niedziela, 30 czerwca 2013

nareszczcie

Z kilku godzinnym opóźnieniem udało nam się wyjechać i dojechać. Auto załadowane po dach, a nawet jeszcze bardziej, spisało się na medal.
Wczoraj, późno w nocy, udało nam się dojechać do Wisełki.

Pomimo początku lata, pogoda nas nie rozpieszcza. Wiatr na plaży urywa głowę, fale się pienią, ale to wcale nie przeszkadza zabawą w piasku, który jest najfajniejszy nad polskim morzem. Nie powiem, żeby mnie to za bardzo cieszyło, ale okazało się, że mozolne i długie pakowanie, zabranie czapek i rękawiczek, miało głęboki sens. Chociaż nie miałabym nic przeciwko, gdybym odwiozła tę garderobę w stanie nienaruszonym, znaczy nieużywanym.

"Miód i Malina" rozpoczęła też już sezon turystyczny, przygotowana na chłodniejsze dni, czeka na turystów wraz z kocykami do okrycia, gdyby chłodne dni, a tym bardziej wieczory, chciały przegonić turystów do kwater, których i tak nie ma tu zatrzęsienia, bo miejscowość, chociaż rybacka, leży jakieś 1,5 km od morza i można się tam dostać używając jedynie napędu nożnego. Znaczy się albo "z buta", albo na rowerze.

Właściwie to na tym polega urok tej miejscowości. Spokój i straganów umiarkowana ilość, brak hałaśliwych turystów.

A niezależnie od pogody, czy ilości turystów, od kilku lat przyjeżdżamy tutaj do wyjątkowego domu. Domu Świętej Rodziny, gdzie wszyscy czekają na nas i czujemy się tu bardzo wyjątkowo. Dlatego, że byliśmy tu bardzo oczekiwani.
I naprawdę wielu ludzi,  tych, którzy tu mieszkają oraz rzesza wolontariuszy robią wszystko, abyśmy tak wyjątkowo czuli się tu cały czas.

Przed nami kilkanaście dni odpoczynku, w który będą też wplecione rekolekcje. Dla całej rodziny. Nawet dla naszych Niesforków, które w grupach wiekowych będą miały swoje zajęcia i zabawy.

A gdy tu się znaleźliśmy, to Niesforki stwierdziły zgodnym chórem: nareszcie tu jesteśmy.


czwartek, 27 czerwca 2013

wirowanie

Pralka wiruje, więc już niedługo skończy się pranie. O jakież to szczęście, że nie muszę ręcznie prać! Prasowanie już sobie podaruję, chociaż nie lubię pakować rzeczy niewyprasowanych. Z trudem wielkim znoszę niewyprasowane ubrania w szafie i mniej mi przeszkadza taka sterta czekająca na wyprasowanie na kanapie na górze, niż gnieciuchy w szafie. Postanowiłam jednak przemóc się i ewentualnie prasować, co konieczne, na miejscu.


Ponieważ kierujemy się na północ, znaczy się nad nasze morze, to zabrać musimy wszystko. Od stroju kąpielowego począwszy, przez kalosze, a na czapkach i rękawiczkach sończywszy. Nigdy nie wiadomo, jak będzie. Dlatego tak trudno się spakować.

No ale do pakowania mi jeszcze daleko.
Póki co zadbałam o świeży pomarańcz na głowie i o zęby. Jeszcze jutro jedna wizyta u Dżastiny, która czeka na mnie już od środy. Niczym dziecko odkładam ten trudny moment dopóki można ;P

Mój DrOgi Mąż na pełnych obrotach stwierdził, że jeszcze tydzień by się przydał i wtedy już zupełnie spokojnie mógłby pojechać na zasłużony urlop. No ale nie ma tego tygodnia w zanadrzu i nie ma możliwości zmienienia terminu.

Każdy taki wyjazd jest nam bardzo potrzebny, ale też każdy wymaga niesamowitego wysiłku włożonego przez MDM przed, aby w miarę ze spokojem móc zostawić wiele spraw, których przebieg trzeba było wcześniej przewidzieć i dopilnować. A i tak niejedna sprawa, wydawało by się, że już załatwiona, wraca i wiruje, jak nie w myślach, to w papierach -  jak skarpetka, która straciła parę i nie wiadomo, co z nią zrobić. Odłożyć, schować, zaczekać, zostawić na wierzchu?
Mam jednak nadzieję, że ze wszystkim zdoła się wyrobić. W końcu jest bardzo dzielny ;)


środa, 26 czerwca 2013

na ostatnią chwilę

Po raz pierwszy w tym roku szkolnym do przedszkola wbiegłam dwie minuty przed jego zamknięciem. I do samego końca nie wiedziałam, czy zdążę. Dzisiejszy dzień nie tylko mnie się nie składał, wszędzie były opóźnienia. Widać taki dzień.

Spraw do załatwienia jak zwykle przed wyjazdem dużo. Albo nawet za dużo, jak na tak krótki okres czasu, a stopień ich komplikacji wyjątkowo wysoki.

Jednak najbardziej skomplikowane zajęcie dopiero przed nami - pakowanie.

Jak dobrze, że mam Okruszynę - moją Idolkę, tę która zainspirowała mnie do założenia bloga, a ten stał się moim ulubionym czasopochłaniaczem. Bo jak się prowadzi blog, to się też poznaje inne blogi, a wraz z nimi fantastycznych ludzi:)
Wracając do Okruszyny, to najpierw mnie swoim dzisiejszym postem zestresowała, a później właściwie ustawiła.
Przecież jakoś to będzie!
Pewnie tak jak zwykle.
Na ostatnią chwilę:)

wtorek, 25 czerwca 2013

pora deszczowa

Mam wrażenie, że fronty atmosferyczne znalazły sobie upodobanie ścierania się ze sobą właśnie nad naszym domem. A właściwie bardziej w naszym domu. Ostatnio nie ma dnia, żeby nie przechodziła tu jakaś burza. Ścierają się ze sobą wyże rodzicielskie z niżami dziecięcymi, zwłaszcza z jednym, któremu na imię Najstarszy Niesforny Aniołek.

Czasami to nie tylko burze występują, ale przetaczają się też burze z trąbami powietrznymi  wciągając w starcie wszystkich po kolei.
Zjawiska te zdarzają się bardzo gwałtownie, nagle, szybko, nieoczekiwanie, z zaskoczenia, ale na szczęście równie szybko mijają. Straty po takim żywiole są dość duże, ale na szczęście sztab kryzysowy szybko podejmuje działania mające na celu naprawienie szkód.
Mam nadzieję, że niedługo skończy się ta przedziwna pora deszczowa.

****


Podziwiam Młodsze Niesforne Aniołki, które z radością szykowały się na wycieczkę na Górę Świętej Anny. Z wypełnionymi plecakami słodyczami i piciem, mocno zmotywowane, wyszły do przedszkola. Z powodu ulewy wycieczka nie doszła do skutku, a oni i tak są bardzo zadowoleni.

Niewiele im do szczęścia było potrzeba. Wystarczył w przedszkolu dywan i ... plecaki.
Radość wielka, pomimo że wycieczki nie było. Była za to możliwość zjedzenia zawartości plecaków.
Przedszkolny piknik na dywanie.

Oboje stwierdzili, że bardzo lubią takie wycieczki, tym bardziej, że po raz drugi odbył się taki piknik. Bo to  był już drugi termin tej wycieczki. Po raz pierwszy miała się odbyć dwa tygodnie temu. Została odwołana z powodu ... deszczu.






poniedziałek, 24 czerwca 2013

Ojciec Szczepan

Wyjątkowa kaplica w Duszpasterstwie Akademickim "Wawrzyny" wypełniła się po brzegi, gdyż wielu ludzi chciało otrzymać błogosławieństwo prymicyjne od Neoprezbitera.

Neoprezbiterem jest Szczepan, nasz kolega ze studiów, później brat z Taize, a teraz ojciec misjonarz, pracujący na misji w Senegalu. "Mógł wcześniej zostać kapłanem!" podsumował z właściwą sobie zaczepką Orzech. No jak to Orzech, ale radość każdego i tak wielka.
I tak, w Dniu Ojca, Ojciec Szczepan nam błogosławił :)

Przy okazji nastąpiło również spotkanie po latach. Jak to dobrze, że znaleźli się chętni studenci, aby najmłodsze pokolenie przypilnować. Dla studentów jesteśmy wszak prawdziwym "złomem wawrzynowym" (i pomyśleć, że jeszcze niedawno, bo jakieś 20 lat temu, tacy jak my, to dla mnie  prawdziwe dinozaury były:P), a oni niezwykle kulturalni i wyczuciem, mówi o nas, że jesteśmy byłymi studentami w złotym wieku ;P.

No fakt, że siwe włosy pojawiają się na głowach, skóra już mniej napięta, rysy zmartwień odciśnięte na twarzach, ale serce ciągle młode i chętne do spotkania.

I coraz więcej jest radości z oglądania zdjęć z czasu, gdy wspólnie się go w dużej mierze spędzało, choć wydaje się, że dziećmi byliśmy, mimo że już dorośli.






piątek, 21 czerwca 2013

fotorelacja

Nawet perspektywa zakwasów jutro nie powstrzymuje mnie od nieustannego ćwiczenia mięśni twarzy, z której banan nie schodzi od popołudnia.

Cóż....

Zdjęcie 1.

Pod średniej wielkości centrum handlowym, ale za to z dużym parkingiem, parkują trzy samochody. Nie wiem dlaczego, ale w dość znacznej odległości od wejścia i od siebie nawzajem. Wysiadają z nich trzy Kobiety, każda o innym kolorze włosów i wydawać by się mogło, że dojrzałe i stateczne. W końcu matki dzieciom. Każda z nich z nowoczesnym telefonem prawie przy uchu z przejęciem rozmawia, rozglądając się dookoła i wyciągając szyje wysoko i stając na palcach, tak jakby to znacząco miało zmienić perspektywę. Telefony jednakże zagrożone są upadkiem, gdyż jedna ręka (każdej Kobiety) wyciągnięta jest  wysoko, a druga prawie w górze, bo przecież telefon i rozmowa się toczy i wymachują do siebie z przejęciem.

Widać, że były umówione ze sobą i cieszą się spotkaniem. Nikt jednak nie jest w stanie się zorientować, że dwie z nich widzą się po raz drugi w życiu, a jedna widzie dwie pozostałe pierwszy raz.

Znajome nieznajome.


Zdjęcie 2.

Trzy Kobiety wybrały sobie miejsce w kawiarni w miejscu ustronnym, aby nikt im nie przeszkadzał. Może jest lekka trema, czy tematów do rozmów wystarczy, jednakże ciekawość i chęć poznania drugiej osoby podpowiada, że nie ma się o co martwić.

Zdjęcie 3. 

Kobiety w kawiarni zastanawiają się, co można zamówić w ... kawiarni :P
Jedna z nich spina się w sobie, gwałtownie wstaje, oznajmia, że musi iść. Pozostałe patrzą z niedowierzaniem, niepokój rysuje się na ich twarzach, bo przecież szkoda, że to miałby być koniec spotkania i poznania, które rozpoczęło się zaledwie cztery minuty wcześniej.

Zdjęcie 4.

Kobieta, która po raz pierwszy w życiu widzi dwie pozostałe wybiega z kawiarni, zostawiając pozostałym swoją torebkę, zabiera tylko swój telefon. Dwie pozostałe uspokojone przez pierwszą, że tylko do samochodu biegnie po CB radio śmieją się w głos, widząc, że Kobieta pierwsza niezwykle intrygująca i zakręcona jest, lecz ukradkiem patrzą na torebkę, zastanawiając się w duchu, nie wyrażając swoich obaw nawzajem, czy nie ma w tej torebce aby jakiejś ... bomby ;P

Zdjęcie 5.

Kobiety trzy, w tym dwie już z dużą ulgą na twarzy, delektują się "espressem przedłużanym wodą", inaczej zwanym kawą americaną oraz deserem sezonowym, w barwach narodowych, o smaku truskawek i wanilii :)

Zdjęcie 6.

Jedna z Kobiet, ku zaskoczeniu i przerażeniu pozostałych, wyciąga z torebki ... poezję.

Zdjęcie 7.

Kobiety trzy, niczym nieskrępowane, śmieją się z siebie robiąc sobie nawzajem zdjęcia i ćwiczą wydłużanie rąk,  tak bardzo potrzebne do czytania poezji bez okularów i wykonaniu zdjęcia całej trójce bez pomocy osób czwartych ;)

Zdjęcie 8.

O godzinie 21, zdyscyplinowane niczym Kopciuszki o północy, Kobiety zbierają swoje rzeczy i opuszczają lokal, wspominając Miśkę, która po godzinach musi zostawać w pracy, gdy klienci w ostatniej chwili przychodzą na duże zakupy i aby nie zdrażnić tych, którzy jeszcze muszą posprzątać.

Zdjęcie 9. 

Na deszcz się zanosi, bo Kobiety się całują i ściskają.

Zdjęcie 10.

Pomimo że to rozstanie, Kobiety się śmieją, żałując, że pięć godzin minęło nie wiadomo kiedy. Umawiają się na następny raz w ... barze, aby można było o poezji porozmawiać sącząc coś bardziej wyszukanego. Jak zwykle coś organizują. Najbardziej poszykują kierowcy, który by je, a najchętniej jeszcze większe grono, podwiózł to tu, to tam, nie pytając za wiele o powody ich ciągłego śmiechu nie wiadomo z czego.

Podania, CV i list motywacyjny proszą przesyłać na adres....
no właśnie, tego nie ustaliły :P

czwartek, 20 czerwca 2013

stodwaście

Starsze Niesforki wraz z Pablówną i niedawno poznaną Sąsiadką, od której dzielą nas jedynie ustawowe metry pomiędzy budynkami, a która okazała się bardzo otwartą dziewczynką, skaczą na trampolinie i skwar z nieba im nie straszny. Natomiast zrozpaczony Najmłodszy Niesforny Aniołek z drugiej strony domu rysuje kredą na asfalcie i uczy mnie liczb.
Znam już jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć, jedenaście, dwanaście, piętnaście, osiemnaście, sto i stodwaście.

Brak ogrodzenia wokół domu wymusza moją obecność, zwłaszcza przy młodszych Niesforkach, ale dzięki temu otworzyły mi się moje klapki w głowie, gdzie zmagazynowane mam wspomnienia z dzieciństwa i nawet musiałam do nich zajrzeć głębiej, co spowodowało, że nie tylko przypomniałam sobie, że skakałam w klasy, ale również przypomniałam sobie zasady, które były ogólne i te, które sami stworzyliśmy.  Przypomniałam sobie mój ulubiony kamyczek, którym rzucałam i pewne popołudnie, podczas którego skakałyśmy i to był mój dzień :)))

no a poza tym, to:

Zdjęcie
Znalezione na FB




środa, 19 czerwca 2013

to nie bajka

Gdyby nie to, że troszkę poczytałam o rozwoju emocjonalnym dziewięciolatków, to pewnie byłabym nieźle zaskoczona zachowaniem naszego Najstarszego Niesfornego Aniołka. Właśnie dzisiaj, gdy wrócił z wycieczki szkolnej, wpadł w złość, która zaskoczyła wszystkich obecnych. Tylko spokój mógł nas uratować i to zrobił, choć wcale to nie było łatwe.

Późnym wieczorem jednak mówi, że mamy szczęście, że nie żyjemy w czasach rycerskich, gdyż wtedy za każdy zły czyn ludzie byli surowo karani i torturowani.

No tak, przecież byli w grodzie w Byczynie, a tam ... atrakcje: zwiedzanie grodu, turniej rycerski i ... sala tortur.

Teraz już wiem, skąd ten napad złości.
Zbyt dużo przeżyć i atrakcji pobudzających wyobraźnię.

Mam nadzieję, że uporamy się z tym dość szybko i nie zabraknie nam cierpliwości i łagodności.

Coraz częściej nasz Niesforek przekonuje się, że życie to nie bajka.

niedziela, 16 czerwca 2013

surprise

Okazuje się, że imprezy-niespodzianki są coraz bardziej popularne i bardzo ciekawe. O ile mniej kłopotów jest, gdy osobę zainteresowaną po prostu zaprasza się i jest wielkie SURPRISE, w porównaniu do tego, gdy impreza ma się odbyć w domu, gdzie zainteresowana Osoba jest Głową Rodziny a  na konkretną godzinę ma zjechać około dwudziestu osób dorosłych wraz z przychówkiem.
Wielki więc szacun dla Dżastiny, która całość zaplanowała i szczególną rocznicę urodzin Męża swego wraz z parapetówką (bo do domu własnego właśnie się przeprowadzili) zaplanowała.

A zaskoczony (przynajmniej tak twierdzi ;) Jubilat przyznaje, że zaczyna fakty składać, takie jak te, że szwagier jego, sąsiad z nowego wspólnego bliźniaka, zachęca go do nagłego i niecierpiącego zwłoki zakupu grilla, wielkości troszkę za dużej, jak na potrzeb rodziny czteroosobowej, lub (tuż przed przyjazdem gości) za namową żony do wyprawy do bardzo odległego sklepu po ponoć najlepsze arbuzy w mieście, gdy całkiem dobre są w pobliskim Tesco.
Trzeba przyznać, że Żona, Dżastina znaczy (jak to dentystka pewnie), ma dość dużą siłę przekonywania.

I po tak emocjonującym dniu, dzisiejsze lenistwo, chyba było jak najbardziej usprawiedliwione.

Najmłodszy Niesforny Aniołek jedynie niepocieszony, że mu na trampolinie z ręką w gipsie wraz z rodzeństwem nie pozwoliliśmy skakać ;(


piątek, 14 czerwca 2013

ręka na temblaku

Wyrzuty sumienia mną targają, gdyż wysłałam dzisiaj Najmłodszego Niesfornego Aniołka do przedszkola, sądząc, że skupiając się na zabawie i zajęciach, które bardzo przecież lubi, przestanie koncentrować się na rączce.

I faktycznie, w przedszkolu był bardzo aktywny, malował, rysował, śpiewał i bawił się, lecz wszystko z właściwą sobie ostrożnością i właściwie wszystko lewą rączką. Skarżył się na to, że prawa go trochę boli, więc miał wyjątkowy dzień, bo pani go karmiła, przebierała na leżakowanie i cały czas była nim i jego ręką bardzo zainteresowana. No ale to było wyjątkowe wyróżnienie, które również mu się bardzo podobało :)

Jednak brak ochoty do szaleństw z rodzeństwem i "nieużywanie" ręki spowodowało konieczność udania się do fotografa specjalisty, czyli na RTG.

Zdjęcie z porfila i anfas ujawniło złamanie przynasady dalszej kości promieniowej z niewielkim zagięciem kątowym. Upsss...

Lekarz chirurg w naszym szpitalu nie podjął się leczenia, lecz wysłał Niesforka do ortopedy, ale tego trzeba było szukać w mieście wojewódzkim.

Panowie, znaczy się Najmłodszy Niesforny Aniołek i Mój DrOgi Mąż oraz ortopeda, spędzili wieczór w męskim gronie na kolejnej izbie ... przyjęć.
A skończyło się to oczywiście gipsem i ręką na temblaku, i zaleceniem oszczędzania kończyny, co się Niesforkowi najbardziej spodobało ;)








czwartek, 13 czerwca 2013

przełom

Przywykłam już do tego, że w naszym domu wiele rzeczy musi nabrać mocy urzędowej nim zostaną zrealizowane. Na przykład ciągle zastanawiamy się, jakie żyrandole chcielibyśmy mieć w przedpokoju ;) W końcu po ciemku nie chodzimy po tym pomieszczeniu. Światło jest, więc nie ma pośpiechu.

Już nie tylko moc urzędnicza, ale również anielska cierpliwość z nas bije, jeśli chodzi o nasz ogródek. Ostatnio sąsiadka mi powiedziała, że nie mam co się przejmować - ciągle tu nowi jesteśmy i możemy ciągle jeszcze go nie mieć, nie to co ona, że już musi się nim zająć. No ale skoro to mówi, to pewnie wszyscy czekają na ten moment, gdy dopasujemy się do ogólnego porządku ogrodniczego.

Czekając już od ponad roku na umówionego człowieka, który się kompleksowo tym kawałkiem ziemi zajmie, obserwujemy jak postępuje sukcesja łąkowa na naszej działce. Zajęcia edukacyjne dookoła domu.

Aż tu nagle, niespodziewanie, tydzień temu, po roku przekładania terminu, przyszedł pan i wykopał nam dołki i rowki na działce, z których deszcz co prawda przez kilka dni uczynił rwące rzeki i stumyki. Zastanawialiśmy się już z Moim DrOgim Mężem, czy sąsiedzi już zrobili zakłady, jak długo będzie w stanie przeoranym nasza działka. Myślę, że się trochę rozczarowali, gdyż wczoraj, w ciągu pół dnia, instalacje nawadniające zostały położone, zasypane, a wcześniej, ku uciesze Niesforków, wypróbowane. Posiadanie kilku własnych fontann we własnym ogródku niezwykle ucieszyło dzieciarnię.
Podobno właśnie nastał ten moment, w którym rozpoczęliśmy urządzanie ogródka!!!
Ogródek to zbyt wiele powiedziane, bo to najpierw trawnik będzie, jeśli się uda go założyć.

Aby to mogło sprawnie nastąpić musieliśmy przenieść naszą trampolinę na posesję sąsiadów, oczywiście za ich zgodą. (Dobrze, że ciągle nie mamy ogrodzeń :) Za ich zgodą, nastąpiła dzierżawa terenu pod trampolinę, w zamian za nieograniczoną możliwość skoków ich córki na niej.

I to był piękny moment, gdyż nastąpił przełom, bo w końcu nasze dzieci miały okazję się ze sobą zaznajomić!!!
Niewiarygodnie, bo w końcu oni są najbliższymi naszymi sąsiadami.

Szaleństwa trampolinowe, które dały dzieciakom wiele radości i satysfakcji skończyły się jednak kontuzją Najmłodszego Niesfornego Aniołka, któremu Najstarszy nadepnął na rękę i go boli. A że przebudził się z płaczem i bólem, to zaniepokojona jestem, czy jednak sobie czegoś poważniejszego z tą ręką nie zrobił.
No ale będę się tym martwiła rano. Póki co śpi i ja idę w jego ślady :P

środa, 12 czerwca 2013

zasłona dymna

Niektórzy się zorientowali, że w postaci poprzedniego posta, kryje się zasłona dymna :P
A na dodatek treść też mało prawdziwa i zdemaskowana przez Futrzaka.

Rzeczywiście, to swoisty kamuflaż dla mojego stanu ducha, który delikatnie to ujmując, w jakieś doły zabrnął. Przeciążyłam się chyba zbytnio weekendową sielanką. Za bardzo się cieszę z małych i drobnych rzeczy, i dostaję obuchem w głowę, żeby mi się w niej ze szczęścia nie poprzewracało. Tak dla równowagi.

Próbuję się pozbierać, poskładać i podretuszować, tak żeby podobną do siebie być. Mam nadzieję, że mi wyjdzie.

Tymczasem mam ochotę w sen zimowy zapaść, mimo że lato się zaczyna.  Wspomagają mnie w tym leki przeciwalergiczne, których efektem ubocznym jest senność. Ale lepiej chyba spać więcej, niż nie spać w ogóle ze stresu.

Do zobaczenia rano. Mam nadzieję, że będę w zdecydowanie lepszej formie. Na to po cichu liczę, wszak smutek i rozpacz, nie leżą zbytnio w mej naturze, bo optymistką jednak jestem. 




sposób na kradzież auta


 Dzień dobry:)
dzisiaj małe ostrzeżenie, poszerzanie horyzontów, uświadamianie, ściąganie klapek z oczu, czy jak tam sobie to nawiecie.
Cały tekst udostępnił kolega na FB:




!!! OSTRZEŻENIE !!!! - do posiadaczy aut !!!!!!!
W ostatni Weekend w Piątkowy wieczór zaparkowaliśmy na publicznym parkingu. Jak wyjeżdżaliśmy z parkingu to zauważyłem naklejkę na tylnej szybie.
Na szczęście kolega powiedział mi żeby się nie zatrzymywać bo ktoś może czekać aż ja wysiądę z samochodu
Po dojechaniu do domu zdjąłem kartkę, która była zwykłym rachunkiem za paliwo.
Po jakimś czasie otrzymałem tego maila

OSTRZEŻENIE OD POLICJI:




DOTYCZY KOBIET I MĘŻCZYZN UWAŻAJCIE NA PAPIERY PRZYKLEJONE DO TYLNEJ SZYBY AUTA TO NOWY SPOSÓB NA KRADZIEŻ SAMOCHODU (TO NIE JEST ŻART)

O co więc chodzi ??? Parkujesz przodem. Wracasz do samochodu, odpalasz zaczynasz cofać aby wyjechać z miejsca parkingowego, oglądasz się do tyłu i widzisz kartkę na szybie przesłaniającą widok. Zatrzymujesz się i wysiadasz, żeby ją usunąć.
Gdy zbliżasz się do tyłu samochodu złodziej wyskakuje znikąd, wsiada do auta i odjeżdża praktycznie cię potrącając.
Dodatkowo moje panie założę się że wasze torebki są w samochodzie i odjeżdżają razem z samochodem
A więc tracicie samochód, pieniądze, dokumenty z adresem domowym no i pewnie klucze do domu.
Tak więc wasz dom i osobowość są zagrożone. Parkując tyłem wyjeżdżasz do przodu nie zerkając na tylną szybę.

TO JEST NOWY SPOSÓB ZŁODZIEI Jeśli zobaczycie kartkę na tylnej szybie cofając na parkingu NIE zatrzymujcie się, zdejmijcie ją po powrocie do domu.

Prześlijcie tę wiadomość znajomym i rodzinie zwłaszcza kobietom - kobieca torebka zawiera wiele osobistych informacji i dokumentów a nie chcielibyście żeby wpadło to w niepowołane ręce.

PROSZĘ Powiadomcie swoich znajomych"

poniedziałek, 10 czerwca 2013

młot pneumatyczny

Najmłodszy Niesforny Aniołek z właściwą sobie przekorą, po raz pierwszy i w ogóle, współpracował dzisiaj z naszą fantastyczną dentystką Dżastiną. A będąc jej pacjentem można zostać czarodziejem. Trzeba tylko siedzieć na fotelu, skierować twarz w stronę plastikowego kubeczka i powiedzieć: "wodo, wodo leć!" a woda leci. Niesamowite. Ile razy tam jestem, to nadziwić się nie mogę, jak to się dzieje ;P
No i tym razem "wyczarowywanie" wody podziałało. Na szczęście Niesforek nie wymaga szczególnego leczenia i wizytę można określić jako "pełen sukces". A to chyba jednak największe szczęście dla Dżastiny.

Nadziwić się też nie mogę, jak bardzo dziewięciolatki, chyba że to tylko nasz, nastawione są na krytykę, na podważanie autorytetu. A może to tylko wystawianie na ciężką próbę naszej cierpliwości? Tym bardziej, że jednocześnie bardzo potrzebuje czułości i delikatności.
Dzisiejszy dzień to była emocjonalna jazda bez trzymanki z naszym Najstarszym Niesfornym Aniołkiem. Wszyscy, wyczerpani, potrzebujemy odpoczynku.

****

Całe szczęście, pomimo tego, że cały dzień w ruchu byłam, udało mi się uciąć krótką drzemkę w ciągu dnia. Po zakończonej wizycie stomatologicznej i po wyborze odpowiedniej nagrody, pojechaliśmy z Najmłodszym Niesforkiem bezpośrednio do placówek po starsze rodzeństwo. W międzyczasie Niesforek zasnął, a ja zaparkowawszy pod szkołą, ledwo zresztą tam dojeżdżając, gdyż sen i niskie ciśnienie znacząco zwiększały siłę grawitacji działającą na moje powieki, postanowiłam nie budzić go od razu, tylko pochylić sobie fotel i ... odlecieć. Kiedy już tak śniłam sobie w najlepsze, obudził mnie przeraźliwy hałas. Okazało się jedna mama, zobaczywszy mnie i dziecko mało przytomnych w zamkniętym samochodzie, przestraszyła się i postanowiła sprawdzić, czy nam się coś nie stało. Delikatnie więc zastukała w szybę, a ja myślałam, że to młot pneumatyczny :PPP
Skończyła się na tym moja drzemka, a pani mnie wzruszyła tym, że zainteresowała się nami.

Ale gdyby nie ta drzemka regeneracyjna, to cierpliwości i łagodności by mi później zabrakło. Jak zmęczonemu dziecku.


niedziela, 9 czerwca 2013

zapiątek

Wspólne odkrywanie miasta Opola w sobotę, które ku mojemu zaskoczeniu przez 6 lat zmieniło się troszeczkę, było bardzo miłe i sympatyczne. Zaskoczyła nas i pogoda, i architektura, i atrakcje. Nareszcie. Wygląda na to, że znowu to miasto ożywa i to nie tylko podczas dwóch dni trwania festiwalu.


Natomiast dzisiaj po raz kolejny przekonaliśmy się, że jesteśmy rodzicami niezwykłego gwiazdora i solisty. Najmłodszy Niesforny Aniołek, podczas Rodzinnego Pikniku w szkole i przedszkolu, pokazał wszystkim, że jest wyjątkowy i wybitny. Postanowił bowiem pokazać szerokiemu gronu, że on śpiewać i tańczyć to będzie, ale kiedy chce i jak chce :)))
Kto wie, może kiedyś wystąpi podczas festiwalu w Opolu.

To nasze BYCIE ostatnich dni było bardzo budujące.

Szkoda, że ten zapiątek się kończy.

Gdyby ktoś nie wiedział, co to zapiątek, to informuję, że jest to staropolska nazwa weekendu. Nie ma szans na to, aby wróciła do naszego słownika, bo weekend w polszczyźnie funkcjonuje już od ponad 50 lat i wyraża wszystkie oczekiwania, jakie niesie ten czas. A nawet profesorowie podczas Kongresu Języka Polskiego stwierdzili, że "weekendu" nie da się podrobić, ani podmienić.

Ale nam bardzo się spodobała ta nazwa: zapiątek. I tak sobie czasami mówimy.

I przypomniał mi się dowcip o dniach tygodnia. Co z tego, że pijaka ;)

1. Wlany poniedziałek;
2. Powtórek
3. Środa popijcowa
4. Ćwiartek
5. Pijątek
6. Łykend

Oby do zapiątku!

czwartek, 6 czerwca 2013

jabłko z dala od jabłoni

Zaczynam być przerażona.
Nie wiem dlaczego, ale na ostatniej wywiadówce zgłosiłam się, że na najbliższy Festyn Rodzinny upiekę ciasto. No przecież nie umiem!!! I to jeszcze ma być owocowe!

Co prawda stresu mam ostatnio dużo, ale nie jestem jak Okruszyna, że gdy się denerwuje, to piecze. A ja się denerwuję, gdy piekę.

Poproszę może Niesforki - ostatnio świetnie sobie poradziły, na dodatek beze mnie:)



Jak to dobrze, że nie zawsze jabłko pada blisko od jabłoni ;)

P.S.
Po zebraniu różnych przepisów i wytypowaniu Najstarszego Niesfornego Aniołka na głównego kucharza musiałam zweryfikować swoje pomysły na ciasto, bo główny kucharz po prostu wybrał ciasto, które lubi najbardziej, czyli tartę z malinami.

Wyszła nam smakowicie :)))






Ale za wszelką pomoc bardzo Wam dziękuję :*


środa, 5 czerwca 2013

"miłość" zainstalowana

Lubię, gdy wszystko działa, jak należy. Czasami trzeba skorzystać z pomocy fachowców, aby coś naprawić.

Bardzo spodobała mi się ta "rozmowa":


Helpdesk: Słucham pana.
Klient: Eeeeeee…… po namyśle i wątpliwościach postanowiłem ponownie zainstalować „Miłość”. Może mi pan pomóc?
- Mogę. Jeśli jest pan przygotowany, to możemy zacząć od razu.
- Nie bardzo się znam na tym całym procesie… ale myślę, że jestem gotów. Od czego mam zacząć?
- Proszę otworzyć „Serce”. Wie pan. Gdzie jest „Serce”?
- Wiem. Ale czy mogę instalować „Miłość”, jeśli aktywne są inne programy?
- Jakie?

- Eeee… mam otwarty program „Urazy z przeszłości”, „Niska samoocena” oraz „Rozczarowania i Zgorzknienie”.
- Z „Urazami z przeszłości” nie powinno być kłopotów. Miłość stopniowo wyrzuci je z pamięci operacyjnej, żeby nie blokowały innych programów, ale zachowa ten program w postaci plików czasowych. „Miłość” również z czasem odinstaluje „Niską Samoocenę” i zainstaluje „Wyższą Samoocenę”, ale musi pan usunąć „Rozczarowania i Zgorzknienie”, ponieważ nie są kompatybilne z „Miłością” i będą blokować instalację.
- Ale ja nie wiem jak mam usunąć. Powie mi pan?
- Proszę w panelu głównym odszukać „Wybaczenie” i klikać tak długo, aż wszystkie pliki „Rozczarowania i Zgorzknienie” znikną.
- OK, zrobione. O, „Miłość” sama zaczęła się instalować… To normalne?
- Tak, ale proszę pamiętać, że ma pan tylko program demo. Upgrade jest możliwy dopiero po zainstalowaniu dodatku „Inne Serca”.
- Cholera! Pojawił się komunikat: „Error! Program nie współpracuje z niektórymi programami”. Co to znaczy?
- Proszę się nie martwić, to nie jest błąd instalacji. To znaczy, że „Miłość” już zaczęła współpracować z zewnętrznymi elementami, ale jeszcze nie została załadowana do folderu „Moje Serce”. Musi pan najpierw pokochać siebie.
- To co mam teraz zrobić?
- Proszę kliknąć na ikonkę „Samoakceptacja”, a następnie otworzyć pliki „Autowybaczenie”, „Moje zalety” oraz „Akceptacja moich wad”.
- OK. zrobiłem.
- A teraz proszę to przekopiować do „Moje Serce”, wówczas system sam usunie niekompatybilne pliki. Musi pan tylko osobiście odinstalować „Samokrytykę” w panelu sterowania i nigdy więcej jej nie instalować.
- Zrobione! „Moje Serce” ściąga nowe pliki, instaluje się „Uśmiech” i „Równowaga”. Zawsze tak szybko idzie?
- Nie zawsze. Czasem ściąga się znacznie dłużej. Czyli „Miłość” została zainstalowana? Mały szczegół: „Miłość” to bezpłatny program w wersji demo. Pełna wersja programu jest dostępna po obdarowaniu innych.



Już robię przegląd niepotrzebnych aplikacji w moim sercu. 

poniedziałek, 3 czerwca 2013

dzik z siekierą

Wspólna praca podczas szalonego wyjazdu na pewno wszystkim pozostanie w pamięci. Zapraszam do oglądania efektów na Przystani.
Nie ukrywam, że duma nas rozpiera i cieszymy się z tego. Ukończone z satysfakcją wielką dzieło pozwala zapomnieć o pewnych niedociągnięciach w relacjach, złośliwych docinkach, małych rozczarowaniach. Ważne, że zjednoczyła nas praca, momentami bardzo ciężka, momentami mozolna, czasami mało ciekawa i kawa ;P
Kierownik zamieszania Jack Jacket, jak wprawny manager, nie dość że pracę zorganizował, to jeszcze super nadzorował i o każdym "pracowniku" mógł wiele powiedzieć. Mnie również przydzielił funkcję przybocznej. Mam wrażenie, że ludzie na mój widok wzrok odwracali, a już na pewno na niestrawności cierpieli, gdy przy każdym posiłku dopraszałam się i "przymusowych" ochotników do mycia naczyń wybierałam. No i nie dziwię się, że Emka zawsze pierwsza się zgłaszała, gdyż wzrok mój stanowczy na sobie czuła i chyba nie śmiała odmówić ;P

Ciężką pracę urozmaicały nam spotkania z dzikiem, który podobno chciał przewłaszczyć sobie zawartość naszych plecaków i toreb. Ale my, ludzie, żyjący z dala od Parków Narodowych,  dziki spotykający jedynie w ZOO a znający przestrogi Brzechwy w razie spotkania z dziką świnią nieudomowioną w lesie, zapoznaliśmy się z wszystkimi możliwymi kryjówkami, głównie na trasie Dom - morze. Na szczęście, Domownicy uświadomili nas, że spotykane zwierze raczej nie jest groźne, gdy tylko zachowamy się egoistycznie ;) i jedzeniem nie będziemy się dzielić ;)))

No a ta tytułowa siekiera....

Otóż jednego wieczora odbywały się poszukiwania człowieka z siekierą, który podobno po ośrodku swobodnie się przemieszczał. Poszukiwaniom nieproszonego intruza nie było końca. Doszło do tego, że niektóre dzieci z przerażeniem pouciekały do rodziców i spać nie mogły, a "naoczni" świadkowie potwierdzali wersje przeróżne, niekoniecznie prawdziwe.

W wyniku przeprowadzanego śledztwa uzgodniono następującą wersję: Dwie nastolatki taką rewelację sprzedały dwóm chłopcom, którzy do wieku nastoletniego niedługo będą się zaliczać. Ale szybko o tym i młodsi się dowiedzieli, co spowodowało ogólną panikę. Młodzi chłopcy z powagą stosowną do wieku potwierdzili, że kogoś takiego na pewno widzieli. Dorośli więc szukali. Ale nikogo nie znaleźli.

W sumie, to się nie dziwię, że nikogo nie znaleźli, bo nikogo obcego pewnie nie było, a na terenie ośrodka, owszem, był Człowiek z siekierą, tyle tylko, że nie obcy.  A że Człowiek ten, zdawał sobie doskonale sprawę, jak niebezpiecznym narzędziem jest siekiera, pół wieczora szukał obcego.
I to pewnie samego siebie ;P