, na pewno nie zostawiłabym tu Niesforka.

Znalazłam go przy aucie. Roztrzęsionego, poturbowanego, pełnego agresji.

Powiedziałam mu tylko, że widzę, że zrobiło mu się bardzo przykro i że jest mu źle. Zapewniłam, że nie musi i nie będę go nigdy namawiała do zajęć z tą panią. I że go bardzo kocham.
Przez chwilę się wahał, ale przytulił się i mu trochę odpuściło. Cieszę się, choć widzę, że dorastając, już nie jest tak chętny do opanowywania emocji przez przytulenie. Choć to zawsze tak dobrze działało.
Bogu dziękuję, że tym razem też.

czwartek, 18 września 2014

wyzwania, wyzwania, wyzwania

Moje myśli już się nie chcą ładnie układać w ciąg logicznych wyrazów. Jakby odmówiły posłuszeństwa. Cały mój intelekt skierowany jest teraz na ogarnianie. Ogarnianie rzeczywistości.

Następnym razem, gdy zatęsknię za szkołą, to proszę Was, przywróćcie mnie do pionu.

Od przeszło tygodnia, gdy pierwszy entuzjazm powrotu do szkoły opadł, pojawiły się kryzysy emocjonalne. U wszystkich Niesforków. Gdybym była mamą jednego, to pewnie bym tego nawet nie zauważyła, albo nie umiała nazwać. Byłabym skupiona na jak najlepszym zorganizowaniu czasu dla tego jednego, a tak ogarniając całą trójkę na różnych etapach, widzę więcej. Każde z nich przeżywa inaczej, każde z nich wyraża się i komunikuje inaczej. Każde z nich wymaga czasu. Tym bardziej, że sposoby reagowania i wyrażania się, zwłaszcza przez chłopców, nie mieszczą się w ogólnie przyjętych standardach. Dla nas, rodziców, to wielkie wyzwanie - ogarnięcie tych typów osobowości i temperamentów, i jak się okazuje, dla nauczycieli również. Po raz kolejny okazuje się, że tylko ścisła współpraca z nauczycielami, może wystarczy tylko z wychowawczynią, będzie niezbędna. Bo chociaż pani ma już osiemnastoletnie doświadczenie w pracy z dziećmi w szkole, po dwóch i pół tygodnia codziennej pracy, nijak nie "rozgryzła" naszego Najstarszego Niesfornego Aniołka. Długa rozmowa po pierwszej wywiadówce "otworzyła" jej oczy na wiele aspektów i zachowań Niesforka. Ufam, że dalej będzie lepiej.

Czeka mnie teraz jeszcze rozmowa z wychowawczynią Średniej Niesforki, która jest zupełnym innym dzieckiem, bardzo poukładanym i grzecznym. Ale zaczyna dotykać ją to, że pani generalizuje. Skupia się bowiem na zachowaniu tych, co rozrabiają, a mało zauważa i docenia tych, co są grzeczni. Oby Niesforce nie przestało zależeć.

A Najmłodszy, który został przeniesiony do grupy, która uważana jest za tą najstarszą przestał się tym ekscytować. Zatęsknił już za starszą grupą i za swoją panią. W ramach wyrażania swoich uczuć i przeżyć, okazał swoje rozczarowanie w sposób bardzo konkretny - przestał się do swojej "starej" pani odzywać, obraził się. Ale i tak za nią bardzo tęskni.

Przede mną wyzwania, przed nami wyzwania - spróbujemy to wszystko ogarnąć! No bo któż, jak nie my :)





sobota, 13 września 2014

konstruktywnie

Zdaje się, że niechcący wprowadziłam Was w błąd.
Zaczęłam bowiem wczoraj pisać mało budujący wpis, ale szybko się z niego wycofałam, bo nic konstruktywnego nie wnosił, a wręcz jeszcze bardziej mnie dołował,  lecz niechcący nacisnęłam "opublikuj".

Na szczęście Mój DrOgi Mąż poświęcił mi chwilę czasu. Umocnił mnie rozmową, dał wsparcie.

Zmieniłam swój sposób myślenia. Już jest mi dużo lepiej.

:)

wtorek, 9 września 2014

student w przedszkolu

Gdy w przedszkolu pani wychowawczyni opowiada w jakich godzinach odbywają się poszczególne zajęcia i jak dzieci muszą być zorganizowane, żeby dać radę, a przy tym dzielone są na podgrupy, grupy, na te dzieci, które krócej, na te, które dłużej,dopytuję, czy jest jakiś moment, że są razem i mają czas na zabawę ;)))
Uśmiech pani od ucha do ucha zdradza, że rozwaliłam ją tym pytaniem. Sama podsumowuje, że dzieci jeszcze przedszkola nie skończyły, a funkcjonują już jak studenci. Chodzą na zajęcia to do tej sali, to do tamtej, to na obiadek do stołówki itd. (Nasze przedszkole na dodatek jest częścią szkoły podstawowej - jest to Zespół Szkolno Przedszkolny i najstarsza grupa dzieci ma zajęcia już na terenie szkoły, obok klasy pierwszej).

Śpieszę Wam, Drodzy Czytelnicy, z wyjaśnieniem, że to wszystko przez to, że właściwie w przedszkolu, oprócz zajęć, które obejmują podstawę programową nie może być żadnych dodatkowych zajęć. No chyba że przedszkole bierze udział w projekcie unijnym. Nasze akurat jest od zeszłego roku jest w trakcie a projekt obejmuje takie zajęcia jak logopedia, gimnastyka korekcyjna, spotkania ze sztuką i język angielski. No i ułożenie planu dla wszystkich jest niemałym wyzwaniem, tym bardziej, że nie wszystkie dzieci uczęszczają na wszystkie zajęcia. I nawet można by się było cieszyć, że takie bogactwo i szczęście na nas spadło, gdyby nie to, że projekt zaczął się w marcu, a kończy w grudniu i godziny trzeba wyrobić. Deklarując swoją chęć uczestnictwa w tych zajęciach zobowiązana jestem do tego, aby dziecko w nich uczestniczyło i tylko choroba i zwolnienie lekarskie jest  w stanie usprawiedliwić absencję.



Stwierdzam, że dzieciństwo jakby się skróciło. Rodzice dzieciom zgotowali ten los ;)
Na szczęście Najmłodszy Niesforny Aniołek bardzo lubi wszystkie zajęcia, na które uczęszcza i to jest wystarczający argument, aby znosić młodego studenta w domu.

Najstarszy Niesforny Aniołek natomiast również zachowuję się jak student. Uważa, że do sesji jest jeszcze dużo czasu. Nadziwić się nie może, że ledwo rok szkolny się zaczął, już ktoś od niego czegoś wymaga. Przyniósł już swoją pierwszą ocenę. Nie zdradzę jaką. Powiem tylko, że za 10 błędów ortograficznych nic innego się nie należało.

poniedziałek, 8 września 2014

dylematy sowy

 Nasłuchałam się niedawno o tym, jak to w okolicy ludzie sobie smacznie spali na piętrze, a nieproszeni goście w tym czasie zajęli się porządkami na parterze. Adrenalina zwiększyła swoje stężenie w moich żyłach, gdy w niedzielę o piątej nad ranem usłyszałam brzdęknięcie. Adrenalina zwiększyła stężenie  i jednocześnie mnie sparaliżowała, ale nie do tego stopnia jednak żebym nie była w stanie wykonać żadnego ruchu. Wręcz przeciwnie. Ruchem zdecydowanym i stanowczym (z wielkim trudem - bo sen miał akurat mocny) zbudziłam Mojego DrOgiego Męża, aby jego rycerska postawa kolejny raz mogła być ujawniona.

Na wszelki wypadek schowałam głowę pod kołdrę i czekałam na rozwój dalszych wydarzeń. MDM zrobił bezszelestny obchód po domu i po krótkiej (chyba) chwili wrócił do pokoju uspakajając mnie, że nikogo nieproszonego w domu nie ma. Przyznaję, speszyłam się trochę, że budzę chłopa, bo coś pewnie mi się przyśniło, ale mój Rycerz uspokoił mnie stwierdzając, że mam bardzo czujny sen, gdyż rzeczywiście mogłam usłyszeć hałas, gdyż spadła firanka (taka zazdrostka doklejana na lekkim drążku do framugi okna) w kuchni i stuknęła o szklaną doniczkę.

Informację przyjęłam z wyraźną ulgą, po czym odwróciłam się na drugi bok i na chwilę zasnęłam. Nie wiem, jak długo trwała ta drzemka na drugim boku, ale gdy znowu się zbudziłam i zeszłam na dół, zastałam Niesforne Aniołki oglądające bajkę i MDM w drzwiach. Właśnie wrócił z basenu!!! Upsss....

Zaraz po tym przeczytałam, że osoby z osobowością "sowy", jeśli chcą wcześniej wstawać, to powinny znaleźć tę godzinę nad ranem, gdzie sen jest płytki i nastawiać sobie budzik na taką właśnie wcześniejszą godzinę, zanim sen przejdzie znowu w fazę snu głębokiego, bo później to nawet końmi nie idzie sowy wyciągnąć z łóżka.

Przez chwilę zastanawiałam się, że może powinnam przestawić budzik na piątą nad ranem i dzień zaczynać w nocy, ale już dzisiaj wszelkie takie dylematy odrzuciłam. Bo jak? Musiałabym wcześniej chodzić spać. A to zdecydowanie nie leży w mojej naturze.


środa, 3 września 2014

"dzieci nam się starzeją"

Ze zdziwieniem patrzę na statystyki i stwierdzam, że czasami jeszcze ktoś tu zagląda. Przyznać muszę, że sama też zaglądam i dziwię się, że nic u mnie nie słychać.

To już chyba tak jest, że wypadłszy z rytmu ciężko do niego powrócić.
Doświadczam tego od kilku miesięcy na blogu. Nie mogę zatrybić.

Poziom stresu w rodzinie zdecydowanie się podniósł. Zawsze był wysoki i taki pewnie pozostanie. Otaczająca rzeczywistość nie przestaje mnie zadziwiać i nie mogę się nadziwić, że jeszcze przy tym wszystkim jakoś funkcjonujemy.
W tym roku z radością witam nowy rok szkolny z nadzieją na jakąś stabilizację, dzięki której będę mogła jakoś odreagować gonitwę i zmieniającą się sytuację w reakcjach i relacjach służbowych. Radością napełnia mnie nasza Średnia Niesforka, która rozpoczęła właśnie naukę w pierwszej klasie. Jest przeszczęśliwa z tego powodu, a ja dzięki temu spokojna. Dumna jestem patrząc na coraz bardziej samodzielnego Najstarszego Niesforka, który rozpoczął poważną naukę w czwartej klasie. Zaczynam się zastanawiać, kiedy tak urósł, i dlaczego tak szybko się zmienia. Tak bardzo bym nie chciała popełnić zbyt wielu błędów (bo że będą to wiem). Oby mi nigdy nie zabrakło mądrości i wyczucia. Z pewną nostalgią przyglądam się Najmłodszemu Niesforkowi, bo chociaż on jeszcze jest przedszkolakiem, to zdaję sobie sprawę, że za chwile już nim przestanie być, zacznie chodzić do szkoły i skończą się i jego beztroskie lata dzieciństwa.

Gdy dorastałam, śmiałam się z powiedzenia mojego Taty: "Dzieci nam się starzeją!" Stwierdzam, że miał rację, bo przecież nie my ;)
Dodam jeszcze tylko, że Tato nie przestał tak mówić, ale przecież rodzice to niekoniecznie mają rację, nie?