niedziela, 30 grudnia 2012

wybuch

Więc zdecydowanie łagodna :)

Plan się powiódł. Wraz z Pablową wybrałyśmy się wczoraj do miasta na kawę, małe co-nieco do kawy i na .... zakupy. Oczywiście bardzo potrzebne ;) No i w końcu mogłam sobie pogadać tete-a-tete, bo takie rozmowy kobietom są przecież bardzo potrzebne.

Żeby Panom się nie nudziło, to do gromadki naszych Niesforków i Kuzynów dołączyła Pablówna z zamiarem pozostania u nas aż do wieczora dnia następnego, po to aby wrócić do domu wraz z naszą Średnią Niesforką, która od tygodni czeka na tę noc u Pablówny, którą kocha :)

Pablowie z dużą ufnością powierzają nam opiekę nad córcią, no i  Panowie spisali się doskonale, czego nie można powiedzieć o mnie, gdy dołączyłam się do akcji "opieka" z samego rana, gdyż to właśnie podczas niej, Pablówna powoduje wybuch... saszetki z płynem do prania, który zalewa jej włosy i drażni oczy. Ślady wybuchu sama próbowała zatrzeć myjąc twarz i oczy oraz wycierając rozlany płyn z miejsca zdarzenia, nic nikomu nie mówiąc.

Chociaż zdziwiły mnie jej dziwnie tłuste włosy i ciągnący się za nią niezwykle intensywny  zapach,  ale byłam przekonana, że to może jakieś dziecięce perfumki. Już nawet zastanawiałam się, czy jakaś choroba wraz z nią przyszła znowu do naszego domu, bo oczy się jej zaczerwieniły i zaczęły łzawić, ale że zapewniła mnie o swoim doskonałym samopoczuciu, więc zeznania przyjęłam jako wystarczające i nie panikowałam.

Dopiero dociekliwość Pablowej, która zadaje pytania we właściwy sobie sposób, aby szybko dojść do prawdy, zmusiła doprowadzonych świadków do ujawnienia kilku dodatkowych faktów i już po chwili cała historia była znana.

Jak to w życiu bywa, gdy coś się dzieje ze zdrowiem, należy skontaktować się z lekarzem lub farmaceutą, co też szybko uczyniliśmy i czekamy na dalszy rozwój wypadków.

Ciekawa też jestem, czy Pablowie powierzą nam pod opiekę jeszcze kiedyś swoją Latorośl :)

sobota, 29 grudnia 2012

wściekła czy łagodna

Jestem bliska temu, aby wystawić mnie na wystawę pt. "Wściekłe Mamuśki". Wściekłość ma powodowana jest głównie izolacją domową trwającą już ładnych kilka tygodni, z krótkimi wyjściami do sklepu i to przed Świętami. Całe szczęście, wygląda na to przynajmniej w warunkach domowych, że stan zdrowia Niesforków zdecydowanie się poprawił i od dzisiaj nastąpi ich wielkie hartowanie.

Najgorszy bowiem to jest ten czas, gdy już im lepiej, ale terapia lekowa jeszcze nie zakończona, odporność osłabiona, a energia, która ich rozsadza jest odwrotnie proporcjonalna do mojej, i która z minuty na minutę jakby ze mnie przechodziła na nich. Masakra.

Mój Drogi Mąż, jak to przed końcem roku, pracuje na podwojonych obrotach, bo dni pracujących jakby mało. A że od Nowego Roku w naszej branży znowu zmiany, więc nic nie można zostawić na czas po feriach świątecznych. Zresztą, co to za ferie, gdy choroba w domu.

Szczęście wielkie, że przyjedzie dzisiaj mój Brat z Bratankami, więc wygonię Kuzynów i Niesforki za chwilę z domu, a sama będę się cieszyć ciszą. I nie będę przez chwilę zwracała uwagi na bałagan, założę sobie okulary z filtrem, będę widziała tylko to, co chcę widzieć:) Może Starszych Panów (to znaczy Mojego Drogiego Męża oraz Brata) i Młodszych Panów(czyli Dwóch Bratanków) zostawię ze zgrają Nieopanowanych Niesforków a sama udam się na jakieś tete- a- tete.

Już mi się podobają te plany na dzisiaj. Może jednak nie będzie Wściekłej Mamuśki, a Złagodniała Mamuśka ;)

Miłego weekendu życzę :)


czwartek, 27 grudnia 2012

na przyszłość

Jedną z ulubionych wigilijnych potraw Mojego Drogiego Męża są makówki. Danie śląskie: bułka z makiem, orzechami i rodzynkami. W oryginalnym przepisie z mlekiem, ale z powodu alergii Męża na mleko, przez kilka ostatnich lat, były modyfikowane przez Teściową, aby mojemu ślubnemu smakowały i nie szkodziły. W mojej rodzinie ta potrawa nie była znana (bo rodzina przecież ze Lwowa, a tam przesłodka kutia króluje) i nie cieszyła się dużym zainteresowaniem.

Co tu dużo mówić - nie zdążyłam Teściowej zapytać o przepis, więc wybrałam jeden z zaproponowanych przez wujka Gugla. Ustaliłam z Moim Drogim Mężem, że gdy wyjdą dobre, to je głośno pochwali, a gdy nic nie powie, to znaczy, że nie bardzo wyszły, ale wtedy więcej ich nie będę robiła.
Więc gdy podałam, to skosztował i .... milczał. Oczywiście wyszły mi zupełnie inne niż Mamie i wyglądało na to, że to i tak będą ostatnie makówki przeze mnie przygotowane...

Po dłuższej chwili milczenia, i naprawdę nie wiem, czy na skutek prawdziwego zachwytu nad makówkami, czy na skutek przemyśleń, że to praktyka czyni mistrza, bo gdy nie będę tych makówek robić, to nie nabiorę wprawy, Mój Drogi Mąż pochwalił makówki i nawet jadł dokładki. I jak nigdy, wiele osób skusiło się na makówki mojej produkcji, jakby od razu chcieli porównać ;)  i też nie wiem, czy z grzeczności, czy z nadzieją na przyszłość - chwalili.

Wygląda więc na to, że pomimo tego, że pierwszy raz zrobiłam, to było przepyszne:)
Trzeba wiedzieć, jak się ustawić;)
Więc w przyszłym roku znowu zrobię, troszkę przepis jednak modyfikując.

A przechodzący przez nasz dom Goście, znaczy się Rodzice, Ciocia, Brat i Bratankowie w ostatnich dniach wnieśli wiele siebie, swojego czasu, swojej życzliwości. Czuć było tę troskę o to, aby podczas tego spotkania nie zapomnieć się spotkać, docenić, zauważyć, poznać.
To pierwsze Święta bez Mamy, ale też bardzo ważne Święta w relacjach naszych rodzinnych.

wtorek, 25 grudnia 2012

barszcz

Dzwoni do mnie moja Mama koło południa w wigilię i informuje mnie, że właśnie do nas wyjeżdżają. Będą za jakieś dwie godziny, bo jeszcze przez moje ulubione miasto muszą przejechać, by zabrać Ciocię. Już odkładam prawie słuchawkę, gdy jeszcze słyszę pytanie: czy już nastawiłaś barszcz? A mnie zmroziło, zatkało, ogłuszyło. I nieśmiało pytam, choć przecież cały rok czekam na to danie: jaki barszcz? Mam zakwas!
Więc panika, bo w domu nie mam buraków, a Mój Drogi Mąż właśnie kwiaty kupuje, bo to przecież jeszcze Imieniny Mamy. Sama z domu wyjść nie mogę, bo tu ogólnie panująca choroba Niesforków.
Świetna ze mnie perfekcyjna pani domu! Nie mam barszczu. Właściwie mnie osobiście to nie przeszkadza, bo ja to głównie uszka, a nie barszcz bym jadła, ale jakoś tak głupio.

Na szczęście Mama z burakami dojechała, ale na hasło barszcz wszyscy będą mieć przed oczami Dosię, która przygotowuje wieczerzę wigilijną dla rodziny, na której ma podać barszcz z uszkami, tylko barszczu nie ma.

Boże Narodzenie

"Bo Pan pocieszył swój lud, odkupił  Jeruzalem. Pan obnażył już swe ramię święte na oczach wszystkich narodów; i wszystkie krańce ziemi zobaczą zbawienie naszego Boga." (Iz 52, 9-10)

Życzę Wam, Drodzy, aby spotkanie z Tym, który przychodzi do  nas bezbronny i niczego bardziej nie pragnie jak tego, abyśmy Go po prostu przyjęli, było pełne radości i ufności.

Radosnych Świąt
i dobrych spotkań!

sobota, 22 grudnia 2012

22 XII

Od dzieciństwa drzemie we mnie obawa, że  wśród zawieruchy związanej z przygotowaniami do cudownych Świąt można zapomnieć o urodzinach. Jest ona bezpodstawna, bo choć czas rzeczywiście mało sprzyjający urządzaniu dużych imprez urodzinowych, to jednak zawsze o moich urodzinach pamiętano. I w dzieciństwie i teraz również:)

Od rana słyszę dobre życzenia, czytam sms-y, odbieram telefony, czytam kartki.
Za wszystkie te dobre słowa bardzo dziękuję.

Jak mi jedna koleżanka napisała: "Końca świata nie było, więc jesteś o rok starsza.... Nie przejmuj się bo nie widać po Tobie ;)"

No, więc trzymam się nieźle :P


piątek, 21 grudnia 2012

dla odmiany ;)

Najmłodszy Niesforny Aniołek twierdzi, że jest już bardzo zdrowy. Wie też, że od jutra do 2 stycznia będzie wolne i żadne przedszkole na niego nie czeka, więc samopoczucie jakby zdecydowanie lepsze.  Ma niecałe cztery latka, a już tak kombinuje?
Średni Niesforny Aniołek również w dość dobrej formie, gotowa do wszelkich działań. Może sprzątać, gotować, bawić się. Pod jednym tylko warunkiem - razem ze mną!  Taka malutka manipulacja ;)
Młodsi, ze swoją kondycją, stanowią przeciwieństwo Najstarszego, którego od wczoraj gorączka męczyła, a dziś wieczorem lekarz postawił diagnozę: zapalenie zatok!

Więc jakby to powiedzieć?
Dla odmiany: siedzimy w domu! To znaczy głównie ja. Już prawie miesiąc.
Jako klaustrofobik bardzo doceniam przestrzeń w naszym domu, oczywiście bez konieczności sprzątania, bo gdy następuje ta chwila, to tęsknię za naszym pierwszym mieszkaniem, które miało całe 22 m2. I wszystko się na tym metrażu mieściło!  Szkoda, że tu nie sprząta się samo.

 Z trudem ogarniamy, kiedy zakupy, kiedy praca, kiedy różne inne ważne sprawy - ale ogarniamy! Nawet łańcuch na choinkę zrobiony. 
W końcu idą Święta!

czwartek, 20 grudnia 2012

plany

Plany oczywiście miałam ambitne, w związku ze świętami, ale życie je szybko zweryfikowało.
Z zaplanowanych zajęć, polegających na sprzątaniu, a raczej odgruzowywaniu domu i pieczeniu, już kilka wypadło. I trudno. Przecież ważniejsze, aby pożegnać tych, co za szybko odchodzą.
I Panią Kazię z nami współpracującą, starszą koleżankę, która w zespole folklorystycznym, podobnie jak ja, w czasach swej młodości podrygiwała, ale tanga z rakiem nie wytrzymała. I Tatę naszego Doktora, który nagle we śnie odszedł.

Ale!
Coś jednak się udało. Prawdę mówiąc samej by mi się nie chciało - od czego jednak są Niesforne Aniołki. W nich tyle entuzjazmu, tyle chęci, więc szkoda było zmarnować.






:)

wtorek, 18 grudnia 2012

apel!!!

Wstrząśnięta informacją o białaczce, na którą zachorowała moja znajoma i o tym, że nie mogą dla niej znaleźć dawcy szpiku, pobiegłam dzisiaj, ciągnąc ze sobą Mojego Drogiego Męża, do stacji krwiodawstwa, aby oddać krew.

Nigdy wcześniej tego nie robiłam i dzisiaj zresztą też mi się nie udało. I tylko dlatego, że bardzo jestem zdeterminowana, to przyjdę tam jeszcze raz za dwa tygodnie, gdy minie odpowiednio długi czas po moich ostatnich terapiach antybiotykowych.

Natomiast podziwiam wszystkich bezinteresownych krwiodawców, że chcą oddać krew, i że tam przychodzą, bo personel tejże stacji zrobił na mnie okropne wrażenie. Ilu tam było takich jak ja, którzy rozczarowani postępowaniem i traktowaniem, więcej nie przyszli, bo zostali potraktowani "z buta"? Może lepiej nie wiedzieć :(

A teraz APEL!

Kto może, niech odda krew!
Bo pewna kobieta - żona, mama dwójki dzieci, bardzo serdeczna osoba nagle zachorowała i potrzebny jest przeszczep szpiku! A trudno znaleźć dawcę!

Więc proszę, proszę, proszę :)
I nie zrażajcie się, niezbyt miłymi, postawami ludzi, którzy pracują w takich stacjach.

poniedziałek, 17 grudnia 2012

tuż, tuż

Możliwość wyjścia z domu spowodowała, że cały weekend cieszyłam się wraz z Moim Drogim Mężem przeróżnymi spotkaniami. Niektóre tylko na chwilę, przelotem, niektóre bardziej zaplanowane, ale wszystkie długo wyczekiwane.
Wysłuchawszy koncertu na pianino i trzy flety aż zapragnęłam dla nas rodzinnego dokształcania muzycznego. I żeby tylko nie na siłę i pod przymusem ;)

Poza tym otrzymaliśmy cudowną wiadomość, że powiększyło się grono kuzynek naszych Niesfornych Aniołków. Radość więc ogromna. Dobrze, że wczoraj się urodziła, a nie tak jak ja - w największym wirze świątecznych przygotowań. Nigdy nie wiadomo wtedy, co przygotowywać: urodziny, czy Wigilię ;)
Utarło się więc, że raczej Wigilię, a prezenty przyjmuję w każdej porze, niezależnie od pory roku ;)

No ale małej kuzynce się udało, będzie miała szanse przygotowywać imprezki urodzinowe, przynajmniej dla dzieci.

A urodziny tuż, tuż ;)

środa, 12 grudnia 2012

zabawa blogowa trwa ;)


I lista pytań:

1. Kawa czy herbata?
 Zdecydowanie kawa, najlepiej w fajnym towarzystwie ;)

2. Kto lub co jest dla Ciebie inspiracją i motywatorem do rannego wstawania?
Raczej odwrotnie, ja zainspirowana i zmotywowana mogę nie iść spać, ale rano wstać?  To są dla mnie tortury i tylko perspektywa konsekwencji, jakie mogą wyniknąć ze zbyt długiej drzemki zmusza mnie do wstania :(

3. Wymarzone miejsce na długi urlop to...
To zależy z kim. Z mężem chciałabym popłynąć w rejs po fiordach  norweskich, a z dziećmi - to chyba nie zalicza się do urlopów :)

4. Swoje decyzje podejmujesz szybko, spontanicznie, czasem bez analizowania, czy może każdy zakup/zmianę wyglądu/auta/itp rozważasz najpierw z każdej strony?
I tak i tak. Często intuicyjnie, ale to, co dotyczy naszych wspólnych decyzji podlega głębokim procesom decyzyjnym ;)

5. Co robisz, gdy potrzebujesz się "oderwać" od codzienności, innymi słowy sposób na "czas tylko dla mnie" :)
Najchętniej czytam, czasami biegam i spotkania "na ploteczkach" z koleżankami - wbrew pozorom czas tylko dla mnie ;)

6. Gdybyś mogła spotkać/poznać/spędzić czas ze znaną osobą- kto by to był, dlaczego i jak byście ten czas spędzili? :)
Niestety nie umiem wytypować i chyba nawet za bardzo nie chcę, proszę wybaczyć. Gdybym miała tego czasu dużo, to chętnie spędziłabym go z wieloma osobami, które znam, a nie są powszechnie znane i z nimi go "zmarnowała" i lepiej poznała ;)

7. Jak radzisz sobie w sytuacjach stresujących, ciężkich- załamujesz ręce i czekasz co się wydarzy, czy może bierzesz wszystko na ramiona i dziarskim krokiem ruszasz dalej?
W pierwszej chwili to bym usiadła i najchętniej zapadła w sen zimowy, ale po chwili ruszam, powoli, niepewnie byle do przodu.

8. Jak widzisz siebie za lat np 20-30-40? (Można wybrać za ile :))
Za 20. Pięćdziesiątka z dużym hakiem. Przejechała kawał świata, otwarta, ciągle z poczuciem humoru i spontaniczna. (taka chciałabym być ;)

9. Wesołe wspomnienie z pierwszej klasy szkoły podstawowej? :) (to chyba przez to, że temat szkoły u nas się przewija teraz bardzo często- z racji naszego kochanego zerówkowicza i zaczynamy wspominać jak było kiedyś :))
Generalnie dobrze wspominam pierwszą klasę. Właściwie to dwie, bo zapisana byłam do jednej, a moja przyjaciółka do drugiej i, według mnie, to sama załatwiłam sobie przeniesienie do innej klasy. Żeby mało tego było wywalczyłam sobie i przyjaciółce w nowej klasie pierwszą ławkę przed biurkiem. Nie chcę wiedzieć, czy była tam jeszcze czyjaś ingerencja. Cieszę się, że byłam taka skuteczna ;)

10. Dom wielopokoleniowy czy może własne gniazdko tylko dla najbliższej rodzinki?
Własne gniazdko, ale otwarte ;)

11.Plany na jutro to ;)
W końcu wyjść z domu, bo mi cierpliwości zabraknie! Mam dosyć chorób!


A do dalszej zabawy zapraszam:

 1. Zwykłą Blondynkę http://wlosykolorublond.blogspot.com/
 2. Ogrzycę http://ogrzycafjona.blogspot.com/
3. Alcydło http://te-momenty.blogspot.com/
4.  Anię mamę T. http://otymsamymwinnymmiejscu.blogspot.com/
5. Szczęściarę http://zapiskiszczesciary.blogspot.com/
6. Emilię http://emq-studio.blogspot.com/
7. Ostrestarcie http://ostre-starcie.blogspot.com/
8. Wojowniczą Xenę http://wojownicza.blogspot.com/
9. Kasjopeę http://kasjopea0.blogspot.com/
10. Mananę http://zyciejakwmadrycie.pinger.pl/
11. Biedronkę ;) http://wroclawskabiedronka.blox.pl/html

:)

A to moje pytania:
1. Czym się zajmujesz?
2. Jaki jest Twój sposób na wyciszenie?
3. Jaki film polecasz dla całej rodziny?
4. Jaką jesteś osobowością ( introwertyk, ekstrawertyk)?
5. Co jest Twoją pasją?
6. Komiczna sytuacja, w której ostatnio uczestniczyłaś?
7. Sport, który uprawiasz?
8. Czy rozbawiłaś już dzisiaj kogoś?
9. Jaki jest Twój pomysł na szybki ... obiad?
10. Twoje wspomnienie z dzieciństwa?
11. Jak się dzisiaj miewasz?

Serdecznie pozdrawiam ;)


wtorek, 11 grudnia 2012

wyróżnienie :)))

Ciekawiły mnie na wielu blogach Wasze wyróżnienia. Od kogo i za co je macie, itd. itp.
Dzisiaj sama otrzymałam nominację do:


od Franka, czyli Karoliny :)
Wyróżnienie z radością przyjmuję, w zabawę się wkręcam, więc chyba mogę o sobie mówić, że jestem Laureatką Liebster Blog'a ;)

Zasady: jeszcze nie doszłam, gdzie jest ich początek, ale wszędzie pisze się o tym mniej więcej tak:

Nominacja do Liebster Blog jest przyznawana przez innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań.

Co do małej liczby obserwatorów to nie mam wątpliwości, ale z tą "dobrze wykonaną robotą" to bym się zastanawiała.

Ale to już nie moja sprawa. Wyróżnienie przyjmuję ;)  Wkrótce na wcale niebanalne pytania odpowiem.
Dzięki, Karola

poniedziałek, 10 grudnia 2012

napad na...

Żeńska część naszej rodziny poddana domowej hospitalizacji, robi co może, aby dać radę i wytrzymać trudny czas.
Panowie natomiast ciągle zajęci. Zajęty bardzo Najstarszy Niesforny Aniołek, który nawet nie zdążył ze szkoły przyjść do domu, bo przecież ma trening, a po treningu nie zdążył również przyjść do domu, bo później ma służbę ministrancką podczas Rorat.
Mój Drogi Mąż natomiast pojawia się w domu po pracy na chwilę, żeby do lekarza z którymś tam Niesforkiem pojechać (mam nadzieję, że z właściwym ;), a potem po Najstarszego do szkoły, żeby zdążył na trening, a potem z Najmłodszym na trening po Najstarszego i na Roraty. A na Roraty jeszcze nie mógł zapomnieć pięknych choinek z kart kolorowych, na których, mam nadzieję, że prawidłowe, odpowiedzi o Św. Dominiku Savio. Również kartę Średniej Niesforki, która z wrodzoną sobie obowiązkowością przygotowała pierwsza, wiedząc, że i tak dzisiaj nigdzie nie pójdzie. Ale czemu by miała rezygnować z losowania i nagrody?

A ja natomiast wycinam im z papieru kolorowe bombki na choinki, każdemu o innej porze obiadek podaję, przelewam, niczym wprawna aptekarka ;) syropki na łyżeczkę, albo do strzykawki, odmierzam kropelki i robię inhalacje, albo tabletki rozdzielam, uważając, co komu i ile. Tu dopiero jest apteka!

I siedzę sobie w ciepłym domku, a w tym samym czasie w kościele, moi Panowie, szykują plan. Plan napadu na kancelarię parafialną. Najstarszy dla niepoznaki wśród ministrantów, Tatuś zajęty Najmłodszym, który po prostu zasnął, ale chyba tylko dla zmyłki.

Po Mszy wszyscy udali się do zakrystii, tam krótka wymiana zdań, nie wnikam już z kim, gdy Najmłoszy znika z pola widzenia. Po chwili znika również Tatuś. A za małą chwilkę ks. Proboszcz nakrywa ich w kancelarii przy szafie, w której trzyma słodycze dla grzecznych dzieci ;)
Tatuś się tłumaczył, że ponoć odnalazł Najmłodszego z czekoladowym Mikołajem i chciał go po prostu odłożyć do szafy, ale kto by tam wierzył ;)

I tu jednego nie rozumiem, bo przyłapani na gorącym uczynku, zamiast poddani być ciężkim karom, a przynajmniej przymusowym robotom, dostają od Proboszcza jeszcze jednego Mikołaja.

Cały nasz Proboszcz. Serce na dłoni. I nie ma siły, muszą mieć u niego niezłe fory ;)



niedziela, 9 grudnia 2012

wredota

W czasie piątkowej wizyty kontrolnej lekarz był niezwykle uradowany, że postawił prawidłową diagnozę i ustawił właściwe i skuteczne leczenie, którego końca właściwie jednak nie widać, bo jest wieloetapowe i mające trwać kilka miesięcy. A ja, zamiast się cieszyć ze znaczącej poprawy, w popłoch wpadam, bo zapowiada się łykanie tabletek przez kilka najbliższych miesięcy. Sam antybiotyk to przecież doraźnie działa, a tu trzeba pomóc organizmowi nabrać nowych sił i odporności poprzez szczepienie. Ci, co mnie znają, wiedzą, że tabletki to ja innym chętnie dam, ale sama? Pamiętać żeby je łykać? Ło ludzie, co to mnie spotyka na stare lata!;)

Chociaż nie należę do domatorów, wolę przecież sobie gdzieś pojechać, coś załatwić, najchętniej kogoś odwiedzić, to z ostatniego tygodnia "leniuchowania" w domu zadowolona jestem. Ale odkąd mi już lepiej, to włączają mi się szwendacze i lista spraw do załatwienia poza domem jest już coraz dłuższa. Lecz, ku mojej rozpaczy, zapowiada się kolejny tydzień pod jednym dachem, gdyż od wczoraj do grona tych najchorszych dołączył nasz Średni Niesforny Aniołek :(

Niektórzy zwracają nam uwagę, że chyba coś za dużo chorujemy, ale to chyba nie do końca tak. Choroba, owszem, obecna wciąż w domu, jak osierocona kuzynka, czuje się u nas dobrze i nie chce nas opuścić, a my, ludzie dobrego serca, nie umiemy jej się pozbyć. Ale przecież tylko podszywa się za krewną i należy użyć wszelkich sposobów eksmisji.

Więc do dzieła, a Wam dam dobrą radę: jeśli przyjdzie taka i będzie prosiła, biadoliła, płakała i na litość brała - nie wierzcie jej, tylko od razu drogę do drzwi wskażcie i się nią w ogóle nie przejmujcie. Udaje tylko, wredota.

czwartek, 6 grudnia 2012

był

W tym roku Mikołaj znowu nas nie zawiódł. Przyszedł z prezentami. Chociaż niektóre z nich wcale nie były odzwierciedleniem tych wymarzonych ;), dokładnie narysowanych. Ale ma to do siebie ten nasz Średni Niesforny Aniołek, że entuzjazm i optymizm po prostu jej nie opuszcza. Ważne, że były kalosze! Różowe. Dziewczęce. Z zamkiem księżniczki, choć bez księżniczki i bez serduszek, ale za to ze stópkami ;)

Och, jak byłoby prościej, gdybym tak szybko potrafiła dostrzegać dobre, albo nawet tylko nowe rzeczy niż te, na które się nastawiłam, wyobraziłam, przyzwyczaiła. Ilu rozczarowań bym uniknęła, ilu trudnym sytuacjom bym zaradziła. To jest sztuka. Wspaniała cecha charakteru. Ciekawe, czy zanika z wiekiem, czy nie? Jak ją pielęgnować, jak nauczyć Niesforkę ją pielęgnować? Jak wydobyć, żeby nie stłamsić i nie dać "zawodowym" pesymistom podeptać?
Ot, mała zagwozdka ;)

***

To że Święty Mikołaj potrafi zaskakiwać, to wiem od dziecka. Ale hitem tegorocznym jest wiadomość, że będziemy mieć wspaniałych, nowych sąsiadów. Pablowie bowiem kupili działkę koło nas i budować się będą. Nie wiem, jak przekonali Świętego Mikołaja. Mają wyjątkowe u niego względy. Będzie do nich od nas rzut beretem. Po przekątnej będziemy sobie w okna patrzeć. I nawet, jak się uprzemy, to możemy sobie liściki na lince, jak Dzieci z Bullerbyn, wysyłać ;)
Wspaniale. Tylko żeby ta budowa im troszkę żwawiej poszła niż nam.


Święty Mikołaj to fajny gość.


środa, 5 grudnia 2012

wolontariusz

Dzisiaj wyjątkowy dzień. Dzień wyjątkowych ludzi. Wolontariuszy.

Wszystkich cenię, niezależnie od pobudek, jakie nimi kierują, za czas i umiejętności, które poświęcają ku dobru.
A szczególnie dziś myślę o tych, którzy pomagają nam, rodzicom ze wspólnoty rodzin, którzy w czasie, gdy rodzice potrzebują poprzebywać chwilę ze sobą nawzajem, to z niezwykłym zaangażowaniem i radością próbują ogarnąć nasze pociechy. A pociech tych, na jednym spotkaniu, może być naprawdę dużo.

Zatem: Niech żyją Wolontariusze!!!


Mój Drogi Mąż również dzisiaj jest wolontariuszem. Wolontariuszem Św. Mikołaja. Pomaga mu namierzyć wymarzone, dziewczęce ;), różowe kalosze!!! z serduszkami u góry i z księżniczkami na dole :)  dla Średniej Niesforki. I pewnie też, przy okazji oczywiście, wyręczy go w poszukiwaniach "małych", przecież, upominków dla pozostałych Niesforków.

Oby tylko zdążył.

To jest kalosz, z doklejoną księżniczką na dole i z serduszkiem u góry ;) - żeby łatwiej Mikołajowi było szukać ;)


wtorek, 4 grudnia 2012

GMO

Już nigdy nie będę bagatelizowała u nikogo żadnej anginy.

Sama ostatnio zapadłam na taką w dzieciństwie i naprawdę nie pamiętałam, jak to jest, gdy gardło zmienia się w hodowlę, wysoce wyspecjalizowaną, niczym GMO, bakterii, które przeżerają wszystko co się tam znajduje. I żeby im to jeszcze wystarczyło, to człowiek spokojniejszy by był, ale nie, gardło to za mało, trzeba im było zająć też ucho. Mam nadzieję, że przez to będę jednak lepiej słyszała ;)

W czasie wolnym od spania czytam więc sobie jakie to remonty dzieją się to tu, to tam. I zastanawiam się, jak się to dzieje, że podczas kiedy mnie właściwie nie ma, bo śpię, bałagan zasiedla nasz dom coraz to bardziej bezczelnie, nawet jeszcze z większym tupetem niż te bakterie w moim gardle. Czyżby on też był genetycznie modyfikowany?


Ale nie mam na to siły. Z byle wysiłku dostaję zadyszki. Niech sobie poleży. W końcu jestem na przymusowych wczasach ;)

poniedziałek, 3 grudnia 2012

spełnienie marzeń

Przez weekend następowało wielkie ładowanie akumulatorów. Co oznacza, że przez dwa dni stacjonowałam we Wrocławiu i nadrabiałam zaległości, również towarzyskie. Z przeświadczeniem, że wystarczy na kilka dni wróciliśmy w nocy do domu, ale akumulator (nadaje się już do wymiany) wysiadł o godz. 7 rano wraz z bolącym gardłem i łamaniem w kościach, i trudno to nazwać łamaniem mięśni, ale wrażenie właśnie takie.

Temperatura 38 0C, która według mężczyzn ;)  byłaby niemal niemożliwą do przeżycia, uprzejmie mnie informuje, żebym jednak podjęła próbę skontaktowania się z lekarzem. A ten, pomimo że doświadczenie ma duże, ręce załamuje, bo przecież tydzień temu skończyłam jedną terapię antybiotykową. Cieszą się natomiast znajome aptekarki ;), gdyż obrót w dniu dzisiejszym zwiększam i zapatrzona w siatę leków wracam do domu z zaleceniem lekarskim - leżeć, dużo odpoczywać, nie przemęczać się ;)

Chyba właśnie tego chciałam :), nieprawdaż? Są nawet na to dowody kilka wpisów poniżej.

Tylko że to miały być wczasy, a nie choroba.