wtorek, 30 kwietnia 2013

od przybytku ....

No niby od przybytku głowa nie boli, ale mięśnie to i owszem.

Broniłam się zawsze przed mieszkaniem we własnym domu, bo przerażało mnie zajmowanie się obejściem. Znam miliony innych ciekawszych rzeczy od wyrywania chwastów w pozycji zgiętej, kucznej czy łamanej i uważam, że ręce wyglądają zdecydowanie piękniej niż obdrapane kolcami róż.

Więc nigdy nie chciałam i nadal nie chcę. I o ile nasz ogródek ciągle jeszcze ogródka nie przypomina, to ogródek w domu po Teściowej głośno dopominał się o to, aby się nim zająć. A kwiatów, kwiatuszków, krzaczków i krzaków w nim tyle, że  ręce opadają, a ja nawet nie wiem, co się z tym robi.
Z pomocą przyszłą Ciocia. Na szczęście. A ja nadziwić się nie mogę, jaka z niej entuzjastka ogrodnictwa.
Lekko nie będzie, o ogródek trzeba dbać!

Ponieważ rozmiary moje nie pozwalają na całkowite schowanie się za krzakiem agrestu, a może porzeczek, Sąsiadka mnie przyuważa. Widząc moje, spowodowane ogromem pracy, przerażenie w oczach próbuje pocieszyć: W pani wieku też nie lubiłam prac ogródkowych, a teraz to mnie ciągnie do ziemi. Po tym zdaniu nastąpiła chwila konsternacji i dodała: No właśnie, bo to w tym wieku to dosłownie już ciągnie do ziemi.
Wszystkie trzy wybuchnęłyśmy śmiechem, ale ta poważna prawda życiowa ciągle się po głowie kołatała.


poniedziałek, 29 kwietnia 2013

w pocie czoła

Otrząśnięci z wrażeń chorobowych oddajemy się obowiązkom.
Mój DrOgi Mąż pomimo kolejnych przeciwności, jak nie zdrowotnych, to przyziemnych (no bo jak nazwać kłopoty z zamkiem nie powiem gdzie, powodując przegrzanie organizmu, z powodu konieczności noszenia kurtki przez pół dnia), nadrabia stracony czas w robocie.
W międzyczasie w domu małe bitwy i szarpaniny oraz obrażalstwa domowe w  wydaniu Niesforków.  I pojąć tego nie mogę.

Uspakaja mnie MDM i zadaje pytanie, czy ja się nigdy nie kłóciłam z rodzeństwem?
Skłamałabym, gdybym odpowiedziała, że nie. Dochodziło wszak do kłótni i rękoczynów, więc czemu mnie to dziwi?

Ano dlatego, że moje oczekiwania są inne, jednakże efekt odmienny od planowanego, a przyczyna w tym, że mimo wszystko, za mało z nimi jestem. Za mało im opisuję rzeczywistość. Za mało uczę ich nazywać emocje i uczucia. Szarpią się z nimi i sami nie wiedzą, co się właściwie dzieje. Sama patrzę na to z boku i często też nie wiem, o co chodzi, a co dopiero oni.

Pocieszeniem jest to, że pomimo kilku sytuacji, które były trudne, udało się nazwać i nawet naprowadzić na takie skojarzenia i zwrócić uwagę, że można inaczej się wyrazić, że w końcowym efekcie dochodzi między nimi do porozumienia i nawet do współpracy.

Więc dzisiaj sukces. Ale nie powiem, że się nie zmęczyłam.


niedziela, 28 kwietnia 2013

słoik miodu

Wczorajszy dzień niczym apokalipsa!

Widok przykrytego folią ciała na środku ulicy już z samego rana na chwilę paraliżuje i pobudza do refleksji nad kruchością tego delikatnego daru, jakim jest życie.

Historia Marioli opowiedziana przez Rybeńkę wzruszyła, ale też wywołała żal, niepokój, bunt.

Później szczęście świeżo poślubionych małżonków. Ich nadzieja, zmotywowanie do tego, aby być darem z siebie.

A jednak nie odczytałam tych znaków na tyle mocno i dobitnie, żeby pozbyć się chęci wyniesienia siebie na piedestał. Niestety,  niewiele wysiłku włożyłam w to, aby straty w relacjach sprowadziły się do pozostawionego na ulicy słoiku miodu lipowego.

Jak to dobrze, że dzisiaj znowu mam szansę na to, żeby zacząć od początku, gdyż za chwilę czy jutro może być za późno. Bo przecież całą sobą się identyfikuję z tym, co dzisiaj Pan przypomina: "Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie." (J13,34-35)

Dobrej niedzieli!


piątek, 26 kwietnia 2013

Niesforkowe historie

Zachęcony przez wychowawczynię Najstarszy Niesforny Aniołek 1 maja chce wziąć udział w biegu ulicznym. Myślę sobie, czemu nie i biorę go na przebieżkę. W swojej kategorii wiekowej do przebiegnięcia ma dystans 400 m, więc postanawiam zrobić z nim pętelkę 500 m wokół domów. Ledwo wyruszyliśmy a już w tyle pozostałam, i mówię mu, żeby siły oszczędzał. A on już prawie tyłem biegnie i się dopytuje, czy już może przyspieszyć. Widzę, że sił to mu na pewno nie zabraknie, motywuję go do szybszego biegu. Przyspieszył więc, ale żeby to był normalny bieg! Trochę szybkiego cwału, troszkę tyłem i wszystko w tempie, gdy ja z tyłu ledwo zipię i z kolką się zmagam.

Po zakończeniu biegu stwierdził, że to była rozgrzewka i że dopiero teraz to chciałby pobiec na maksa. ;O
Nie zabrałam go na swoją przebieżkę. Po co mam się stresować :)

*****

Natomiast Indywidualista Najmłodszy też miał dzisiaj swój dzień w przedszkolu.

Na początku roku dzieci akceptowały zasady, które panują w przedszkolu i w formie graficznej cały czas im na ścianie wiszą, żeby w razie konieczności można się było do nich odnieść.
Nie pamiętam wszystkich, ale są to zasady w stylu: mówimy cicho - nie krzyczymy, grzecznie się bawimy - nie bijemy się, dbamy o porządek - po zabawie sprzątamy zabawki itd...

No a dzisiaj Najmłodszy Niesforek siedział na krzesełku i dłubał sobie w nosie ;P
Poprosiła go pani, żeby tego nie robił, bo nie wolno dłubać w nosie.
Nisforek natomiast skwitował to tak: Będę, bo w przedszkolu nie ma zakazu dłubania w nosie. ;P

Gdy już pani opanowała atak śmiechu, ustaliła z Niesforkiem, że w takim razie razem dorysują ten zakaz i wtedy już będzie go respekował.

Zastanawiam się, czy jest taki precyzyjny, czy już uważa, że co nie zakazane to dozwolone!


czwartek, 25 kwietnia 2013

Fryzjerka

Czekam niecierpliwie na ten dzień, kiedy mogę wreszcie pójść do fryzjera. Tym bardziej, że bardzo się do nich przywiązuję.  Tak jak do tej Fryzjerki, która nakładając mi przedziwne mikstury koloru żółtego, czerwonego wywołała piękny pomarańczowy, znaczy się rudy. Odkąd mieszkamy w tych okolicach, to korzystam z jej usług, a relacja klientka - fryzjerka zmieniła się w relację koleżanka - koleżanka.

Przez pewien czas jednak nie było "mojej" Fryzjerki, właścicielki salonu, mamy jednej z klasowych koleżanek  Najstarszego Niesfornego Aniołka. Nie było, gdyż dzielnie znosiła leczenie paskudnej białaczki. Konieczny jest przeszczep.

Trzykrotnie podchodziłam do oddania krwi i zarejestrowania się w bazie dawców za każdym razem wypełniając ogromnie długi formularz zgłoszeniowy, przyjmując z pokorą wstępne odrzucenie, gdyż podobno za mało czasu upłynęło od przyjmowania antybiotyków, albo wysłuchując od pani rejestratorki komentarza, że to nie ta faza cyklu. Myślałam sobie nawet, że może to są jakieś specjalne przeciwności, które trzeba pokonać, bo może jednak będę mogła komuś, a najlepiej jej, pomóc oddając krew i szpik.
Niestety nikt mnie nie wzywa, więc raczej nie ma zgodności.

A Fryjerka cierpliwie i z ufnością czeka, i ludzi inspiruje. I chociaż zawsze potrafiła cieszyć się z drobnostek, to teraz tym bardziej promienieje. I zaraża chęcią do życia.

Podobno znalazł się dawca. W Izraelu!
Szykują się do przeszczepu. Ma być za miesiąc.


wtorek, 23 kwietnia 2013

zacięta płyta

Doba jest znowu zdecydowanie za krótka. Nie zdanżam i nie nadanżam prawie z niczym. Pewne sprawy zaniedbane i niewiele dopracowanych.

 Ale mam w sobie dużo chęci. Zwłaszcza do tego, aby spotkać drugiego człowieka.
Sama również cieszę się z tego, że i mnie ktoś spotyka. Cieszę się z każdego uśmiechu i dobrego słowa, którego doświadczam. I wiecie co? Tych uśmiechów jest naprawdę wiele, tych dobrych słów wypowiedzianych i napisanych również.
Cieszę się z tych spotkań blogowych i tych na basenie z sąsiadką. Cieszę się ze spotkania z sobą samą na 4 km mojej trasy biegowej, na którą po dłuższej przerwie wróciłam.

Cieszę się z dzisiejszego wyjścia z Moim Drogim Mężem i bałaganu, który sam się stworzył podczas naszej nieobecności, a który był efektem ubocznym podczas wykonywania pracy szkolnej z surowców odpadowych. (Tylko kto teraz domyje stół ;P).

Cieszę się nieustających tulasków Niesforków i ciągłego powtarzania Średniej Niesforki, jak przy zaciętej płycie, wyznania: kocham Cię, mamo!

Cieszę się, bo jestem szczęśliwa!


Krokodyl z odpadów na odpady ;)


poniedziałek, 22 kwietnia 2013

jak z płatka

W lekkim stresie, bo po długiej absencji, Mój Drogi Mąż (zaznaczam DrOgi) pojechał dzisiaj do pracy i wrócił niezwykle uradowany. "Widzę, że jestem potrzebny!" rzekł radośnie, zdając relację z minionego dnia i odbytych spotkań.

Cieszę się, że tak to widzi. To dopiero pozytywne myślenie. Bo skoro jest potrzebny, to znaczy, że nie wszytko szło jednak jak z płatka.
A z drugiej strony, przecież kto będzie odpowiadał za to ryzyko jego/naszej działalności gospodarczej. No kto?


sobota, 20 kwietnia 2013

urodzinkowy maraton


Nie wiem, kto bardziej przeżywał wczorajsze urodzinki: ja czy Średnia Niesforka.
Z dużym przejęciem i ekscytacją rozkładała córcia zaproszenia do szafek przedszkolnych na swją imprezkę, która i tak z dużym opóźnieniem była organizowana, bo przecież było domowe sanatorium. Zaproszenie dla Patrycji, Klaudii, Lilki, Agatki, Marty, Kamilki, Józia, Dawidka, Mateuszka - przyjaciela Najmłodszego Niesforka, Mateusza - przyjaciela Najstarszego Niesforka, dla Sylwii, dla Ani, dla Ady i Alicji.
I stres, gdy po południu się okazało, że inna dziewczynka też tego dnia organizuje przyjęcie urodzinowe i też rozdała zaproszenia. Jubilatki nie zaprosiły siebie nawzajem, a niektóre dziewczynki były zaproszone i tu, i tu.
A nie było na kiedy znowu przełożyć tych urodzinek. I wszystko dograne, i Ania zaproszona jako animator kulturalny. I stres, czy w ogóle przyjdą dziewczynki, bo chłopcy nie mieli drugiej imprezki konkurencyjnej i z radością potwierdzili przybycie.
Dziewczynki dokonały wyboru. Niektóre nie przyszły, ale serdecznie podziękowały za zaproszenie z wyjątkiem jednej. Przyszły na szczęście te, na których Niesforce bardzo zależało.

Wtajemniczona  w sytuację Ania - animatorka dała z siebie wszystko i dzieci oczarowała. Bo gier i zabaw tyle im wymyśliła, że Najstarszy Niesforny Aniołek, weteran spotkań urodzinowych (ma się to doświadczenie życiowe) stwierdził, że to była naprawdę udana impreza. A czemu by nie skoro były balony z zadaniami, bomby!!!!, bańki w bańce, malowane twarze, berki i gąski, gąski do domu i ... wiele innych, o których nawet nie wiem. Żadne dziecko nie chciało wracać do domu. 

Na koniec pełna satysfakcja, ale nie sądziłam, że będzie mnie ten dzień tyle kosztował. Stresu i niepewności.  Zwłaszcza o reakcję Niesforki, gdyby dziewczynki nie przyszły do niej, bo jej tak na tym zależało. Szykowała się do tej imprezki od kilku miesięcy :))) tak, od kilku miesięcy.

No a dzisiaj Najstarszy Niesforek i Średnia Niesforka znowu na urodzinkach, tyle tylko, że każdy u kogo innego. A Najmłodszy ma rodziców tylko dla siebie. I tak sobie leniuchujemy.
Upsss, czas zaraz wyruszać w trasę i zbierać pociechy do domu.

czwartek, 18 kwietnia 2013

spostrzegawczość


Niesforki zostały zobligowane do posprzątania pokoju. Walczyły więc ze swoimi zabawkami raczej się nimi bawiąc, niż sprzątając, lecz pomału efekt czystego rynku uzyskując.
Najstarszy Niesforny Aniołek, gdy zobaczył, co robi Najmłodszy, bo ten układał stertę z zabawkami za kanapą, zdenerwował się i wytykał mu jego sposób sprzątania.
Na co Najmłodszy Niesforny Aniołek ze spokojem mu odpowiedział: "Przecież tu rodzice nie znajdą."

No. Ciekawe, co jeszcze o nas sądzą te nasze Niesforki.

wtorek, 16 kwietnia 2013

głuchy i niemy

Od kataru troszeczkę przygłuchłam, a Mój Drogi Mąż głos stracił. Nie od kataru, a w efekcie przeróżnych powikłań.

Z trudem mówił, a ja ledwo go słyszałam. Przez to dochodziło do małych nieporozumień. On, biedny, coś do mnie mówił, ja go nie słyszałam, a on myślał, że go ignoruję.

W pewnym momencie słyszę, że coś mówi do mnie, wydawało mi się, że go zrozumiałam, ale nie do końca. Więc proszę go o zrozumienie i wybaczenie, bo nie słyszę.

A on mi na to dobitnym, scenicznym szeptem mówi:

"Jak nie słyszysz? Przecież już krzyczę!" 

(Chyba to powiedział, o ile go dobrze usłyszałam.)

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

rozstrzygnięcie konkursu

Bardzo dziękuję wszystkim za ciepłe słowa i życzenia powrotu do zdrowia tu na blogu, sms-em,  mailem :)


Mój Drogi Mąż głosu nadal nie odzyskał, ale zapalenia płuc na szczęście też nie ma. Ufff...
Niesforki też odzyskały już całą swoją energię i siłę, i przez weekend ledwo za nimi nadążyliśmy.
Autorka bloga, niejaka Dosia, jeszcze z zatkanym nosem, ale bez gorączki, z nadszarpniętymi nerwami, gdyż zaległości wszędzie takie, że nie wie w co ręce włożyć, jednakże szczęśliwa, że ma się ku lepszemu.


No ale do rzeczy.
Konkurs roztrzygnięty.
Po burzliwych obradach jury, w skład którego wchodziły następujące osoby:
Dosia
i Dosia
oraz Dosia

postanowiono przyznać dwie nagrody:

I - Nagroda za najszybszą odpowiedź
II - Nagroda za odpowiedź, która rozbawiła jury do łez ;)


Jest mi niezmiernie miło poinformować, że I Nagroda - książka wędruje do Emki :)

(FANFARY)



I Nagroda za najszybszą prawidłową odpowiedź

Natomiast II Nagroda wędruje do Mamma Mia!

(FANFARY)

II Nagroda - też książka - za odpowiedź, która rozbawiła jury do łez ;)

Bardzo proszę Dziewczyny o kontakt na maila :)

I jeszcze raz dziękuję :)

piątek, 12 kwietnia 2013

konkurs

Gdybym ogłosiła dzisiaj konkurs na to "jak ja się dzisiaj czuję?", to jestem przekonana, że nie dałabym rady zapewnić dla wszystkich narody zwycięzcy ;)

Czy słyszeliście kiedyś coś niecoś o błędnym kole?
W takiej sytuacji, jak ta, aż szkoda, że nie ma koło nas nikogo, kto pomógłby ogarnąć dom, dzieci, zrobił zakupy, aby zminimalizować kontakty pomiędzy chorymi a zdrowymi.

Chętnie zamknęłabym się teraz w izolatce, licząc na to, że tym razem nie zarażę Niesforków,  które już właśnie wydobrzały. Tymczasem pozostaje tłumaczenie i proszenie, nie zbliżajcie się za bardzo.
Tym bardziej, że Drogi Mąż ciągle nie w formie.

Przymarudziłam właśnie, bo gniew we mnie rośnie!

Więc może konkurs jednak ogłoszę, kto zgadnie, w jakim stanie rodzina będzie w poniedziałek? ;P





czwartek, 11 kwietnia 2013

poranny seans

Diagnozowany w kierunku zapalenia płuc Mój Drogi Mąż codziennie, przez kilka godzin, bierze na siebie opiekę nad Młodszymi Niesforkami, podczas gdy ja załatwiam tylko te najbardziej ważne i pilne rzeczy. Ale dzisiaj rano mnie zaskoczył i poparł w porannym wyjściu wraz z koleżanką, przemiłą dentystką Dżastiną, na poranny seans w kinie.

Film: "Baczyński".

Pewnie nie każdego porwie, dlatego tylko kilka dni go grają i o godzinie dla wyjątkowo zdeterminowanych, bądź ku uciesze młodzieży szkolnej, która zamiast do szkoły na lekcje języka polskiego idzie do kina.
Sama żałuję, że film dopiero teraz powstał, bo pierwsza bym organizowała klasowe wyjście na lekcję języka polskiego do kina.

Tym bardziej, że Baczyński jest mi wyjątkowo bliski. Już jako 10-latka zachwyciłam się jego wierszem "Elegia o ... (chłopcu polskim)", który w niesamowity sposób zaśpiewała moja starsza koleżanka, druhna z drużyny na apelu w szkole. Oczywiście, od tamtej pory cały tekst pamiętam, a melodię, choćby nie wiem jakie były inne interpretacje, uważam za jedynie słuszną. Zwłaszcza, że po kilku latach sama śpiewałam tę poruszającą elegię na podobnej akademii przy akompaniamencie gitary.

A film poruszający i ważny, zwłaszcza dla tych, którzy lubią poezję. Poezję Baczyńskiego i nie tylko.

Natomiast Dzielny Mąż, włożywszy całą swoją energię w dopilnowaniu Młodszych Niesforków, które na całe szczęście do zdrowia wracają i mają jej troszeczkę w nadmiarze, ledwo funkcjonuje i z niecierpliwością czeka, aż zalecone przez lekarza i dodatkowe, polecone przez farmaceutę proszki, tabletki i syropki zaczną działać.


środa, 10 kwietnia 2013

doping

Okazane wczoraj w samochodzie zdenerwowanie Najstarszego Niesfornego Aniołka aż mnie przeraziło. Usłyszałam słowa dezaprobaty na temat pani wychowawczyni i zaniemówiłam. Wiedziałam, że coś się stało i ten wybuch gniewu jest mu potrzebny, bo nosił to pewnie przez pół dnia w szkole.

Po długiej rozmowie, pełnej wzburzonych emocji, okazało się, że problem jest w tym, iż napisał sprawdzian, który oddał jako pierwszy, ale był pełen błędów i pani nie omieszkała przy wszystkich o tym powiedzieć, wręcz nakrzyczeć.

No, przyznam szczerze, że też bym się, delikatnie to ujmując, tym zdenerwowała. Nie mam jednak zwyczaju burzyć autorytetu nauczyciela i próbowałam go naprowadzić na wyciągnięcie wniosków żeby następnym razem się tak nie spieszył, a raczej dokładnie wykonał wszystkie polecenia.

Uparty Niesforek nie chciał się z tym zgodzić, ale emocje troszkę uspokoił.

Do dzisiejszego poranka.

Doprawdy nie wiem, jakim cudem udało mi się go odwieźć do szkoły. Już nieważne, że spóźnionego.
Ale jeszcze wychodząc z samochodu mówi, że to bez sensu, co pani wczoraj zrobiła, bo powiedziała, że pierwsze pięć osób, które napiszą sprawdzian, dostaną dobre oceny, a reszta nie.

No i teraz dopiero zrozumiałam, skąd ten wczorajszy pośpiech, gdyż zazwyczaj Najstarszy Niesforny Aniołek w szkole wszystko robi najdłużej!
I wczoraj się sprężył, zrobił przy tym pełno błędów, za co przy całej klasie dostał reprymendę, natomiast nie usłyszał żadnego słowa uznania za starania i szybkie wykonanie zadań. Wiem, że dużo wysiłku włożył w szybkie wykonanie zadania i wiem, ile go kosztowała porażka z tego tytułu poniesiona.

Jestem bardzo ciekawa dzisiejszego biegu wydarzeń, ale oburzona jestem sposobem dopingu zastosowanym przez panią wychowawczynię.


 KILKA GODZIN PÓŹNIEJ

Z niepokojem zajeżdżam pod szkołę, ale zwarta i gotowa na przyjęcie kolejnego ataku emocjonalnego, a tam .... zastaję rozbrykanego Niesforka, który zdziwiony jest, że już po niego przyszłam :)
Zadowolony, uśmiechnięty opowiada, że fajnie się dzisiaj bawił i pyta, czy gdy szybko przeczyta kolejny rozdział lektury i odrobi lekcje, to czy może z kolegą - sąsiadem pojechać na rowerach na boisko, gdzie jest stół ping pongowy.

To wszystko!

Dopytuję zatem, co ze sprawdzianem?
A on na to, że pani jeszcze nie sprawdziła i że nie ma czasu żeby to sprawdzić.
I w ogóle nie skomentowała.

Pewnie sama zyskuje na czasie i liczy na amnezję ;P


wtorek, 9 kwietnia 2013

od zarąbania




Spraw do zrobienia nazbyt wiele.

Pouczona ostatnio o konieczności dzielenia ich na ważne i pilne, ważne, ale niespecjalnie pilne, pilne, ale niezbyt ważne oraz mało ważne i mało pilne, ustawiam priorytety. Ładnie, graficznie, żeby lepiej widzieć i rozumieć. Wszak wzrokowcem jestem.
Wykres pilne - ważne  
źródło: http://zajaczkowski.org/2009/05/29/wazne-i-pilne/
 Z łatwością nadaję im odpowiednią rangę. Dobra robota :)

Lecz dopiero po chwili dociera do mnie, że tylko jedna ćwiartka tego kwadratu zapełniona jest po brzegi, nawet miejsca brakuje. Ta pierwsza - w lewym, górnym rogu.

Spraw pilnych i ważnych od zarąbania i ciut, ciut.

Rysuję więc kolejny kwadrat i rozpracowuję te sprawy ważne i pilne według podobnego schematu, bo inaczej doprowadzę do jakiegoś korka, zatoru i wszytko legnie w gruzach. I trzeba będzie zastosować "zarządzanie kryzysowe"!

Póki co, mam jeszcze odrobinę sił i mam nadzieję, że podołam.

A Wam życzę, aby jak najwięcej Waszych spraw znalazło się w drugie ćwiartce - niespecjalnie pilnych i ważnych, wtedy na wszytko jest czas i stresu mniej.

niedziela, 7 kwietnia 2013

ulica Czyżby Sanatorium

Gdzie najlepiej świętować urodziny?

Według mnie, jest tylko jedno właściwe miejsce :)

Chcąc uczcić kolejne urodziny Mojego Drogiego Męża, już w piątek, postanowiłam zapakować rodzinę i siebie do samochodu i zabrać do .... Wrocławia ;), aby wśród dobrych ludzi poprzebywać. Tak się przecież najlepiej świętuje! I chociaż spotkanie nie miało charakteru imprezy urodzinowej, to było bardzo ważne i z tych, dzięki którym poznajemy się.

Sobotni powrót do domu zawdzięczamy tylko i wyłącznie Specjalnym Gościom, którzy będąc w niemalże nieustannej drodze właśnie u nas chcieli chwilkę odpocząć. Mam jednakże nieodparte wrażenie, że niezbyt im się to udało i snu zbyt dużo nie zaznali. Wszak powodów do świętowania nie brakowało.

Niezwykli Goście swoją obecnością wielką radość nam sprawili. A poza tym, jak to mówią: Gość w dom, Bóg w dom :)

Pełna podziwu byłam dla MDM, który pomimo niewyspania odwiózł Miłych Gości do kolejnego miejsca ich pielgrzymki i dopiero później, po powrocie do domu, się rozgorączkował. Upsss....

Czy ja już kiedyś mówiłam, że nasz dom znajduje się na ulicy Czyżby Sanatorium?



piątek, 5 kwietnia 2013

zramolała mama

Nawet najbardziej kochana mama potrzebuje wytchnienia, zwłaszcza, gdy utknęła w domu, uziemiona wraz z dziećmi chorobami. Niby Niesforki zadowolone, że ze mną w domu zostają, ale gdy przedstawiłam im perspektywę odwiedzin Ani, naszej miłej opiekunki doraźnej, to aż z podekscytowania wyjść nie mogły.

Zastanawiam się, czy ten dom to wytrzyma, ale mam wrażenie, że w tej zabawie, która właśnie trwa na piętrze, to uczestniczy prawie całe przedszkole. Tyle śmiechu, bieganiny, tyle wygłupów.

Jednak, w zabawie z nimi, aż tak się nie zatracam.
Zdaje się, że muszę zmienić zweryfikować swoje zdanie na swój własny temat. Nie da się ukryć, jestem zramolałą dorosłą :P
Albo muszę częściej zapraszać Anię i mieć chwilę dla siebie :)

Ta druga opcja bardziej do mnie przemawia.

środa, 3 kwietnia 2013

nagroda

Pomimo wielkiego zachwytu z przebywania w domu z chorymi Niesforkami z radością, podkreślam, z radością wielką jadę do dentysty. I muszę Wam powiedzieć, że ta przychodnia stomatologiczna robi na mnie dość duże wrażenie, gdyż jest swoistą galerią sztuki współczesnej.


Dentysta, a właściwie dentystka, to nasza przemiła znajoma, więc mam wrażenie, że i borowanie mniej boli. Wszak, tłumaczę sobie, że ta drobna i serdeczna istota przecież nie chce mi zrobić krzywdy. A na koniec jeszcze otrzymałam nagrodę :)
Przecież bardzo sobie zasłużyłam.

Nagrodą, za dzielne leczenie, była książka z autografem autorki. A autorką jest również dentystka, mecenaska sztuki, właścicielka tej przychodni, laureatka nagrody "Przychodzi wena do lekarza 2012".
Książka Agnieszki Kani – „Zapatrzenia”jest zbiórem felietonów o artystach z Opola, oraz tych, którzy z tym miastem są związani. Może w końcu poznam jakiś opolskich artystów :)




 Do książki dołączona została również zakładka z ....
datą kolejnej wizyty.

I to już mniej mi się podoba.


wtorek, 2 kwietnia 2013

ach Niesforki

Wrażenie, że jest to blog o niemocy Niesforków i mojej również, jest chyba jak najbardziej uzasadnione, tym bardziej, że sama takie odnoszę.

Ale nie będę z tego powodu płakać i patrzę na to tak:
Przeziębienie wydaje się być opanowane, a ja zyskuję kolejny dzień z dzieciakami w domu. Jeszcze niedawno by mnie to przygnębiło, ale teraz się z tego cieszę. I zachwycam się, jak same potrafią sobie zorganizować zabawę, jak tworzą, jak próbują się dogadać okazując sobie szacunek, jak pracują nad tym, aby dla każdego z nich zabawa była przyjemnością.

Nie przestają przy tym być Niesfornymi Aniołkami i niejedno mają za uszami, ale kto by na to zwracał uwagę. Ważne, że są. Takie bezbronne, ufne, pełne energii, ciekawe świata, ale też cwane, wymagające, angażujące, czasami denerwujące, krnąbrne, wesołe, dowcipne i kochane, bardzo kochane.


poniedziałek, 1 kwietnia 2013

reorganizacja

Ledwo północ minęła, a akcja w domu rozwinęła się tak nieoczekiwanie, że naprawdę myślałam, że to tylko jakiś dowcip z okazji 1 kwietnia. Na dodatek połączona ze śmingusem dyngusem w wersji mało estetycznej w wykonaniu Średniej Niesforki.
Młodsze Niesforki położone spać zdrowe, w środku nocy, przestają okazywać objawy zdrowego snu, gdyż zachciało im się podowcipkować trochę. Średnia Niesforka przybiegła do mnie i mówi, że chyba się źle czuje. Nic dziwnego, gdy gorączka 39,4oC, a uciążliwy kaszel Najmłodszego przypomniał nam moment sprzed półtorej roku, gdy lekarz udzielił nam reprymendy za niestawienie się na oddziale w szpitalu, bo wówczas mógł się udusić z powodu obrzęku krtani. Na szczęście, zapytawszy lekarza lub farmaceuty, lek stosowny podaliśmy i sytuacja została opanowana.

Odnoszę wrażenie, że powinniśmy nosić nazwisko, a przynajmniej przydomek Reorganizacja.
Dostosowawszy harmonogram świąteczny do stanu zdrowia domowników, cieszyliśmy się wiosennym słońcem i zimowymi krajobrazami w podgrupach. Ale to dobrze, bo w ten sposób, spotkałam Opalonych w kościele na ostatniej Mszy Świętej, a oni przyjęli zaproszenie i tym razem mogliśmy ich ugościć herbatką nie tylko przed garażem ;)

Nie do wiary, jak ten czas szybko leci.