czwartek, 31 stycznia 2013

się chwalę

Pogoda w nocy nas nie rozpieszczała. Wsłuchując się w szum spływającej wody z dachu wyobrażałam sobie, jak wyglądają tutejsze okolice w porze deszczowej. W myślach już pakowałam nasze rzeczy i zastanawiałam się, jak powiedzieć gospodarzom, że wracamy.

Jakież było moje zaskoczenie rano, gdy wyglądając przez okno, w pełnym słońcu, ujrzałam naszą oślą łączkę pełną śniegu.

Śnieg na stoku może trochę wolny, w słońcu przytopiony, wiaterkiem zimnym zmrożony. Właściwie lodowiec!
Żyć - nie umierać, nigdzie nie wyjeżdżamy!

Twarz do słońca wystawiam i z Giewontem, który w pełnej okazałości nas pilnuje, pozdrawiamy się wzajemnie ;)






Spoglądam na Nosala i trochę zazdroszczę narciarzom, którzy tam szusują. Dopiero przy obiedzie dowiaduję się, że Najstarszy Niesforny Aniołek, znudzony naszą oślą łączką, wraz z Tatą tam dzisiaj pojechali i technikę narciarskich zjazdów ćwiczyli.



Ale za to stok tuż przy domu do naszych Młodszych Niesforków należy.

Zobaczcie sami.
Dumnam jak paw!



środa, 30 stycznia 2013

świetlica

Myśli własnych nie słyszę i przez moment się zastanawiam, czy w ogóle takowe mam ;)

Nie wiem już, które to dziecko płacze, które chce naleśnika, a jeszcze które grać. Właściwie nie wiem, ile jest tu dzieci, bo ciągle pod nogami się ktoś plącze a dziecięca integracja trwa na całego.

 Młyn i harmider panuje w ogólnodostępnej jadalni, która rano jest stołówką, a po południu dla tych, którym nie chce się zwiedzać, niestety, coraz bardziej mokrego, żeby nie powiedzieć zalanego Zakopanego, świetlicą.
A w naszym domu to jednak większość. I żeby nie było, że to tylko Zakopane jest skropione, więc dorośli od późnego popołudnia też się troszkę nakrapiają, przez co zdecydowanie łatwiej łamie się lody, bo przecież i tak odwilż ;)

W pewnym momencie nie wiedziałam, co to za zabawa, gdy dziecko, nie nasze, upomina tatusia swojego, aby raczył ciszej grać w piłkarzyki z wujkiem :)
Dzieci uczą dorosłych, jak robić biznes i wykorzystują narzędzia interdyscyplinarne. Pieniądze, pionki, kostki, kartki z tekstem do przeczytania (w ten sposób przecież nie można zarzucić, że się niczego nie czytało ;) I niezawodny jest w tym Monopol - nie mylić z monopolowym. Czyżby?

Na piętrze zaś druga dziewczynka mówi do siostry: "ej tam, mówisz jak matka!"

Nie wiem, komu bardziej potrzebne te ferie. Rodzicom, którzy nie chcą zapomnieć, jak to jest dzieckiem być, czy dzieciom, które dostosowane są do każdych realiów i właściwie chętnie pozwalają dorosłym za sobą nadążyć.

Tylko internet tu słaby :(


wtorek, 29 stycznia 2013

wywiad

Nie czując nóg i z odciśniętą krechą na czole po kasku, albo po goglach, wypruta z sił, ale bardzo zadowolona z całego dnia spędzonego na dwóch deskach i unosząc się w zachwycie nad postępami Niesforków, zadałam Mojemu Drogiemu Mężowi pytanie. Wszak to mój najwierniejszy fan, codziennie sprawdza, co u mnie słychać, gdyby przypadkiem nie udało się nam werbalnie skomunikować ;)  

Co sądzi o Dosipisaniu?

Ponieważ jestem wzrokowcem i nie zapisałam sobie wszystkiego co mówił, a właściwie niczego i chyba wstyd to przyznać, ale najbardziej utkwiło mi jedno określenie: jest w porzo! ;))) Poproszę o go powtórzenie, albo najlepiej o napisanie, żebym miała na piśmie ;)


A oprócz w porzo były też kwiaty uznania i ulubione czekoladki:






A że pierwsza rocznica to jak najbardziej okazja do świętowania, więc położywszy Niesforki spać, będziemy teraz świętować.

I Was też zapraszam :)


rocznica

Która?

Pierwsza.

Jaka?

No jak to? Kto zgadnie?

poniedziałek, 28 stycznia 2013

szkółka narciarska

To  że nie mogłam się doczekać dzisiejszego poranka, to było tylko marzenie wczorajszego wieczoru, gdyż kiedy już on nastał, to mogłam jedynie stwierdzić, że zdecydowanie za krótko spałam i marzyłam o zdecydowanie dłuższej drzemce.

Niestety odmiennego zdania były również Niesforki. Od świtu wierciły dziurę w brzuchu, bo przecież narty.

I zgadnijcie, co zrobiliśmy?

Oczywiście, poszliśmy na narty, na stok tuż przy domu.

Najstarszego Niesfornego Aniołka oddaliśmy na pół godziny pod oko instruktora, aby skorygował ewentualne błędy, a potem ... to czasami go widzieliśmy, gdy nas mijał.  Młodsze Niesforki natomiast pobierały naukę od najlepszego instruktora na świecie - Pana Piotra Sieczki ;)


Przygotowania do zajęć na nartach :)









Trzeci zjazd Najmłodszego Niesfornego Aniołka


Postanowiłam się poświęcić i zapiąwszy mocno buty zostałam operatorem kamery:)

Bardzo lubię to białe szaleństwo i mam nadzieję, że już niedługo będziemy wspólnie śmigać na bardziej pochylonych stokach.

niedziela, 27 stycznia 2013

zakopane Zakopane

Póki co, zakopane jest to Zakopane.

Miejscowy Góral i właściciel pensjonatu zapewnia, że nawet jak się temperatura podniesie o kilka stopni, to śniegu jest tak dużo, że nie musimy się o nic martwić. Na nartach sobie pojeździmy.

I uparcie będę trzymała go za słowo.

Od rana czeka na nas przydomowy stok o niewielkim nachyleniu, za to dość długi, idealny do nauki jazdy! Pięć lat temu Najstarszy Niesforny Aniołek zatrybił i bardzo polubił tę zimową zabawę na deskach, a teraz kolej na Młodsze Aniołki. Gdy już opanują sztukę podnoszenia się na deskach po  upadku i gdy osiągną etap, kiedy już dłużej będą stać niż leżeć, to wtedy wybieżemy się na jakiś bardziej wymagający stok. Na razie jednak długa ośla łączka.

Już nie mogę się doczekać poranka :)

sobota, 26 stycznia 2013

pomiędzy

Dzisiejszy dzień jakby pomiędzy.
Pomiędzy końcem semestru szkolnego, który nastąpił wczoraj dla naszego Najstarszego Niesfornego Aniołka i wyznacza rytm naszej rodzinie, choć nie wiem tylko z jakim końcowym rezultatem, bo ja, matka  niefrasobliwa, zapomniałam pójść się zorientować, co w trawie pod śniegiem piszczy, a feriami. Ferie, które w połowie w tym roku spędzimy na rodzinnym wyjeździe, zapominając i rekompensując sobie i dzieciom to, że w zeszłym roku w nawale pracy, zupełnie nie mieliśmy szans, aby cokolwiek im zorganizować.

I póki co, leniwa sobota, która ledwie się zaczęła, uciekając nam przez palce zaraz będzie się kończyć, a domaga się aby jej nie zmarnować i zakończyć też w domu okres Bożego Narodzenia.
Jodełka wprawdzie dzielna jest niezwykle i igły trzyma uparcie, ale widać, że nie ma już siły i prosi o zwolnienie jej z tego obowiązku. Ulitować się więc nad nią trzeba, bo gdy już wrócimy ze stoków, to pewnie będzie sama w swej rezygnacji zrzuci wszystko z siebie, powodując pojawienie się w nas wyrzutów sumienia i dyskomfortu z powrotu do zaniedbanego domu.
Więc zdecydowany koniec okresu Bożego Narodzenia w domu, początek zwykłego, a za chwilę też początek postu, czyli koniec karnawału ;)

A poza tym dzisiejszy dzień jest jeszcze pomiędzy mrozami a ociepleniem.

Ciekawe, na czym będziemy zjeżdżać z tych stoków. Pewnie na nartach wodnych ;)

czwartek, 24 stycznia 2013

amnezja

Rodzice wyjechali, a zapasy żywnościowe przez nich pozostawione się pokończyły. Z zaplanowanych wczesno - południowych zakupów nic nie wyszło, gdyż trwająca od rana wizyta księgowej przedłużyła się znacząco i trudno było dogonić uciekający czas i Mężowi i mi też. Tym bardziej, że ciągle jestem w zamkniętej wieży domowej wraz ze Średnią Niesforką. Powstały w głowie plan przygotowania obiadu, zaraz po powrocie Niesforków i Męża z różnych placówek, zakładał szybkie wyjście do sklepu, co chętnie uczyniłam, ale spowodował też totalną amnezję.

Amnezję tym większą, iż od kilku miesięcy wpisany miałam w telefonie komunikat przypominający bardzo ważne wydarzenie. I telefon, bardzo skrupulatny sprzęt, od dwóch dni przypominał o tym ważnym wydarzeniu, ale dzisiaj milczał, jakby chciał mi zrobić na złość. No i, udało mu się!

To wydarzenie, to zebranie rodziców ;)
Na koniec semestru.
Wyszliśmy na totalnych ignorantów.
Gdy sobie o nim przypomniałam, to było już za późno i teraz to tylko można o tym wspomnieć, aby sobie kiedyś przypomnieć;)


środa, 23 stycznia 2013

wolniejsze prędkości

Wraz z wyjazdem Dziadków wczoraj późnym wieczorem skończyły się chwile relaksu, ale też intensywnie  i aktywnie spędzane dni.

Musiałam włączyć trybik ostre hamowanie, bo ze Średnią Niesforką  i  jej przeziębieniem zostałyśmy uwięzione w domu, tęsknie spoglądając na biały puch za oknem, którego coraz więcej.

Działam już jak automat: temperatura - ibuprofen, nie spada - jakiś paracetamol, do nosa - sól morska, następnie coś na zwężenie naczyń. I taka kontrola co cztery godziny. Inhalacja. Lekarz nic złego nie widzi - zaleca siedzieć w domu!
Tak jest! Więc siedzimy! I się kurujemy, tzn. córcia i mam nadzieję, że nie przejdzie dziadostwo na resztę Niesforków, bo przecież ferie w górach już niedługo.

Nawet się z tego siedzenia w domu dzisiaj cieszę, bo mięśnie nowe albo to te dawno nieużywane, które poczułam po biegu na nartach, mają szansę na odpoczynek i regenerację. Wydawało mi się, że uzyskałam już na wąskich deskach jakąś zawrotną prędkość, bo w porównaniu z truchtem w miejscu, który w miarę regularnie uprawiam, to szłam jak burza ;)
Takie miałam wyobrażenie o naszym przemieszczaniu się i prędkości. Do wczoraj. Do kolejnego w świetle nieobecnego księżyca, nocnego, biegu. Dopóki, zziajanych nas, nie minął jakiś inny biegacz.
Mam poważne podejrzenie, że miał ukryty silnik podłączony, bo to przecież niemożliwe, żeby tak prędko ;P.

Dobrze, że Mój Drogi Mąż tak się nie wyrywa, tylko dostosowuje się do mnie, bo inaczej szybko bym zrezygnowała.

A!
wczorajszy wynik w wywijaniu orła  1:0 dla mnie!
Nie dam się pokonać!
Tylko siniaki się robią ;)


poniedziałek, 21 stycznia 2013

spełnione marzenie

Nie przypuszczałam, że tak szybko zostanie spełnione moje marzenie.

Zaopatrzeni w nowy sprzęt, zakupiony na wyprzedaży i korzystając z obecności Dziadków u nas, którzy z okazji swojego święta ukulturalniają się oglądając poważne występy dzielnych przedszkolaków, wyruszyliśmy z Moim Drogim Mężem na przebieżkę :)
Na przebieżkę na nartach biegowych.

Trzeba przyznać, że pomimo umiejętności korzystania z nart zjazdowych i zapewnień pani w sklepie, że poruszanie się na nartach biegowych to nic trudnego, początki były nad wyraz zaskakujące ;)

Bieg rozpoczął się dobrze po zachodzie słońca i miał być w świetle księżyca, tyle że ten chyba teraz nie świeci, a poza tym chmury wszystko zasłoniły dosypując białego puchu, więc odbył się w świetle latarki czołówki.
Miałam szczęście, bo podobno po śladzie łatwiej biegać. No i ja biegłam po śladzie .... Męża, a ten się męczył robiąc ślad i pomimo tego wróciłam lekko zmęczona.

Generalnie wynik biegu był: 2:1 dla mnie:)
Wywrotki okazały się bardzo niespodziewane, a obite niektóre części ciała dają o sobie znać i przypominają się chwile, gdy uczyłam się jeździć na nartach zjazdowych.
Mam z tego frajdę:)

Tak, teraz mogę nawet z sarnami się ścigać.
Lubię to!

niedziela, 20 stycznia 2013

z loży jurorów

Noty za stroje - zdecydowanie dla wszystkich wysokie. Wszyscy się postarali. Jednak co bal to bal.
Noty za taniec - tu trochę trudniej, gdyż trzeba by utworzyć kategorie. I zastanawiam się, czy wiekowe, czy stylowe.

Chociaż początek zdominowany był zdecydowanie przez standardy i to każdy w swojej parze, to koniec już bardziej  uniwersalny dla różnych pokoleń.

Z perspektywy stolika dla jurorów bal zdecydowanie inaczej wygląda i z trudem się powstrzymywałam od pójścia w tango :)

I nawet byłam przygotowana na Gangam Style, gdy na początku imprezy losy do loterii sprzedawały nam piękne, młode dziewczyny, które niedawno jeszcze w wózkach jeździły. Bo co tu dużo mówić  - dzieci nam się starzeją.

A sam Gangam Style został przez nas opanowany, gdy po balu przebierańców w szkole, musieliśmy odrobić lekcje, szukając pomocy u wujka Guuugla, tłumacząc Najstarszemu Niesfornemu Aniołkowi krok sexy lady :)



sobota, 19 stycznia 2013

przygotowania

Przygotowania do balu przebiegły wyjątkowo sprawnie. Nowy pomarańcz na włosach spowodował oświecenie umysłu, który wydumał to, co sugerowały mi dziewczyny: zakup nowej kreacji. Może nie była ona tak wyszukana, jak pozostałych niewiast, ale piórka karnawałowe miała;)

Miło było popatrzeć na wystrojone koleżanki i kolegów, z którymi się jadło chleb z dżemem na szlaku w górach, a ten dżem się wydzielało małymi porcjami, żeby zostało trochę dla misia, gdyby chciał się z nami zaprzyjaźnić.
Więc stroje, makijaże i paznokcie ( niektóre szybko rosnące) bez zarzutu, a raczej sprawiające w zachwyt i uśmiech mój niepohamowany, gdy sobie przypomniałam, jak chwilę wcześniej moje paznokcie z dużą precyzją malowała lakierem koleżanka, a który, pomimo zastosowania preparatu przyspieszającego schnięcie, zrolował się cały podczas zakładania garderoby. I które musiałam szybko sama malować nakładając już tylko jedną warstwę a nie trzy. Może i mogłam to od razu zrobić sama, ale dwie godzinki relaksu kosmetycznego, mimo wszystko, bezcenne;)

A później już tylko zabawa.

O tym jednakże później, gdy już dotrę do komputera o większych gabarytach, na którym można wszystkimi palcami pisać, a nie tylko kciuki ćwiczyć:)

Fiona

W zeszłym roku nie dotarliśmy na ten bal, gdyż żegnaliśmy Tatę mojej przyjaciółki. W tym roku znowu się wybieramy i mam nadzieję, że dotrzemy. I to już dzisiaj. Mając w pamięci wydarzenia ostatnich miesięcy, idziemy tam z zamiarem spotkania się z przyjaciółmi i znajomymi, póki możemy. Tańce nie zając, nie uciekną;)

Problem tylko w tym, że zeszłoroczna kreacja na mnie nie pasuje. Widać za mało używana była, bo się skurczyła. Gdybym ją nosiła regularnie to wtedy rozciągałaby się pewnie razem ze mną, a tak - może tylko trzasnąć. Z drugiej strony, gdybym używała jej częściej, to już wtedy nie byłaby kreacją, a ubraniem codziennym i na bal by się nie nadawała. Reasumując: nie mam co na siebie włożyć :)

Tylko bez paniki. Coś wymyślę. Zacznę rano od fryzjera. Będę miała kilka godzin relaksu, może coś mi przyjdzie do głowy. Już żałuje, że to nie bal przebierańców.
Byłabym dobrą Fioną.
Ogrzycą :)

piątek, 18 stycznia 2013

surowiec wtórny

Że lubię śnieg, to już chyba wszyscy wiedzą.
Mam niezwykłą radochę z przebywania na śniegu, robieniu bałwanów, jazdy na nartach, malowaniu orłów, a właściwie ich odciskaniu.

Więc korzystam!

I cieszę się, że dzieci gromadka, i z każdym można robić coś innego. Sąsiedzi przechodzą obok wracając z pracy i obserwują. Pewnie im tęskno do czasów, gdy sami z dziećmi też się tak bawili.

Mnie to nawet nie przeszkadza konieczność odśnieżania (bo wcale tego nie robię, upsss;) I na szczęście na naszej ulicy nie ma chodnika, więc do odśnieżania jest tylko podjazd do garażu. A śnieg z tego podjazdu Mój Drogi Mąż wykorzystuje jako surowiec wtórny do usypywania górki, z której zjeżdżamy na ślizgach aż miło.

Biała zimo - trwaj!











czwartek, 17 stycznia 2013

jest impreza!

Kochani Wrocławianie,
oraz wszyscy z pobliskich okolic i nie tylko!

Jest impreza!
już niedługo: 31. 01 .2013!

Szczegóły tutaj!

Zaprasza Xena, czyli Magda na swoją imprezę urodzinową!

Nie można tego przegapić!

Pozdrawiam :)

wtorek, 15 stycznia 2013

nowe marzenie

Śniegu tyle, że aż miło. To jest zima, jaką lubię. Delikatny mrozik, puszysty śnieg, bez wiatru. Zimowy raj ;)

Żałuję bardzo, że biegówek nie mam.
Marzyłam o nich dzisiaj podczas porannej przebieżki, bo wtedy w tym śniegu miałabym może jakąś prędkość. Układ napędowy nożno-butny spowodował wzmożoną utratę wody z organizmu (mówiąc po ludzku, nadmierne pocenie ;) i, jak się okazało, zakwasy! Generalnie musiałam wyglądać zabawnie, bo nawet zwierzyna dzisiaj się mnie nie bała. Kiedy tak sobie w wielkim trudzie biegłam przez las, sarenki mnie minęły wcale nie uciekając, a właściwie sobie spacerując koło mnie. Musiały być spokojne, wiedziały, że ich nie dogonię. To ja byłam dzisiaj dla nich atrakcją turystyczną ;)

No, ale gdybym miała te biegówki, to może bym w dłuższą trasę się wybrała. Już to widzę oczyma wyobraźni. A może tak romantyczny spacer w świetle księżyca na biegówkach z Mężem?
Właściwie, czemu nie?

poniedziałek, 14 stycznia 2013

jestem,

 jestem.

Nawet nie wiem, kiedy czas minął. Czuję jego upływ jedynie ze względu na zmęczenie, a nie ze względu na ilość zdarzeń, wydarzeń i osób spotkanych podczas Programu 3. Tych ostatnich mogło być jeszcze więcej. Tego zawsze będzie niedosyt.
Podziwiam Doktorową, która 11-ego dnia po porodzie była w stanie wykonać dość skomplikowane ćwiczenia gimnastyczne, podziwiam B. Old, że po jednych warsztatach spieszyli na kolejne, alby swoim doświadczeniem służyć.
Podziwiam moją Idolkę - Okruszynę, która powinna zmienić swój opis na blogu, który przedstawia ją jako zdezorganizowaną gospodynię, bo skoro przygotowuje takie wydarzenie jak ten Program i jeszcze imprezę urodzinową Fr Jay'a, to świadczy tylko i wyłącznie o jej wielkim zorganizowaniu ;)

Kolejny program, który otwiera na relacje. I mimo że podczas niego niektóre były trudne, to jednak bardzo cenne. A i praktyczne, bo i kilka technik radzenia sobie z trudnymi sytuacjami można było zastosować nie tylko w warunkach symulacyjnych, ale i realistycznych.

Dla mnie niesamowity czas.
Czuję, że bardziej jestem :)

środa, 9 stycznia 2013

najlepsze miejsce na buty

Rzeczywiście, metoda Specjal Guest działa wyśmienicie. Nasz dom lśni, gazety równo poukładane, zabawki wszechobecne trafiły do tego pokoju, który generalnie został przeznaczony jako pokój zabaw. Ale jak się okazuje to tylko my, rodzice, mamy takie o nim zdanie;)

Po kilku godzinach wizyt w różnych domach przybył ten wyjątkowy Gość w osobie naszego terytorialnego Proboszcza (z okien naszego domu widzimy nawet nasz kościół, ale serca nasze ciągle w starej parafii) wraz z dwoma ministrant...kami i już prawie usłyszałam pytanie (w myślach przecież sobie cały czas odpowiadałam na nie, aby wypaść naturalnie ;): dlaczego to nie chodzimy do (naszego) kościoła? Lecz zobaczyłam w tej trójce kolędników duże zmęczenie i uprzedziłam Księdza stawiając przed nimi kanapeczki naprędce robione wraz z ciepłą herbatką, nie dopuszczając do zadania tego pytania.

Kolęda była bardzo miła i mam nadzieję, że Ksiądz nas zechce jeszcze kiedyś odwiedzić i szybko zapomni, że Nasza Średnia Anielica rzucała w niego, chyba w ramach popisów, albo nieformalnego konkursu w przedszkolu na najniegrzeczniejsze zachowanie podczas kolędy, swoją sukienką księżniczki przygotowaną na bal przebierańców. I mam też nadzieję, że nie zauważył, że Anielica podczas ważnych wizyt ozdabia stół, przy którym siedzimy, butami ;)

wtorek, 8 stycznia 2013

sukcesisko

 U nas dzisiaj też małe partie solowe, może nie takie wyraziste jak te, może raczej należałoby je nazwać chórkami :)

O, zaspaliście dzisiaj, co? pyta ulubiona pani Gabrysia w przedszkolu, gdy już po śniadaniu docierają do niego młodsze Niesforne Aniołki.

Ja nie, odpowiada z dumą Średnia Anielica, to wszyscy inni zaspali!

Chyba nic w tym dziwnego, że zaspali, skoro nikt nie nastawił budzika i jedynie naturalny budzik o określonej pojemności zadziałał u Średniyej. (Swoją drogą, po kilkudziesięciu latach życia, dotarło do mnie, jak wspaniałym układem jest układ wydalniczy ;), bo gdyby nie on to spóźnilibyśmy się jeszcze bardziej.)
A trudno się dziwić, że zapomnieli nastawić (mam na myśli siebie i Mojego Drogiego Męża), gdyż wczorajszego wieczora, pomimo początkowego nostalgicznego nastroju, postanowili szampanem uczcić swój mały prywatny sukcesik, a może nawet prywatne suksesisko!

I jak miło zakończony został wczorajszy dzień, tak dzisiejszy poranek wydaje się, że również jest cudowny :)

Miłego dnia!

poniedziałek, 7 stycznia 2013

nostalgia

Nie spodziewałam się, że czas odpoczynku będzie tak męczący :(
Chociaż wszystko sprzyjało naładowaniu akumulatorów, bo był i ulubiony Wrocław, i byli ludzie, których bardzo lubię, to czegoś mi brakowało. Czego, jeszcze dokładnie nie wiem, ale pewnie coś w relacjach było nie tak, tylko nie zostało wypowiedziane, albo ukryte.
Pewnie trzeba czasu i wyjdzie, i będzie jasne.

Było też bardzo piękne wzruszenie ostatniej niedzieli, gdy grupa "Cantamus Deo", w naszej starej parafii, składająca się z około dwudziestu osób w przekroju wiekowym od maturzystów po emerytów, od wnuczek po babcie, od młodzieńców po dziadków pod niewidzialną batutą księdza Krzycha przeniosła nas do Betlejem pięknym śpiewem i poruszającymi tekstami.

Nawet trochę smutno mi się zrobiło, że mogłam uczestniczyć w tym dziele tylko w roli obserwatora :(

Więc nostalgiczny nastój mi towarzyszył i chyba nadal towarzyszy, bo może tęsknię za wyobrażeniami, a może za bardzo innych rozczarowuję.

piątek, 4 stycznia 2013

z dymem

Gdybym była perfekcyjną panią domu, to po ostatnim użyciu piekarnika, umyłabym go i wyczyściła, a przede wszystkim nie dopuściłabym do tego, aby coś nakapało na jego dolną cześć.
Ale że nie jestem i źle go użytkowałam, to nakapało mi coś na dolną płytę, nawet pomyślałam o tym, że trzeba by to wytrzeć, ale jak szybko pomyślałam, tak szybko zapomniałam.
 Dzisiaj natomiast włączyłam go jakby nigdy nic, rybeńkę do niego wstawiłam, po czasie otworzyłam i wyszedł z niego siwy dym.

Nawet przez moment się zastanawiam z Najstarszym Niesfornym Aniołkiem, co tak dziwnie dzwoni, ale że przestało, to długo sobie tym głowy nie zawracałam. A przez dym, trudno było na cokolwiek zwrócić uwagę, o czym się przekonał Mój Drogi Mąż szukając dzwoniącego telefonu. Na szczęście go znalazł i jak się okazało dobrze, że odebrał, bo to ochrona dzwoniła. Już mieli wysyłać patrol, gdyż alarm im się w centrali włączył.

Więc ten dziwny dźwięk, to był alarm czujek przeciwpożarowych!

Mąż uprzejmie podziękował za interwencję i zapewnił, że nic się nie stało, żona tylko kolację spaliła ;)
I o mało z dymem domu nie puściła :)

środa, 2 stycznia 2013

nowe miejsce

Tak. Można powiedzieć, że pierwsza góra dzisiaj została przeniesiona.

Po porannej awanturze Niesfornych Aniołków, a zwłaszcza Średniej Anielicy ;) - spowodowanej wrodzoną niechęcią, niestety genetycznie uwarunkowaną, mocno dominującą i niesprzężoną z płcią, do wczesnego wstawania, już o godzinie 7:47, zaraz po zamknięciu drzwi za całą rodziną, która odjechała spod domu wraz z Moim Drogim Mężem do placówek, opadłam z sił. Właściwie to mogłabym iść spać, odpoczywać, nabierać sił na popołudnie.

I właściwie nie mogłam uwierzyć, że jeszcze niedawno tęskniłam za wyjściem z domu, pójściem do pracy, w ogóle do ludzi, funkcjonowaniem jakimś tam normalnym rytmem. Właściwie to w domu jest całkiem fajnie.
I nim z niego wyszłam, już chciałam wracać.

Czy ktoś tu rozumie kobiety?

Jednakże pewne obowiązki wzywały i aby okazać szacunek tym, którzy przesunęli również swoje poranne góry, szybko zebrałam się w sobie i dom zamknęłam po drugiej stronie stwierdzając, że dzień jest piękny i słoneczny, i właściwie szkoda by było go przegapić pozostając w domu.

Czy już pytałam o umiejętność zrozumienia kobiet?

Po raz kolejny usatysfakcjonował mnie sposób dojazdu do biura. Już w drodze zdołałam obgadać ze swoim prezesem, a Mój Drogi Mąż ze swoim, kilka ważnych kwestii przez co delikatne sposoby perswazji ze strony osób współpracujących nie zadziałały w formie zaplanowanego przez nie zaskoczenia. Prezes szybko przedstawił plan działania, a ja mimo wszystko, z podniesionym ciśnieniem przez kolejną kawę i przede wszystkim formę nacisku, żałowałam, że nie zostałam dzisiaj w domu.

To jak to jest z kobietami?

Całą tą huśtawkę ciśnieniową był w stanie wyregulować podany przez Mojego Drogiego Męża obiad w kąciku obiadowym w domu, umilony niezwykle miłą i ważną rozmową, właśnie z nim.

Reszta zamieszania dnia, to już było tylko sprawdzanie, czy ta góra dobrze stoi w nowym miejscu.


wtorek, 1 stycznia 2013

już jest




Pod opieką wujka Pabla, zimne ognie odpalone zostały "małą" chwilkę przed północą, no bo i tak jakie to ma znaczenie, a dla Najmłodszego Niesfornego Aniołka, jako typowego kinestetyka, który musi przecież wszystkiego dotknąć, skończyło się to oparzeniem. Wcale nie sugeruję tu chęci zemsty wujka za wczorajszy płyn do prania w oczach Pablówny, nie -  nic takiego nawet mi do głowy nie przyszło :)

Mając wprawę z udzielaniem pierwszej pomocy - zapytaj lekarza lub farmaceutę - oczywiście akcja ratunkowa, szybko rozpoczęta i długotrwała, przyniosła oczekiwane efekty - prawie nic nie widać:) Zarówno oczy Pablówny, jak i palec Niesforka wyglądają prawie normalnie.

Rok 2013 przywitany na domówce uważam za rozpoczęty ;) i życzę wszystkim na ten Nowy Rok Bożego Błogosławieństwa!