Z trudem wyciągnięty z łóżka Najstarszy Niesforny Aniołek przychodzi do kuchni i mówi: Mamo, mam dzisiaj przynieść do szkoły kolorowy papier techniczny, bibułę, jakieś elementy przyrody np. piasek, kamyki, gałązki...........(o zgrozo, koniec roku, w domu już nie mamy takich akcesoriów, trzeba kupić nowe!!!)
Nie trudno się domyśleć, że ręce mi opadły, tym bardziej, że dnia poprzedniego trzy razy dopytywałam się czy ma coś zadane, czy jest przygotowany do szkoły itd. W odpowiedzi usłyszałam oczywiście, że nic.
Już chciałam podniesionym głosem wygłosić kazanie i zbesztać, że przecież wczoraj o to pytałam.
I tu udało mi się spojrzeć na tę sytuację z boku. Przychodzi dzieciak do mamy rano, przypomniało mu się o swoich obowiązkach, trochę późno, ale ma zaufanie. I tu, zamiast kazania, irytacji słyszę samą siebie: Dobrze, że teraz Ci się to przypomniało, bo jeszcze pewnie zdążymy temu zaradzić.
Całe szczęście Mój Drogi Mąż gdzieś z oddali słyszał tę naszą rozmowę, albo intuicyjnie i roztropnie reaguje na słowa: Drogi Mężu, dobrze, że Niesforkowi przypomniało się, że musi przynieść takie rzeczy dzisiaj do szkoły, trzeba jeszcze pójść do sklepu i je kupić, i zebrać te elelmenty przyrody. Dacie radę to zrobić przed szkołą?
Mój Drogi Mąż spokojnym głosem, bez irytacji i kazania, odpowiada: Jasne!
A w domu cisza, spokój i Maluchy jeszcze śpią.
Jestem z nas dumna ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz