Niektórzy sugerują mi lenistwo twórcze.
Cóż, każdy artysta ;) potrzebuje czasami troszkę wytchnienia.
A tak naprawdę, to sił mi brakuje odkąd z motyką na księżyc się porwałam.
Po dziewięciu!!!! latach zastoju i z pięcioma nowymi kilogramami po urodzeniu każdego Niesfornego Aniołka, natchniona przez Mojego Drogiego Męża, który ze względu na złamany palec u nogi musiał przerwać treningi, a prawie wszyscy nasi znajomi już trenują do maratonów, też rozpoczęłam treningi.
Trudno jest opisywać pierwszy trening, podczas którego o mało płuc nie wyplułam. Niewiele dały odmawiane w trakcie biegu Zdrowaśki, albo właśnie tylko dzięki temu, że postanowiłam ten wysiłek ofiarować w konkretnej intencji, to wróciłam do domu, a nie czekałam w przydrożnym rowie, aż Mój Drogi Mąż mnie tam znajdzie. (Na wszelki wypadek uzgodniłam z nim bowiem trasę biegową - do drzewa i z powrotem, w sumie 4 km).
Od pewnego momentu mogłam biec tylko podczas pierwszej części Zdrowaś Mario, a podczas drugiej maszerowałam. A na Ojcze nasz był długi marsz.
I to był dla mnie wielki szok, bo ja kiedyś przecież trenowałam. Nie biegi, ale tańczyłam w Akademickim Zespole Pieśni i Tańca "Jedliniok" (Tu nasz występ z festiwalu folklorystycznego). A ostatnio to jeszcze dużo jeździłam na rowerze. I taka zadyszka. Niesamowite.
Oceniłam więc mój poziom biegowy na: Mniej niż zero, ale jednak nie zrezygnowałam tylko pobiegłam na drugi trening. Tym razem już przebiegłam cały dystans i zajęło mi to 30 minut.
Od tej pory jest mi już dużo lepiej, rozpoczęłam dziś też przebieżki podczas biegu.
No i dzisiaj znalazłam genialną stronę dla początkujących biegaczy, gdzie okazuje się, że początkujący biegacze powinni właśnie rozpocząć od prawie dziesiątki różańca: 8 x 1minuta biegu i przerwa 3minuty w marszu! plus oczywiście dodatki, ale na stronie wszystko dokładnie opisane.
No i są do tego normalne obowiązki, obowiązki dzieciaków, slalomy między zajęciami i na zajęcia.
Co tu dużo mówić.
Rozpoczęła się szkoła. Na całego.
A ja mam dodatkowe, wyczerpujące zadania wiązane z wyprawą na księżyc. Ależ ze mnie optymistka, nie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz