czwartek, 5 lipca 2012

o świtaniu

Tak. Dzisiaj o świtaniu, z ptaszkami świergolącymi za oknem, udało mi się położyć spać.

Pamiętam, jak 14 lat temu, też o świcie, machaliśmy niektórym gościom odjeżdżającym z naszego wesela. Właśnie wczoraj świętowaliśmy z Moim Drogim Mężem naszą 14 rocznicę ślubu. A że rocznica nie okrągła i Najmłodszy Niesforny Aniołek nie jest formie, to świętowaliśmy ją tylko we dwoje. Ale było kino i szampan. W kinie mieliśmy dwa filmy do wyboru: Epokę lodowcową lub Jak urodzić i nie zwariować. Wybraliśmy, zarekomendowaną na ostatnim kręgu biblijnym, przez księdza Krzycha, amerykańską komedię, a ja na niej nawet płakałam ;)
Amerykańska komedia komedią, ale przypomniała nam ona wiele sytuacji, przez które wspólnie przeszliśmy. I są one bezcenne.

A do świtu mi zeszło, bo Najmłodszemu w nocy stan się pogorszył i od rana stacjonuję z nim w szpitalu. Chore, ale mimo wszystko ruchliwe, dziecko, podłączone do kroplówki, w upale, na jednym łóżku z mamusią. Ot, to ci dopiero wakacje ;)
Obyśmy stamtąd jak najszybciej wyszli.

2 komentarze: