środa, 30 kwietnia 2014

na koniec swiata

Nawigacja nam pokazuje, ze bedziemy na miejscu o drugiej w nocy. A mialo byc tak pieknie. Gory, wypoczynek, znajomi. No i bedzie! Bedziemy najwyzej spac na szlaku, bo plany turystyczne od samego rana sa ambitne;)
Ciesze sie, ze w ogole udalo nam sie zebrac, gdyz dzien byl przebogaty w zajecia i obowiazki. Ale jedziemy!

Jedziemy na koniec swiata. Tam nas jeszcze nie bylo.
Nasz cel to Bieszczady.

Serce mi drzy. Jestem podekscytowana. Rodzinka sie rowniez cieszy.

łowca

Mój DrOgi Mąż należy do wprawnych łowców. Znany jest z tego, że łapie muchy w locie. A że jego postura nie przeszkadza mu mieć coś z św. Franciszka, to przy tym jest bardzo łagodny dla złowionych w locie stworzeń latających (z wyjątkiem komarów, os, szerszeni, gzów ;) Więc jak już zaczyna tracić cierpliwość, bo ma dość łaskotek, to łapie taką muchę w locie i wypuszcza ją na dwór.

Ponieważ bacznie obserwuję ten rytuał łowiecki już od kilkunastu lat, wczoraj postanowiłam również spróbować. Siedziałam przy komputerze, a pewna mucha tak była zaciekawiona tym, co na ekranie, że cały czas mi zasłaniała widok. Postanowiłam się na nią zaczaić. I ku memu zaskoczeniu - złapałam!!! Aż nie mogłam uwierzyć, że mi się udało. Moja radość z samego faktu złapania muchy była tak wielka, że musiałam koniecznie się nią podzielić z Moim DrOgim Mężem, który też tę radość przekazał dalej, gdyż zajęty był właśnie ważną rozmową telefoniczną (na szczęście nie służbową :) Zażartował sobie jednak w komentarzu do osoby na drugim końcu kabla telefonicznego (zaraz, komórki przecież nie mają kabla - nieważne, nie będę teraz tego roztrząsać ;), że złapałam i z wrażenia od razu wypuściłam.

No i to trochę uraziło moją ambicję, i ku swej obronie tłumaczę: Przecież zrobiłam wszystko tak jak Ty: zaczaiłam się, złapałam i wypuściłam. Co z tego, że trochę za szybko. Łaskotało przecież nieziemsko! Poza tym chyba nie chciałbyś, aby uczeń przerósł mistrza już za pierwszym razem, nie? ;P

wtorek, 29 kwietnia 2014

nowa miara czasu

Wtorki zawsze mi się dobrze kojarzą. Bo we wtorki mamy wychodne. Przychodzi wówczas do nas opiekunka, której zadaniem jest ogarnąć Niesforki. Nie narzucamy jej metody sprawowania opieki nad dziećmi. Liczy się to, czy dzieci były zaopiekowane i czy poszły spać wystarczająco wcześnie, żeby dnia następnego dało się je w miarę przytomne ściągnąć z łóżka. Co do wyboru metody nigdy nie miałam zastrzeżeń, bo dzieci bardzo lubią ten dzień, gdy przychodzi opiekunka :) Bardzo dobrze się wtedy bawią!

No i dzisiaj również przyszła. Więc małe dla nas święto.
Ale Mój DrOgi Mąż wrócił dzisiaj bardzo późno z pracy. Godzina wyjścia się zbliżała a zmęczony jadł jeszcze obiad na tarasie, gdy wypadłam zza domu z sadzonkami kwiatów i dopytywałam go, ile nam jeszcze czasu zostało. Na co odparł mi ze stoickim spokojem: pół miski! 

I tak oto powstała nowa miara czasu, zwłaszcza, gdy się człowiek spieszy ;)

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

jak piórko

Gdyby się tak przyjrzeć, to dziur jest mnóstwo. To tu, to tam trzeba naprawiać, cerować, wymieniać. Całość z bliska nie wygląda najlepiej, ale czuję się ostatnio tak dobrze, że wcale mi to nie przeszkadza. I muszę przyznać, że piękny to stan, bo dawno się tak nie czułam.

Czerpię z radości Zmartwychwstania ile się da.
A radość swą wyrażam również ... na trampolinie. A ileż tam śmiechu i wygłupów! Niesforki szaleją razem ze mną! Albo raczej ja z nimi :)

Niedługo okolica się zbiegnie oglądać starszą panią w podskokach :P

Trampolina daje poczucie lekkości :) Dawno mi zapomniane;)

czwartek, 24 kwietnia 2014

samo życie

Wizja głodowych świąt sprowokowała mój organizm, aby poczynił zapasy (mimo że i tak ma ich za dużo) na czarną godzinę. W tym celu utworzył sobie dwie kieszonki wielkości krateru. Jak to wyglądało wie tylko najmilsza pani doktor Dżastina, bo kieszonki powstały pod dziąsłami. Więc stan był taki, że ja wiłam się z bólu, a Dżastina leczyła. Gdy mnie znieczuliła, to pomimo pełnego rozwarcia ;) cieszyłam się, że jestem w rękach dentysty-sadysty :) (sorry Dżastinko - ale chyba znasz życie i wiesz, że dentyści to... fajni są ;))) Szkoda, że znieczulenie przestało działać :(

Ale cierpliwą jestem jednostką, przynajmniej tak twierdzi fachowiec, który rozpoczął prace remontowo- wykończeniowe w naszym domu, które od dwóch lat nie mogły nabrać rozpędu i zniszczyły wszelki wysiłek porządków przedświątecznych. A cierpliwą jestem nie dlatego, że znów sobie na spokojnie posprzątam, ale dlatego, że dwa lata wytrzymałam.
A przecież to samo życie. Mija, nie wiadomo, kiedy.

Mój DrOgi Mężu - zapamiętaj sobie, że prawdziwy skarb masz w domu - cierpliwą żonę ;P



wtorek, 22 kwietnia 2014

wizja głodowych świąt

Zajętość ogólna i szczególna w minionym tygodniu była wielka. Choć dość trudny i wyczerpujący był to czas, to uznać go należy za taki, że dobrze, że był.

Przygotowania świąteczne były znaczne, bardziej duchowe niż porządkowe i kulinarne, chociaż i te miały swoje miejsce i czas.

Ale gdy przyszło co do czego, wróciwszy wczoraj z kościoła z nadzieją na pyszny obiad, który w lodówce tylko czekał, aby go podgrzać i pięknie podać, spotkała nas wizja głodowania. Mimo że lodówki pełne :)

W takiej sytuacji  przychodzi ta coroczna refleksja: i po co tyle gotować, piec gdy i tak marny z tego pożytek.Wystarczy, że prądu zabrakło i całe świętowanie nastawione na siedzenie za stołem pęka jak bańka mydlana.

Z katastroficznych wizji świątecznego głodowania wyrwała mnie Pablowa, która szukała pomocy dla zwalonego przez wypadnięty dysk Pabla. Gdy dowiedziała się, że nie mamy jak zagrzać sobie obiadu wpadła na genialny pomysł, że podjeżdżając po specyfik farmaceutyczny przywiezie nam kuchenkę mikrofalową.
Po krótkiej refleksji stwierdziła jednak, że ta propozycja chyba jest mało trafiona. Połączywszy więc wspólne moce intelektualne, stwierdziliśmy, że specyfik my im dowieziemy wraz z naszym obiadem, który na ich kuchence odgrzejemy.

Radość Niesforków z odwiedzin u Pablówny była przeogromna. Moja również wielka. Przed wyjściem postanowiłam jeszcze przygotować jakieś ubranka do przebrania dla dzieci, wszak nie trudno można się było domyślić, że w Śmingus Dingus to różnie może być.

Przygotowując ubrania do zabrania ze sobą nadziwić się nie mogłam, dlaczego żelazko nie chciało mi się nagrzać ;PPP

Czy ja się przed chwilą śmiałam z propozycji Pablowej? :PPP

wtorek, 15 kwietnia 2014

i tak minie

"Czemu  ty się, zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś - a więc musisz minąć.
Miniesz - a więc to jest piękne..."
             Wisława Szymborska



Trochę spadło na głowę, że nawet wyżycie się w trakcie mycia okien pomiędzy jednym deszczem a drugim nie pomogło. Nawet wyprasowanie sterty stert prania na nic się zdało. Głowa pęka, problemów nie ubyło, nerwy słabe.

Nie mogę się doczekać, kiedy minie ta godzina.



poniedziałek, 14 kwietnia 2014

realne kwestie

Chociaż początek próby był trudny, bo nuty nie układały się w dźwięki, a przecież czas nam się już kończy, to koniec był bardzo zaskakujący.
Czas się kończy, bo przygotowujemy się do śpiewania Męki Pańskiej w Wielki Piątek.
A wystarczyło się wczuć! (Chórmistrz zachęcił.) Aż koleżanka siedząca obok stwierdziła, że ją szturcham. Nie umiem przecież śpiewać w postawie na baczność! To był ten powód dla którego w młodości nie śpiewałam w chórze tylko w Zespole Pieśni i Tańca.

Ciarki mi przechodzą po plecach, gdy śpiewamy Mękę Pańską. A to przecież tylko próba, więc jeszcze i tak nie jesteśmy za bardzo spięci, skoncentrowani. Pomiędzy sekwencjami sobie żartujemy, śmiejemy się, ale gdy tylko pozwoliłam sobie wczuć się w to co śpiewam, to...

To brzmi to wszytko tak bardzo realnie.
Myślę, że to są bardzo moje kwestie, które z głowy wypierałam. Ale realnie, to codziennie je wypowiadam i powtarzam.

czwartek, 10 kwietnia 2014

garniturkowa afera

Już miałam wizję, że Najstarszy Niesforny Aniołek tuż przed sprawdzianem kompetencji trzecioklasisty pobiegnie do szatni i przebierze się w strój do w-fu.

Mimo że obudził się pozytywnie nastawiony do życia i wypełniania obowiązków, nawet w stroju galowym, z każdym nowym elementem garderoby nakładanym na siebie, mina mu rzedła, cały się napinał i spinał, aż w końcu wybuchnął, że on nie znosi strojów galowych, że wszystko mu przeszkadza, że tu za sztywne, tam za mocno ściągnięte, niewygodnie etc.

Od razu przypomniały mi się pierwsze awantury z powodu źle zapiętych butów (a to za lekko, a to za mocno), gryzącej metki z tyłu koszulki, zbyt sztywnych spodni dżinsowych. Wtedy nie wiedziałam, o co chodzi, w czym jest problem. Słyszałam tylko krytykę, głównie osób z zewnątrz, że dziecko nie powinno się tak zachowywać!
Teraz już wiem, że może. Zwłaszcza wtedy, gdy jest kinestetykiem. Sztuką jednak jest nauczyć go opanowania, zwłaszcza wtedy, gdy samemu aż tak silnych cech charakterystycznych dla kinestetyków się samemu nie przejawia.

Przyznaję, trudno jest być kinestetykiem, a w chwili egzaminu, gdy wypada być odświętnie ubranym i nie można na niczym się skupić, bo to eleganckie ubranie tak bardzo przeszkadza, to już zupełnie.

Na szczęście wizja nie była prorocza. Niesforek przetrwał kryzys, opanował się. W krótkie spodenki od w-fu się nie przebrał - być może pomogła mu w tym dzisiejsza aura. Dobrze, że było zimno i pół dnia padało ;P

I całe szczęście, że przy tej porannej garniturkowej aferze udało mu się z domu na tyle wcześnie wyjść, że zdążył wrócić po piórnik, którego zapomniał zapakować, a był jedynym ważnym i obowiązkowym przedmiotem, który miał ze sobą przynieść.
Oj będzie się jeszcze działo. Tak czuję :)

środa, 9 kwietnia 2014

trudności

 W domu lekkie zamieszanie. Gości mamy, którzy, z jednej strony, dobrze, że są, a z drugiej powodują wiele zamieszania i szumu wokół siebie. Przez to są trochę męczący. Trochę to jednak za mało powiedziane...

Wychodzę z złożenia, że Gość w dom Bóg w dom! i trudną gościnę znoszę, choć nie jest mi łatwo. Momentami muszę trzymać język za zębami, bo niemiły komentarz mam na końcu języka.

Jakże trudne są niektóre relacje!

sobota, 5 kwietnia 2014

jajecznicowy tort

Trzeba było pozostać przy pierwotnym postanowieniu, że nie będę tortów urodzinowych robić. I nie wiem, dlaczego postanowienia nie dotrzymałam.
Stało się!
Zdarzyło mi się!
Ubzdurało mi się!

Właśnie. Bo to kłopot wielki zamówić tort i prosić, i dopraszać się, żeby na pewno nie był z mlekiem, śmietaną i serkiem ;) A i tak nigdy pewności nie mam.

Nie tolerując białka mleka Mój DrOgi Maż bardzo często podziwia więc torty, bo te bardzo często śmietanowe, albo z dodatkiem mleka, nawet ich nie kosztując. No chyba że imprezę organizuje moja Mama. Wtedy wszyscy są zachwyceni.

Postanowiłam więc zakasać rękawy i zrobić mu przyjemność. Postanowiłam zrobić dla niego tort. Bez mleka, za to z dodatkiem alkoholu :) - dla smaczku oczywiście.

Znalazłam więc, przynajmniej tak mi się wydawało, prosty przepis na tort czekoladowy, nasączony alkoholem oczywiście. Pomijam fakt, że biszkopt mi nie wyrósł i nijak się go nie dało przekroić na trzy części i szybko więc piekłam drugi. Ale że w życiu tortu nie robiłam wcześniej, to skąd miałam wiedzieć, że wykonując kolejny krok: masło utrzeć z cukrem na parze, dodać żółtka i ucierać  aż będzie białe i puszyste, wykonam raczej bardzo tłustą jajecznicę, a nie bazę do kremu czekoladowego :P

Następnym razem będę bardziej brała sobie do serca wszelkie postanowienia :)

Na szczęście masła ci w domu mieliśmy dostatek i znalazłam inny przepis na krem, którego resztka została wyjedzona palcami prosto z miski, co świadczyło o tym, że nie był jajecznicą.

A całość będziemy testować jutro, w niedzielę - w Dniu Urodzin Mojego DrOgiego Męża!

Wszelkiego dobra, MDM :*




No!

wtorek, 1 kwietnia 2014

stłuczka pozytywnie

Zniosłam epitety i nerwy pana, który wjechał mi w tył auta. Jego auto bardziej zmasakrowane niż moje. W sumie on też był ofiarą nieostrożnej jazdy jeszcze innego kierowcy, który po porostu sobie odjechał.

Dobrze, że tylko zderzak i lampa przeciwmgielna do wymiany, bo w perspektywie było zderzenie czołowe z tirem, który środkiem drogi w zakręcie jechał i to jeszcze pod wiaduktem, albo zderzenie z samym wiaduktem, gdyby nie to, że udało mi się zatrzymać. I rozumiem tego, który nie zdążył za mną wyhamować, mimo tego, że on pojąć nie może, jak można tak nagle się zatrzymać.

Mimo wszytko cieszę, że się udało, a kierowcy tira życzę więcej oleju w głowie.