poniedziałek, 25 sierpnia 2014

okopy w domu

Mogłabym dzisiaj przekopiować wpis Okruszyny, bo znalazła słowa, których mi brakuje (jak zwykle zresztą ;). Choć bohaterów jakby mniej - nie ma kotka, zamiast niego od trzech dni walczący z biegunką Najmłodszy Niesforny Aniołek. Zmęczona tym stanem, patrzę na naczynia, które nieczułe na moje prośby o pomoc, patrzę na pranie błagalnym wzrokiem - ale też mnie ignoruje. Gdy stoczę walkę z bałaganem w jednej części domu natychmiast rozgaszcza się w innej. No prawda, że gościnny dom chciałam zawsze prowadzić, ale nie dla bałaganu.

Z Najstarszym Niesfornym Aniołkiem próbowałam dzisiaj powalczyć z bałaganem w jego pokoju. Nie dość, że w pewnym momencie miałam wrażenie, że zrobił się jeszcze większy niż przed rozpoczętą bitwą, to dodatkowo stoczyłam walkę z samym Niesforkiem (mam nieodparte przeczucie, że to zaczyna być zbuntowany nastolatek). Już chciałam odbezpieczyć zawleczkę w granacie, gdy w ostatniej chwili wybrałam numer do Mojego Drogiego Męża, aby uciekał ze swojego pola bitwy i wracał do domu. Jakież to szczęście, że mógł! Zabrał Starsze Niesforki z domu. Walczę więc już tylko z bałaganem i biegunką. Momentami z Najmłodszym Niesforkiem, żeby nawadniające środki przyjął. Czuję się tak, jakbym w jakiś okopach była.

Mam wrażenie, że kiepsko bym się spisywała, gdybym była jedną z tych kobiet, które zostały w domu troszcząc się o latorośle, gdy mąż musiałby w prawdziwych okopach.

Okruszyno, skąd wziąć ten kamyk?


piątek, 22 sierpnia 2014

życiowa prawda

Góry Stołowe zostały przez nas schodzone. Niesforki są przeszczęśliwe z tego powodu i nawet trochę rozczarowane, że tak krótko, że to już koniec. Ale ja już to wiem, że lepiej dla nich, gdy mają czegoś niedosyt, niż zdążą znudzić się na maxa. Do spokojnego powrotu do domu przekonały ich odwiedziny kuzynki, która na co dzień mieszka na Wyspie, a od kilku dni u Babci we Wroclove.

Zjechaliśmy więc do domu w oczekiwaniu na kuzynkę wraz z jej mamą. Znaczy z moją Sisterką. No i przyjechały wczoraj mimo wszystko nas zaskakując, bo nie spodziewałam się ich o tak wczesnej porze, zastając nas w księgarni, gdzie wydałam prawie 600 zł na podręczniki dla Najstarszego Niesfornego Aniołka. Co z tego, że Średniej Niesforce nie muszę póki co niczego kupować, bo Ministerstwo ma ją zaopatrzyć w nowy podręcznik :/, gdy właśnie sobie wyobraziłam, ile to mogą kosztować nas podręczniki dla dzieci, gdy już wszystkie będą w klasach wyższych niż 1-3. Może matematyka nie jest moją najmocniejszą stroną, ale 3x600 to komputer mi wyliczył, że to 1800PLN!!!

No ale wracając do Sisterki i jej córci to przyjechały przywożąc od mojej Mamy 5 kg obranych już jabłek!!! Owocówki zaczęły krążyć nad nami upierdliwie, irytując przeraźliwie. Mimo że piec nie lubię, robię placek wg przepisu Okruszyny, przysyłany w odcinkach sms-owych (w jej wydaniu było to niebo w gębie, w moim już nie tak dobre) i gotuję kompot, resztę podjadam chcąc jak najszybciej pozbyć się problemu. Po jednym wieczorze mamy jabłek dosyć. Wychodzą nam bokiem ;P

Śmieję się z Sisterką sącząc drineczka (na Cydr jabłkowy nawet nie spoglądając ;P), że chyba Mama pozazdrościła nam tego spotkania i chciała, żebyśmy cały wieczór o niej myślały :PPP

Nie da się ukryć - cel osiągnęła. Ale ... placuszek dzisiejszego wieczoru jakby lepszy. I gdy specjalny Gość u nas w domu gościł, nawet cieszyłam się, że mogę poczęstować sezonowym domowym plackiem.

Rodzice zawsze wiedzą co dobre dla ich dzieci ;P

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

nocne sms-y

Doktorowie, ktorzy nam towarzysza w gorskich wyprawach, wieczorem otwieraja kino letnie (przezornie nie wspomne, ze film dla dzieci). Na ekranie niewiele wiekszym od kartki bloku rysunkowego. Nikomu to nie przeszkadza. Nawet brak popkornu nie byl dotkliwy.

Po skonczonym seansie, gdy dzieci wszystkie mialy juz byc zaopiekowane mielismy sie spotkac na wieczorku integracyjnym dla doroslych. Poniewaz u Doktorostwa dosc maly Osesek jest, to niejako on wyznacza rytm.
W oczekiwaniu na sciszone pukanie do drzwi zaczynaja i nam sie kleic oczy, ze nawet mimo trzezwosci godnej miesiaca sierpnia, zaczyna nam sie urywac film. Pisze wiec sms-a do Doktorowej, ktora za sciana:
Ja: Nie gniewajcie sie, ale padamy.
Doktorowa: Nie gniewamy sie, my tez ;) Wlasnie skonczylam usypiac Oseska. Dobranoc.
Ja: Dobranoc. Nie ma to jak wyrozumiali wspoltowarzysze gorskich wedrowek:)
Doktorowa: Nie ma sprawy :) Doktor tylko ubolewa, ze nie ma z kim wina wypic ;) Do jutra. Pa
Ja: To moze jednak ;)?

Sama korespndencja tak sie ubawilam, ze rozbudzilam. Czytam MDM powyzszy dialog smiejac sie z tego w glos. MDM skwitowal, ze  Sasiedzi slyszac moj smiech pewnie tez juz nie spia. Za niedluga chwilke slychac sciszone pukanie do drzwi... Doktorowie przyszli pozyczyc korkociag;)

Nie ma to jak dobrzy wspoltowarzysze wedrowek gorskich, ktorzy lubia integracje ;)


niedziela, 17 sierpnia 2014

Szczeliniec - marzenie


Wielkie plany pozostaly planami, a wlasciwie zle mowie,  ulegly znacznej weryfikacji. Z koniecznosci podzielilismy na dwie podgrupy: meska i zenska. Meska dolaczyla sie do Rodzinki Doktorow i poszli zdobywac Szczeliniec. Zenska natomiast, pomimo ze checi wielkie miala na gorska wedrowke, a po konsultacji z lekarzem i farmaceuta, postanowila pozostac u podnoza gory grzejac sie w Pasterce (schronisku) i czekajac na poprawe stanu Sredniej Niesforki :( Dopadlo bowiem  niewiadomoco dziewczyne podnoszac jej temperature i wyplukujac wszystko, co dobre.
Zal troche jest, bo to Niesforka najbardziej marzyla o tych wedrowkach, a wyszlo, ze musi sie cieszyc samymi widokami.

Sacze wiec sobie kawke pod Szczelincem skad serdecznie Was pozdrawiam :)


FBF10D78-5E18-412C-8FDA-38539B414F7D

czwartek, 14 sierpnia 2014

szachy na wyzszym poziomie

Dokonanie zmian chocby tylko w zmianie nazwy bloga wcale nie jest proste, bo i to wymaga chwili czasu, i natchnienia. Jako ze ani jednego ani drugiego nie ma, to postanowilam umiescic post informacyjny.

Wyprowadzona z rownowagi chyba milion razy mimo wszystko opanowalam, przy nieocenionej pomocy MDM, chaos, balagan, Niesforne Aniolki i resztki nerwow. Wszystko razem zapokowane zostalo do auta i wywiezione. Po drodze wprawdzie resztki nerwow potrzebowaly reanimacji, ale dzieki temu jeszcze zyje :)

MDM mowi, ze to co sie teraz dzieje w naszym domu to manewry. To gra w szachy na wyzszym poziomie. Wszyscy graja ze wszystkimi. Pojedyki, potyczki na porzadku dziennym i bloga i cisza i sielanka rowniez.

I okazuje sie, ze psuje sobie statystyke, gdyz do tej pory mialam 100% wygranych w szachy. A teraz niekoniecznie.
A 100% wynikalo z tego, ze raz w zyciu zagralam w szachy i wygralam. A ze byla to podobno bardzo interesujaca gra, to od tamtej pory postanowilam nie psuc sobie statystyki.
Az do teraz. Bo w domowych zawodach roznie mi to wychodz;P


A i wywiezlismy sie w Gory Stolowe. Niesforki same zaproponowaly i .... czemu nie?

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

czas na zmiany?

Odnoszę nieodparte wrażenie, że pomimo mnogości przeżyć i tematów nadających się do uwiecznienia ich w domowym pamiętniku,  pozostają w nim ciągle puste kartki, to nadszedł czas na zmiany.

Moim zdaniem nadeszła ta chwila, że trzeba coś zmienić na tym blogu.

Może zacznę od zmiany nazwy.

Zamiast Dosipisanie będzie Dosimilczenie.

Przynajmniej będzie zgodny z prawdą ;P


poniedziałek, 4 sierpnia 2014

leniwa niedziela i marzenia

Leniwa sobota zmieniła się w leniwą niedzielę, która jednak z samego rana nie zapowiadała się zbyt atrakcyjnie i miło. Nie wiedzieć dlaczego, Średnia Niesforka, skoro świt, postanowiła sprawdzić swoje umiejętności zdobywane podczas zajęć dla grzecznych panien. Na szczęście koło południa znudziło się jej haftowanie i rzeczywiście rozpoczęła się leniwa niedziela. O ile leniwą niedzielą można nazwać okiełzanie trójki Niesfornych Aniołków.

Zaczynam mieć dosyć wakacji.
Kiedy w końcu rozpocznie się szkoła?
Tu najdziecie to, o czym właśnie marzę :)

niedziela, 3 sierpnia 2014

leniwa sobota

Otrzymałam zakaz gotowania!

Z początku nie wiedziałam w czym jest rzecz. Czyżbym tak niesmacznie gotowała, że lepiej, żebym wcale?
Właściwie wcale bym się nie obraziła, bo nie przepadam za pichceniem, ale jednak nie o to chodziło. Chodziło o to, że w domu robi się za gorąco.

Więc w upale, siedząc na bocznym tarasiku, MDM skręcał nowego grilla z tysiącem śrubeczek (mnie się odechciało, jak tylko zobaczyłam tę szaloną ilość), a ja mu towarzyszyłam sącząc popołudniową kawę. Po kilku godzinach mozolnej pracy udało się rozpalić grilla i upichcić obiad, który w międzyczasie stał się kolacją.

Nie ma to jak leniwa sobota :)

Nie dla wszystkich jednak. Najmłodszego Niesfornego Aniołka zaproszono dzisiaj na urodzinki do kolegi. Obierając go usłyszałam od rodziców, że zorganizowanie urodzinek przerosło ich trochę, bo nie spodziewali się tego, że tak trudno będzie ogarnąć garstkę pięciolatków. Nie żeby byli niegrzeczni, ale że są dość ruchliwi i z milionem pomysłów na minutę. Dowiedziałam się również, że Najmłodszy Niesforny Aniołek jest niezwykle zwinny i bardzo odważny. Wchodzi tam, gdzie ich starsza córka nie ma odwagi i skacze na bok ze zjeżdżalni. I nic mu nie jest, i widać, że niejedną przeszkodę w życiu już ominął.

Nie wiem znowu, co o tym sądzić. Czy to był komplement, czy skarga, że niemal o zawał serca nie przyprawił rodziców kolegi nasz Niesforny Aniołek.

Tak. Dzieci dziedziczą geny po rodzicach. Te "koktajle genowe" naszych Niesforków chyba wiele też mówią  o rodzicach :P