środa, 24 października 2012

herbata

Cicha walka o słuszną sprawę jest warta wysiłku.

Nawet największych przeciwników można przekonać do zmiany poglądów. Jest na to dowód namacalny, naoczny, rzeczywisty i realny.

Czołowy przeciwnik wiszących firanek, jako największego siedliska kurzu i roztoczy, w naszym domu, nie wiem, czy na skutek mojego marudzenie, czy też na skutek zbyt małej dopuszczalnej odległości budowy domów z oknami od granicy działki, sam wybrał i zawiesił firaneczki w oknach w kuchni.

No i stworzył się miły klimat. Kuchnia rozjaśniała i jest w niej bardziej przytulnie, tak swojsko. Chociaż przyzwyczaiłam się już do okien w wersji sauté, nie tylko w tym domu, a właściwie w każdym miejscu, w którym mieszkaliśmy, jeśli to było tylko możliwe (a już sześć razy zmienialiśmy mieszkania :) i uznałam, że pewnie tak już musi być, i mam dla wszystkich ciekawskich "dlaczego nie mamy firanek?" niezawodną odpowiedz: "bo nie", to dzisiejsza zmiana wystroju zasługuje na wiekopomny wpis

Co też właśnie poczyniłam. 

I idę do kuchni.... 
razem z Moim Drogim Mężem...
napić się..... 
herbaty;) ..... 
z prądem:).....
jest w końcu konkretna okazja;) 


  

2 komentarze:

  1. no to zdrowko :-) - my to jeszcze nigdy firanek nie posiadalismy - nie powisialy by dlugo ;-)- ze wzgledu na dziecia i na kota

    OdpowiedzUsuń