piątek, 27 lutego 2015

przed

Zaczynam odczuwać potrzebę napisania. O czymś takim nieraz pisała Okruszyna. Roboty fura, stres, czas goni a ja kroku dalej zrobić nie mogę, dopóki nie napiszę.

Bo dzisiaj taki dzień - ostatni dzień roboczy miesiąca, że obowiązków służbowych całe mnóstwo, a nam doszły jeszcze dodatkowe, "służbowe" inaczej, czyli rodzaj służby. Całe szczęście, że świat poszedł naprzód i można pewne rzeczy zrobić "zdalnie", co bardzo usprawnia logistykę i daje chwilę wytchnienia takim jak ja - mało zorganizowanym. Służba natomiast najpiękniej się wyraża w prawdziwiej służbie. Prasuję wiec stertę obrusów, aby i one swoim wyglądem służy małżeństwom podczas kolejnego Programu Ja+Ty=My, tym razem w Katowicach. Odhaczam na liście kolejne rzeczy, sprawy, niezbędniki, które w zestawie "mały trener" powinniśmy mieć ze sobą. Oby tylko Mój DrOgi Mąż nie zapomniał odebrać przenośnej wieży grającej z naprawy od sąsiada zza trzech płotów.
No i ten stres. Żeby nie zepsuć czegoś. Bo to taka służba, która polega na towarzyszeniu. Bo to taki Program, który nie stawia pod ścianą i nie oskarża, że tu było źle, a ta, jeszcze gorzej, a wskazuje, gdzie mógł być, choć nie musiał, popełniony błąd i daje narzędzia, jak go niwelować. Często podczas żmudnej pracy. To też taki Program, który umacnia i daje duże poczucie satysfakcji, że dotychczasowe trudy nie były zmarnowane. Kto jeszcze nie był, to zachęcam. O kolejnych można przeczytać na stronie Fundacji Pomoc Rodzinie.

No dobra, okazuje się, że mogłabym tak jeszcze trochę, a tu czas po Niesforki do placówki jechać...
Wspierajcie dobrą myślą i modlitwą :)


sknera?

Niesforka zgubiła kolejnego zęba. Tradycyjnie schowała go pod poduszką. Wróżka Zębuszka i tym razem jej nie zawiodła :)
Odbierając ją ze szkoły muszę jednak odeprzeć atak złości. Coś jest nie tak....
Przyczyna złości zaraz zostaje zidentyfikowana. Koleżanka jej powiedziała, że to nie wróżka zębuszka tylko rodzice zabierają ząbka i coś tam zostawiają. Pamiętając o tym, jak długo Najstarszy Niesforny Aniołek miał frajdę z tego typu akcji, myślę sobie, że byłoby szkoda odzierać dziecko z tego beztroskiego dzieciństwa, tym bardziej, że zaraz Najmłodszy Niesforny Aniołek zacznie gubić ząbki. "Nie wiem, jak jest u koleżanki, może do nich do domu nie przychodzi Wróżka Zębuszka i rodzice zabierają ząbki dzieciom, ale w naszym zawsze jest mile widziana ;)" - poinformowałam Niesforkę a to zdanie zdecydowanie ją uspokoiło. "Właśnie. Poza tym łatwo byłoby poznać, że to rodzice zabierają ząbki, bo wtedy mieliby ząbki dzieci i musieliby dać swoje pieniążki" ;)

Cóż - "skąpi" rodzice też kiedyś mają "swój" dzień ;)

środa, 25 lutego 2015

artyści

Niespodziewanie i na mnie padło. No niby nic takiego. Lekka temperatura, kaszelek, łamanie w kościach czy w resztkach mięśni. Zasięgnęłam porady lekarza lub farmaceuty i nakazał nie chuchać na resztę rodziny, co trudne niezwykle, bo rodzina z tych, gdzie podstawową formą komunikacji jest tulenie, przytulanie, wspólne w łóżku budzenie i całowanie. No i według porady, powinnam sobie poradzić, ale żeby nie było nieprzewidzianych i nadmiernych powikłań, zastosować się należy do porady bez dyskusji.

Trudne to bardzo, bo te rączki malutkie same się kleją do mnie. Ale mimo to Niesforki dzielne są bardzo, bo siedząc na sąsiedniej kanapie smyrają nóżkami o moje nogi - byleby kontakt był.

Modelowi kinestetycy. Najstarszy Niesforny Aniołek coraz bardziej świadomy siebie również w tej dziedzinie. Wychowawczyni od dwóch dni wypełnia z nimi testy. Moja diagnoza się potwierdza. Kinestetyk połączony ze słuchowcem (w szkole powszechnej to "trudny" typ - tzn. jest wymagający i każdemu się z takim niezbyt dobrze pracuje, a już zwłaszcza nauczycielowi, który przede wszystkim jest wzrokowcem). Mam nadzieję, że przyniesie to też efekty i większe zrozumienie u nauczycieli, tym bardziej że używa bardziej też prawej półkuli (tak jak mamusia), i działa w sposób artystyczny nie zważając na dopracowywanie szczegółów.

I w ogóle to wygląda na to, że mamy samych artystów w domu. :)))

wtorek, 24 lutego 2015

na tablicy

Z moim pisaniem bywa tak, że musi się rozkręcić. Niezbyt dobrze mi to ostatnio wychodzi, ale żeby pomalutku wrócić do jako-takiej wprawy, to dzisiaj wpis obrazkowy.

Jakoś bardzo do mnie przemawiający ;)

znalezione w sieci

środa, 18 lutego 2015

kwatera główna

Matką w bojach jestem, więc wybaczcie, że mnie tu nie ma, ale strategie muszę opracowywać na różnych polach. Niestety, różnie mi to wychodzi :)

Czy już Wam mówiłam, że bardzo zaskoczona jestem, jak różni są ludzie? I że do każdego jest inny klucz dostępu? I że muszę też innym pomóc znaleźć ten klucz do naszych Niesforków, bo inaczej idą noże, talerze, fochy i wąty - w różne strony.

No to dobrego dnia, tygodnia, miesiąca -  wracam do kwatery głównej.

piątek, 13 lutego 2015

WŹ Dosianka

Krótka wyprawa poza dom okazała się być wielką przygodą, dobrym i pełnym spotkań czasem.

Przede wszystkim dlatego, że poznałam Plusa, czyli Pawełka, synka Okruszyny. Ma chłopak właściwe podejście do życia, bo postanowił od pierwszych dni swojego życia wylegiwać się w ciepłych promieniach lamp solaryjnych ;).
Po wtóre miło i efektywnie spędziłam czas w mieście spotkań z gronem zaprzyjaźnionych osób.
Po trzecie pogawędki z Doktorową do późnej nocy były niezwykle sympatyczne. Co prawda mam wyrzuty sumienia, że przeze mnie Doktorowa, w fazie lunatykowania, musiała pójść rano do pracy :)
Po czwarte wrażenia po spotkaniach służbowych, mimo że nie wszystkie jednak mogły się odbyć i choć były wyczerpujące a niektóre lekko depresyjne, mogły zostać zatarte długimi godzinami wałęsania się wraz Moim DrOgim Mężem po moim ulubionym mieście :)

Ale, żeby nie było, że sama jedna wielka przewidywalna nuda :)

Ledwo oko u Doktorowej otwarliśmy, zadzwonił nasz sąsiad zza płota z informacją, że źródło nam na działce wybiło i woda się leje wartkim strumieniem. Gdy spotkały się nasze (moje i MDMa) spojrzenia pełne zdumienia, widać też było, że główki pracują i trybiki rozruszały się lekko niczym Pomysłowemu Dobromirowi, bo oczyma wyobraźni zobaczyliśmy rozwiązanie wszystkich naszych problemów i nową wizję lepszego życia. Już widziałam tę małą, rodzinną rozlewnię doskonałej Wody Źródlanej Dosianki, a nasze obejście zamienione w kraj miodem i wodą płynący....

Z hipnotycznych marzeń wyrwał nas jednak sąsiad, konstruktor i projektant, między innymi naszego domu, zorientowawszy się, że realizacja naszego projektu może zakłócić jego spokojne życie, chociażby w ten sposób, że będą koło jego domu przejeżdżać codziennie niezliczone ilości aut transportowych, które Dosiankę będą rozwozić po całej Polsce, i poinformował nas, że skoro nas nie ma, to on zajmie się sprawą i wezwał służby odpowiednie, żeby owe źródło zabezpieczyć, albo może od razu na nie akcyzę nałożyć, kto tam wie? ;)))

Ekipa z pogotowia, okazało się, że wodno - kanalizacyjnego, przyjechała, dół wielki wykopała i okazało się, że fachowa firma, robiąca niewielki fundament pod malutki śmietnik, musiała naruszyć rury przesyłowe wody, ale sprawy nie załatwiła fachowo, tylko jak  na "fachowców" przystało, oklejając je taśmą izolacyjną!!! (sic)

No i wyjaśniło się nam, dlaczego pojawiły nam się mokre plamy na ścianach w piwnicy i już wiemy, że to nie wina deszczówki i jej słabego odprowadzenia, i że wcale niepotrzebnie zainwestowaliśmy w pompę, która wypompowywała wodę deszczową.

A teraz, zamiast wystawiać faktury sprzedażowe za Dosiankę, czekam na fakturę z pogotowia, które to pewnie nas obciąży kosztami naprawy,  bo jak zapisali w protokole, awaria z winy użytkownika :(

A ten nasz strumyk - chwilowa wizja fortuny - został zauważony już z samego rana przez Średnią Niesforkę, która oznajmiła Brzozannie i Liw, że brzózka nam się sama podlewa, ale niestety nikt tego nie podchwycił, i nie zdążyliśmy fabryki wody wybudować :)

I mimo wszystko - jak dobrze mieć sąsiada :)

środa, 11 lutego 2015

survival

Brzozanna i Liw podjęły się kolejnego survivalu. Survival polega na pilnowaniu Niesforków, które to uwielbiają, bo dla nich to też swoisty survival. Na przykład śpią w piwnicy :), pod namiotem, a że survival, to się zębów nie myje itp.

W tym czasie ja wraz Moim DrOgim Mężem mamy chwilę dla siebie. O! Dla nas też survival :)
Witaj przygodo!

A TU odrobinka "mojej powagi" :)

piątek, 6 lutego 2015

a było mi tak źle


Miałam ochotę schować się w sobie i zapaść w sen zimowy. Było mi źle, czułam się wypruta. Z trudem bowiem znoszę frustrację, humory, przekręty innych, zła wolę i wyładowywany gniew - było mi po prosu przykro.

I nagle nastał ten dzień. I wiem, że są też inni ludzie na świecie, którzy dobrym słowem wesprą, życzenia złożą, lepieje ułożą, kwiatka przyniosą i uśmiechem obdarują, imprezę zorganizują.
Jakby specjalnie Dzień Imienin wpisany został w kalendarz po to, aby podnieść człowieka na duchu, tym bardziej, że patronka piękna i dzielna - wspomożycielka ludu. Jest nawet w herbie Wrocławia- skąd się tam wzięła - trudno powiedzieć :) Ale pewnie dlatego też tak bardzo lubię Wrocław.

Dziękuję, Drogie Fariatki, za piękne życzenia  na zaprzyjaźnionym blogu Rybeńki i za kwiaty :) Na Was zawsze można liczyć :)


poniedziałek, 2 lutego 2015

przejrzyste zeszyty

Prowadzone przeze mnie zeszyty w szkole były niezwykle przejrzyste. Przyczepić nie można było się do niczego, głównie dlatego, że były puste. A właściwie to nie puste. Były w nich tematy i miały być notatki, ale pozostawały same miejsca na notatki. Gdy otwierało się taki zeszyt, to aż miło było popatrzeć - przejrzysty, czysty i bez błędów ;)

Pewnie też dlatego nigdy nie pisałam pamiętnika, bo byłby w nim same białe dziury. I tak też się już dzieje z blogiem. Dosipisanie cierpi z powodu małego w nim pisania. Już kiedyś planowałam zmienić tytuł na Dosimilczenie (chyba ;PPP)

Cóż. Ku pamięci to chciałby się to i tamto zapisać. Ale że za dużo się dzieje i nie wszystko przechodzi w sposób kontrolowany i bez nadmiernych emocji, ciężko nieraz opanować złość, irytację, chandrę czy co tam jeszcze, i niezbyt potrafię odcedzić to, co złe, żeby dalej w świat nie szło, więc rzadko się ujawniam.

Poza tym wielce zajęta byłam, bo ferie przecież były ;) Śnieg dopisał, stoki cudowne, Niesforki jakby coraz bardziej samodzielne i śmigały na nartach, nie tylko na oślej łączce. Mają za sobą już bardziej ambitny stok, prawie kilometrowy i lekki niedosyt.

Jednakże wszystko co piękne, kiedyś się kończy i ... wraca rzeczywistość, którą to możemy uczynić piękną, ale ... no właśnie. Po pierwszym dniu obowiązków szkolnych, które nie mają cienia wyrozumiałości, szara rzeczywistość może nawet i chciałaby być piękna, lecz jakiż urok miałby  wtedy dni wolne i ferie przyćmione jej pięknem? ;)))

Zaglądam do zeszytów Najstarszego Niesfornego Aniołka i stwierdzam, że on również prowadzi przejrzyste zeszyty ;P

Podsumować by można było jakąś taką piękną sentencją, że niedaleko pada jabłko od gruszki, nie?
No bo genetyka tu chyba nic nie jest winna ;PPP