wtorek, 29 grudnia 2015

crash test

Sąsiad się serdecznie do mnie uśmiecha więc pewnie sprawa stłuczki, która miała miejsce pod naszym domem, pomyślnie dla jego znajomego została rozstrzygnięta. Nie dawało i właściwie dalej nie daje mi to spokoju. Bo to oczywiście taka stłuczka, która zupełnie stała się niespodziewanie i zupełnie nie w porę, ale relacje sąsiedzkie mogła popsuć.

Było to mniej więcej w połowie grudnia, mieliśmy po południu jechać do Wroclove na obchody 30 lecia kapłaństwa naszego Znajomego Księdza z Polski, jak zwie go Okruszyna. Już od początku wiele nas kosztowało, aby logistycznie sprawę zorganizować, żeby Niesforkom opiekę zapewnić. Akurat na miejscu nikomu nie pasowało. I żebyśmy mogli my pojechać do Wroclove, to z Wroclove przyjechali moi rodzice. Mieliśmy tam wyjechać dość wcześnie, żeby było bez pośpiechu, ale sprawy służbowe przedłużały się w nieskończoność. A gdy już w końcu odjeżdżać mieliśmy spod domu (tak właściwie w ostatniej chwili, żeby można było zachować resztki spokoju), cofając uderzyliśmy w zaparkowane pod domem sąsiada auto.

Jakież zdziwienie pojawiło się na twarzy właściciela auta, gdy Mój DrOgi Mąż poinformował go, że auto mu przetrącił, ale że sąsiad go zna i że sprawę załatwi nazajutrz, bo teraz naprawdę się bardzo, bardzo spieszymy. Ten niespodziewany crash test nasze auto przeszło znakomicie - nic nie widać, a drugie miało tylko drzwi do wymiany.

Zdążyliśmy w ostatniej chwili. Spraw tego dnia było tak dużo, że z trudem zdołaliśmy je omówić w drodze do Wroclove. Był to dzień, w którym roztrząsały się również dla mnie niezwykle ważne sprawy. Zostałam bowiem wzięta pod lupę przez pewną urzędniczkę i okazałam się w końcu dla niej ciekawym przypadkiem, który nie jest oczywisty. Przyznała moje argumenty, ale gdyby nie .... nawet nie chce mi się o tym znowu myśleć. Byliśmy może 5 minut przed czasem. Moje roztrzęsienie i stres objawiły się w lodowatych rękach. Nie mogłam nabrać temperatury. Wjechaliśmy na uroczystości z niezwykle dużą prędkością. Wyhamowanie i wyciszenie przyszło po pewnym czasie - dłonie stały się ciepłe.

Nazajutrz sąsiad oznajmił MDMowi, że miał farta. Czyżby? Trafił bowiem w byłego komendanta policji. Upsss. Cieszę się więc tym bardziej z tego serdecznego uśmiechu sąsiada. :)

Ze mnie też schodzi. Święta i przerwa świąteczna z konieczności mnie przystopowały a właściwie zatrzymały, co nie znaczny, że obowiązków mniej. To raczej oznacza lekki chaos i wizję, że trzeba będzie i tak nadrobić. Jednakże dystans kilku dni od tamtych spraw sprawia, że ku pamięci je sobie zapisuję.

wtorek, 22 grudnia 2015

zakręcona zakrętka

Obiecane kacze udka zostały sprzedane. Niestety, nie mnie. I tak się zaczęły poszukiwania. Na szczęście w jednym sklepie jeszcze były. Wzięłam wszystkie. Ale maku w sklepie zabrakło. A miały być makówki dla Mojego DrOgiego Męża.

****
Nasz duży pokój przypomina graciarnię. Z trudem odnajduję fotel, na którym na chwilę chciałabym usiąść, żeby odrobinę odpocząć. Wszędzie coś porozwalane, bo nikt nie zdążył na czas ze swoimi sprawami. Gdyby ktoś wszedł teraz do naszego domu, to na pewno pomyślałby sobie: ale im dobrze, gdzieś wyjeżdżają na święta. Rzeczywiście, rozgardiasz taki, jak przed największym pakowaniem się. Jednakże pozory mylą. To wszechogarniający nas chaos. Totalny brak zorganizowania. A miało być tak pięknie.

****
Sąsiedzi ozdobili już dawno domy na zewnątrz. Gmina postanowiła więc zaoszczędzić i oświetlenie ulic wyłączyła. Nie szkodzi. Sąsiedzi wkrótce zapłacą za oświetlanie ulic. Tylko nasz dom ciągle bez iluminacji. Chyba nie zdążymy.

****
Zapomniałam, jak się robi kompot z suszu. Czy owoce zalewa się gorącą, czy zimną wodą? Nieważne, jakoś zaleję - co wyjdzie, to wyjdzie.

****
Kwiatów dawno tyle w domu nie było. Wazony tylko jakoś takie mało kształtne. Nie szkodzi. Cięte kwiaty są piękne nawet w brzydkich wazonach.

****
Niby czekałam na ten dzień. A jednak, gdy dociera do mnie, że to jednak to już, to jakoś tak dziwnie się czuję. W końcu minęło. Może nie zupełnie, jak jeden dzień. Ale chyba szybko.

****
W ten dzień nie ma tylko kiedy świętować. Ledwie po obowiązkach z pracy i szkoły wróciliśmy, już na ostatnie roraty dla dzieci trzeba było. Wszystko w tempie. Tańczę sama ze sobą. Obracam się, zakręcam. Jestem już zakręcona, jak zakrętka na słoiku.

****
Mięso zamarynowane. Jutro upiekę. Jutro też jeszcze wiele innych rzeczy planuję zrobić. Planu nie spisuję. Po co się denerwować? Większość planów, to marzenia. Może w przyszłym roku lepiej zaplanuję.

W końcu kobietą z doświadczeniem życiowym już jestem. I niejeden kryzys wieku średniego mam już za sobą :P

Wiedząc, że dzisiaj może być ciężko, świętowałam w niedzielę. Tak mi podpowiedziało doświadczenie życiowe ;) Mimo że niektórym się to bardzo nie podobało. Ale co mnie obchodzi takie gadanie, gdy ryby jeszcze w stawie pływają.

sobota, 5 grudnia 2015

najdroższy teatr, ever!

- Książkę przygodową napisz - mówi do mnie pani Ogórkowa, gdy młodego Ogórka odwieźliśmy do domu po dniu pełnym wrażeń.

Może to i nie głupi pomysł, bo dzień nie należał do tych nudnych, gdzie nic się dzieje. Chociaż pojawiał się gdzieś element protestu, gdy Najstarszy Niesforny Aniołek stawiał opór przed porannymi wyjściami z domu. Najpierw na zbiórkę, a zaraz po tym do samochodu, gdy już mieliśmy jechać do Wroclove. Oczywiście ten bunt i opór podniósł ciśnienie, ale za niecałe 10 minut uświadomiliśmy sobie, że może właśnie potrzebowaliśmy tej chwili po to, żeby w nas nie wjechało auto, które krótko przed naszym przejazdem, przejeżdżając przez nas pas dachowało i w rowie się znalazło. Ludzie, Bogu dzięki, przeżyli, chociaż w szoku kierowca do góry nogami jeszcze auto odpalał. Od tej pory już wiemy, że najważniejsze to poinformować Staż Pożarną. Ona, choć poinformowana na końcu, przyjechała pierwsza. I to nie z numeru 112, ale 998. Strażacy zawsze poradzą sobie z samochodem i pierwszej pomocy, sensownie udzielą. Mój DrOgi Mąż zrobił, co trzeba, a później, aby nie stwarzać dodatkowego zagrożenia na drodze, odjechał z nami do cudownego Wroclove. Strażacy dopiero później sami oddzwonili, aby dane męża spisać. Wiec biurokracja - owszem, ale dopiero po akcji!

W pięknym Wroclove, nakarmione przez Babcię, Niesforki udały się wraz młodym Ogórkiem i Dziadkiem, który zmiennika na kilka godzin do pracy znalazł, do teatru na Dzieci z Bullerbyn. Wyszły zachwycone. Dziadek również, ale jego entuzjazm trwał krótko. Zaraz po wyjściu z teatru samochodu bowiem swojego nie znalazł. Inne służby pokazały, kto tu rządzi i z miejsca wątpliwego auto odholowały. Odzyskać auto w takiej sytuacji to nie jest rzecz prosta. Trzeba najpierw stawić się w siedzibie staży, przyjąć mandacik, a później z malutkim kwitkiem udać się na parking, gdzie pan z pogardą informuje, że przecież i tak nie zostanie udowodnione, że hamulec ręczny przed dwoma godzinami był jeszcze sprawny.
No ale zanim o tym wszystkim przekonaliśmy się, byliśmy sprawcami korka, gdyż siedzący w bagażniku Najstarszy Niesforny Aniołek zakrztusił się cukiereczkiem i nie zastanawiając się nad tym MDM wyciągnął Niesforka z bagażnika i młodziaka ratował. Oj poznałam wówczas różnorodność klaksonów.

Nie wspominam tu innych, trudnych i burzliwych zdarzeń, które miały wpływ na dzisiejszy dzień i stwierdzam, że trzeba go podsumować następująco:

Chcesz do teatru, to płać i to słono, albo siedź wieśniaku na swojej wiosce.