Spotkanie szybkie, prawie robocze. Z ćwiczeniami, aby się doskonalić ku dobru ogólnemu. Do końca też nie było wiadomo ile ludzi i kto będzie, kto się spóźni, a kto będzie musiał wcześniej wyjść.
Doktorowa miała usiąść i oglądać wszystko, jakby to był film, żeby się nie zmęczyć, nie sforsować. Ale nie dała rady. Nie umiała być gospodynią z boku - zadbała o każdego i każdą, i każde (dziecko chcące w danym momencie czegoś niezbędnego i to natychmiast). Nie skorzystała z przywileju bycia ciężarówką, biegała tak, jakby była wyścigówką.
Kiedy w końcu dotarł, jako jeden z ostatnich, sam gospodarz i usiadł przy stole obok swojej szybkiej żony, gdy ta - delikatnie to ujmując - napominała dorastającą córcię, popatrzywszy na swoje kochane kobiety, nabierał już głęboki oddech, zapewne aby pierś wypiąć z dumy i podziwu dla żony, usłyszał tylko zapobiegawcze: i proszę Cię - nic nie mów!
Rzeczywiście nic nie powiedział, nie miał szans, bo wybuch śmiechu wszystkich zagłuszyłby go, a po co się przebijać z mowami, gdy śmiech nie może ustać :)
***
I ja gdzieś tam też byłam, ale właściwie to ja przyglądałam się wszystkiemu, jakbym była w kinie. Moje myśli zajęte zupełnie czym innym.
Przede wszystkim jak wydobyć z siebie siłę, energię i chęć, aby pomóc Mojemu Drogiemu Mężowi i jego Mamie w tej okropnej chorobie. Siły ją opuszczają, wczoraj usłyszała od doktora, że dla niej leczenie, trwające od roku, właśnie się skończyło. Efekty bowiem niewielkie, innych możliwości nie ma. Przestaje być samodzielna, a jest samotna. A dzieje się to wszystko w tempie błyskawicznym, bo jeszcze w zeszłą sobotę przyjechała do nas samochodem sama. Od kilku dni jest bez sił. Nie wiadomo, czy z powodu infekcji, która podobno się gdzieś tli, czy ten wstrętny rak z przerzutami tak ją w tej chwili wykańcza, czy też straciła jakąkolwiek motywację i się poddała.
O tyle jest to trudne dla mnie, że nigdy nie miałyśmy dobrych relacji. Nasze systemy wartości były inne, i moje, i nasze małżeńsko-rodzinne - nieustannie krytykowane. A teraz wystawione są na próbę.
Zapadłabym w sen zimowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz