Konieczność wyjścia Mojego Drogiego Męża do pracy o nieludzko wczesnej godzinie, spowodowała, że pozostałam sama na polu bitwy. Bitwy z czasem, aby zdążyć dowieźć dzieci do placówek. Najbardziej z tego był zadowolony Najmłodszy Niesforny Aniołek, bo dzięki temu mógł na chwilę wyjść z domowego aresztu. Jako coraz bardziej doświadczona i zaradna mama zrobiłam rano zbiórkę i wyjaśniłam Niesforkom, co, kto i w jakiej kolejności ma zrobić. Wszyscy pokiwali głowami ze zrozumieniem, pobiegli do swoich zadań (ja również) i .... utknęli. Nie wiem, jak te dzieciaki to robią, ale mają wyjątkowy talent do zajmowania się zupełnie czymś innym niż powinni.
Czas niestety nie był dziś dla nas miły i mam wrażenie, że przyspieszył. Nic to, nie zrażam się. Już nie proszę każdego o jakąś konkretną, jedną rzecz tylko wysyłam towarzystwo gromadnie do mycia zębów a Najstarszy zobowiązuje się do pomocy przy nakładaniu pasty na szczoteczki. Gdy słyszę, że akcja (dość głośna i pełna śmiechu) zostaje zakończona, okazuje się, że młodszą dwójkę należy znowu przebrać, bo nie tylko ząbki zostały umyte, ale czyste ubrania zostały również wyprane. Dawno tak wylewnie zębów nie myli ;)
W drodze do szkoły Najstarszy się dopytuje, czy udało mu się w czymś pomóc? Czy jestem zadowolona, że umył Maluchom zęby? Oczywiście że wyraziłam swoją wielką wdzięczność, choć zdziwiłam się, bo wcale nie miał im tych zębów myć, a gdyby je sami myli to pewnie by się tak nie pochlapali. Nic to.
Po chwili Najstarszy Niesforny Aniołek przypomina sobie: Ale ja zębów zapomniałem umyć!
Tak, o czym to ja mówiłam?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz