Z przykrością stwierdzam, że nie poznaję najbliższej okolicy.
Chociaż już mięły dwa dni odkąd wróciliśmy z Zakopanego, to ciągle mam w pamięci biały puch i śnieżne krajobrazy. Tym bardziej, że jeszcze tydzień temu była zima w pełni. Jakoś tak szaro - buro jest wokoło i temperatura raczej piwniczna, czyli nieprzyjemna.
I z biegówek nici, pozostało więc tylko tempo żółwia do biegania.
A bardzo mi się nie chce.
Tak bardzo, że Mój Drogi Mąż wypchnął mnie dzisiaj na przebieżkę, bo sama bym się nie zmobilizowała. Dobrze mieć takiego trenera, co odpowiednio zmotywuje, a w ostateczności wypchnie z domu ;)
I nie wiem, dlaczego, albo udaję, że nie wiem, ale zbyt dobitnie wyraziłam swojego ogólnego focha wobec Męża, co mnie złości jeszcze bardziej, a może nawet stresuje.
A ponieważ stresu nie można marnować, bo i tak jest, to piekę.
Piekę ciasto z pamięci, gdyż przepis w laptopie, który się zepsuł. I zmieniam w przepisie wszystko, bo składniki mam inne niż te, które w pamięci. A czy dobrze chociaż namieszałam, to się okaże jutro.
Będę testować na gościach. Bardzo ich lubię. Tych gości. I mam nadzieję, że oni mnie też i nie wyjdą zbyt wcześnie ;)
ja w stresie sprzątam zaciekle, moja kuchnia po kłótni z mężem błyszczy jak niegdy :P
OdpowiedzUsuńa mnie się nic nie chce - ciasto piekę od niedawna ;)
Usuńżeby stresu nie marnować
no i? co z namieszania wyszło? pochwal się:)
OdpowiedzUsuńjeszcze nie wiem, goście będą testować, wtedy też się odważę sama spróbować ;)
Usuń