Stęsknieni, spotykamy się z Pablami późnym popołudniem i na tarasiku rozkładamy grilla. Ciągle jednak ta sama paczka brykietu w zasobach domowych pozostała. Z rozpaleniem oczywiście kłopoty. Ale to nie problem dla Pabla - dwumetrowego skauta. Zbiera suche gałązki spod wspólnej z sąsiadami sosenki, jeszcze suche, bo w drodze powrotnej z jednego końca posiadłości na tarasik łapie go grubokroplisty, choć dość krótki, deszcz, który przynosi, ku uciesze Niesforków i Pablówny, symbol starego przymierza - tęczę.
Pablo rozpala w grillu ognisko, ja szukam łopaty, żeby w razie czego piaskiem gasić zbyt duży ogień, aby przez przypadek nie puścić chałupy z dymem. Pod ogniskiem, a nie dzięki toksycznej rozpałce, brykiet się rozpala i długo żarzy, a my na tarasiku powstrzymujemy się przed instynktowymi odruchami i cierpliwie czekamy na kawałeczek marcheweczki, pieczarki, cukinii czy cebulki. I tak sobie do późna, wśród barwnych opowieści, z radością biesiadujemy.
No ładnie, ale co z komarami?
OdpowiedzUsuńWitaj ;)
UsuńTu Cię zaskoczę - komary były wczoraj tylko tematem krótkiej rozmowy. Wszyscy wyraziliśmy swoje zdumienie i zachwyt - nie ma ich wcale!!!
Za to sporo łaskoczących much ;)
następnym razem się wpraszamy !!!
OdpowiedzUsuńkiedy tylko chcecie :)
Usuń