Weekend minął leniwie, chociaż wcale nie bezczynnie. I już żal, że się kończy. Właśnie taki domowy, z domowymi obowiązkami ale też z relaksem u fryzjera, z wizytą prawie sąsiadów, z książką, dobrym filmem, z wizytą u Najwyższego i, nie chwaląc się, z dobrym obiadkiem - chciałoby się, żeby był trochę dłuższy, żeby tak trochę dłużej trwał.
Tyle że wtedy, gdy miałby być dłuższy, to już by był bardzo intensywnie zaplanowany.
A ten, nawet mnie zaskoczył tym, że żadnych planów szczególnych nie miał, żadnych ważnych wizyt. Nic. Właściwie to się zastanawiałam, czy o czymś nie zapomniałam, czy czegoś nie przegapiłam.
I cieszę się teraz tym, że był krótki i - jak rzadko - spędzony w domu.
Witaj nowy tygodniu ;)
Też byłam u fryzjera i u Najwyższego ;) Za to goście u nas.
OdpowiedzUsuńPopatrz, jak podobnie ;)
Usuńszkoda trochę, że nie wspólnie :*
uwielbiam domowe weekendy, ale właśnie wczoraj zatęskniłam za jakimś wypadem :)
OdpowiedzUsuńa ja wręcz przeciwnie, w weekendy mnie nosi, bo wcale nie jestem domatorem :)
Usuńa wypadłaś gdzieś? ;)
ty potrafisz straszyc ludzi kobieto tym tytulem :-O calusy nowotygodniowe
OdpowiedzUsuńsię staram ;P
Usuńa my dla odmiany wyjazdowo:)
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że było fajnie ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńu mnie wizyta u Najwyższego odbyła się w szpitalnej kaplicy w towarzystwie chorych - m.in. onkologicznie - dzieci. Przywraca właściwe proporcje życiowe.
OdpowiedzUsuńOby ten tydzień był dobry - tego tobie i sobie życzę :)
Dobrze, że już w domu jesteście:)
UsuńI Tobie wszystkiego dobrego!
moje weekendy to typowe domówki
OdpowiedzUsuńuwielbiam swój mir domowy
ale wyjscia tez smakujá, bo sá rzadkie, chyba dlatego.
Popatrz, jak ludzie różni są ;)
Usuńinaczej by było nudno