wtorek, 25 września 2012

marzenia

Oczom własnym nie wierzę, więc przecieram i obraz nie znika. Uszom nie dowierzam, a przed chwilą przecież myłam.
Mój Drogi Mąż prosi mnie rano, abym torbę mu zawiozła do biura, bo on dojedzie rowerem.

Skoro biegać ciągle nie może, a po południu zbyt wiele obowiązków dodatkowych, żeby na kilka godzin wychodzić na rowerowy trening, więc postanowił do pracy jeździć na rowerze. Jakieś 25 km w jedną stronę. Tylko potrzebuje ubrania na zmianę. Wiecie, żeby z gaci z pampersem wskoczyć w garniturek.

Zatkało mnie, ale rzeczywiście dość szybko dojechał i na dodatek jeszcze na czas wrócił do domu.
W taki sposób, to trochę zaoszczędzi na benzynie. No fakt, że zaoszczędzi, bo nasze auta to chyba na ropę. (Nigdy nie wiem, co do nich lać i zawsze przed dystrybutorem dzwonię do głównego właściciela auta i czekam na instrukcję postępowania.) A gdy już dużo zaoszczędzi, to może pomoże świętemu Mikołajowi, a ten przyniesie mi gitarę akustyczną Tanglewood. Och, już się rozmarzyłam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz