Usprawiedliwiam jednak siebie, że w końcu jest to naprawdę wyjątkowy czas.
Biały tydzień się już skończył, a wraz z nim skończyły się narzekania Najstarszego Niesfornego Aniołka na buty, które uwierają, na spodnie garniturowe, na koszulę z kołnierzykiem! Ileż nerwów i energii włożyło to dziecko w to, aby zamanifestować, że strój ten nie należy do najwygodniejszych, ochhh. A ile nerwów mnie to kosztowało, by w końcu, po uspokojeniu przytuleniem zaakceptować konieczny stan rzeczy i celebrować Pierwszą Komunię Świętą! Ubranie chowamy do szafy - zobaczymy, czy za rok będzie dobre ;)
A gdy biały tydzień się skończył, zaraz w sobotnie popołudnie zjechała do nas cała rodzina, by świętować urodzinki wszystkich dzieci. Przekrój wiekowy znaczny - od 5 lat do 19 :) W zeszłym roku, gdy zaproponowałam takie rozwiązanie, wydawało mi się ono genialne. W piątek, tuż przed, zwątpiłam w swój geniusz!
Już samo spotkanie było wielkim wydarzeniem, tym bardziej, że po raz pierwszy na swoje urodzinki zjechała moja siostrzenica z Krainy Deszczowców. Punktem kulminacyjnym były oczywiście tort! A właściwie tory, które przywiozła moja Mama. Dla każdego Jubilata osobny!
Pomysłów było wiele, od mrożenia po rozdawanie na jakimkolwiek rynku skończywszy!
Nie odpowiadam na pytania, kto to wszystko zjadł :P Ale tak naprawdę każdy z Jubilatów cieszył się ze swojego tortu.
Najpiękniejsze było to, że pomimo pozostawionych we Wroclove, w spakowanej torbie, gadżetów, które miały sprawić, że owe torty byłyby jeszcze bardziej efektowne i lekkiej w związku z tym konsternacji Babci, no i naszej trochę też, imprezka była bardzo udana. (Uznaję swój geniusz!)
Wpisujemy w kalendarz przyszłoroczny Urodzinkową Imprezkę dla Wszystkich. Mam nadzieję, że zrobi się z tego taka mała tradycja. Że w pewnym momencie dzieciaki - kuzynostwo - sami zatęsknią za corocznym spotkaniem ze sobą.
Ale to jest moje marzenie.
Byłoby cudownie, gdyby je podchwycili.