Cicha walka o słuszną sprawę jest warta wysiłku.
Nawet największych przeciwników można przekonać do zmiany poglądów. Jest na to dowód namacalny, naoczny, rzeczywisty i realny.
Czołowy przeciwnik wiszących firanek, jako największego siedliska kurzu i roztoczy, w naszym domu, nie wiem, czy na skutek mojego marudzenie, czy też na skutek zbyt małej dopuszczalnej odległości budowy domów z oknami od granicy działki, sam wybrał i zawiesił firaneczki w oknach w kuchni.
No i stworzył się miły klimat. Kuchnia rozjaśniała i jest w niej bardziej przytulnie, tak swojsko. Chociaż przyzwyczaiłam się już do okien w wersji sauté, nie tylko w tym domu, a właściwie w każdym miejscu, w którym mieszkaliśmy, jeśli to było tylko możliwe (a już sześć razy zmienialiśmy mieszkania :) i uznałam, że pewnie tak już musi być, i mam dla wszystkich ciekawskich "dlaczego nie mamy firanek?" niezawodną odpowiedz: "bo nie", to dzisiejsza zmiana wystroju zasługuje na wiekopomny wpis.
Co też właśnie poczyniłam.
I idę do kuchni....
razem z Moim Drogim Mężem...
napić się.....
herbaty;) .....
z prądem:).....
jest w końcu konkretna okazja;)
no to zdrowko :-) - my to jeszcze nigdy firanek nie posiadalismy - nie powisialy by dlugo ;-)- ze wzgledu na dziecia i na kota
OdpowiedzUsuńbyło zdrówko :-)
Usuń