Weekend spędziliśmy razem z Moim Drogim Mężem w klimatycznym Wrocławiu. W końcu to wyjątkowy dla tej metropolii czas. Ostatni mecz w tych rozgrywkach Euro we Wrocławiu i mecz naszej reprezentacji, niestety, jak się okazało, też ostatni.
Nie, nie, nie obserwowaliśmy tego meczu bezpośrednio na stadionie. Byliśmy natomiast w wyjątkowej strefie kibica u Opalonych. Trzeba przyznać, że zgromadzone tam towarzystwo było wyśmienicie przygotowane do tego starcia. Kibice pierwsza klasa - stroje, kołatki, trąbki, malunki, szaliki i tak jak każdy, miało wielkie oczekiwania. Chociaż do końca nie wiem, czy to były oczekiwania, czy raczej odrobinka nadziei, że jednak tym razem się uda :(
Podobnie, jak meczu z Rosją, nie wytrzymałam i nie mogłam go ze spokojem oglądać. Większość czasu spędziłam na balkonie i jak patrzyłam, gdy miny obecnych w tej strefie obserwatorów pomału robią się nietęgie i opada im cały entuzjazm, to aż żal mi się zrobiło tych naszych zawodników, bo im chyba też nie było na tym boisku łatwo. My gromadnie zebraliśmy się w sobie i pod koniec meczu śpiewaliśmy dla naszych głośno i donośnie, ale czy oni potrafili się zmobilizować, czy miał ich kto poderwać do jeszcze chwilowego wysiłku?
Troszkę mi szkoda przegranej, ale z drugiej strony cały stres mają już za sobą. Od tej pory mogą spokojnie uczestniczyć w Euro i się dobrze bawić ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz