Od wielu lat, dzisiaj po raz pierwszy doceniłam to, że prowadzimy działalności, podobno, gospodarcze ;)
Na ostatnim zebraniu zarządu ustaliłam z moim Prezesem, a Mój Drogi Mąż ze swoim ;), że mając taką swobodę w ich prowadzeniu, dostosujemy swoje godziny pracy do naszych potrzeb. W dni kiedy planuję trening, bo zdecydowanie wybieram do biegania godziny poranne, będę przyjeżdżała do pracy trochę później. A Mój Drogi Mąż w te dni, kiedy będzie jechał rowerem, spotkania z założenia będzie umawiał na realne godziny, czyli nie wcześniej niż o 10.
Skoro podjęło się takie plany, to trzeba je realizować. Dzieci rano do placówek, a ja zakładam specjalne buty do biegania i dalej w drogę do drzewa przez pola. W połowie drogi do półmetku, czyli na ćwierćmetku minął mnie na rowerze Mój Drogi Mąż. Dodał mi otuchy, poklepując po ramieniu i stwierdzając, że mam dobre tempo, pomknął do pracy. Szum toczących się po asfalcie dwóch cienkich opon, zmienił się, w mojej wyobraźni, w głęboki dźwięk akustycznej gitary. Ta melodia niosła mnie do drzewa. Z powrotem było już trochę gorzej, bo okazało się, że to dobre tempo to miałam pewnie dlatego, że biegłam z wiatrem, a z powrotem to cię czułam, jakbym przez zaspy biegła. Ledwom wróciła. Dobrze, że nie zaczynałam tego biegu pod wiatr, bo pewnie bym zrezygnowała.
Nie da się ukryć - nie jest lekko!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz