Andrzeju, Andrzeju,
oj dziewcząt dobrodzieju,
oj dziewcząt dobrodzieju,
wolę swoją okaż -
najmilszego pokaż,
wolę soją okaż -
najmilszego pokaż ;)
I wcale to nie jest sprośna piosenka, a jedynie na ludową nutę. Oczywiście chodzi o przyszłego męża. A piosenka, nauczona 24 lata temu na lekcji muzyki, przypomina mi się każdego roku w andrzejki właśnie.
Chociaż wcale mi te wróżby do niczego nie są potrzebne, bo już swojego najmilszego mam ;), ale wszędzie dzisiaj zabawa i wszystko wokół przyszłych mężów i żon się kręci.
I prawdę mówiąc, nie jestem rada z tego, że w przedszkolu już podczas zajęć urządzają dzieciom wróżby, tym bardziej, że te dzieci to chyba mało są nimi zainteresowane.
Z zabawy andrzejkowej w przedszkolu mało zadowolona jest nasza Średnia Niesforka, chociaż jej but najszybciej "wyszedł" z sali. Ona do mnie mówi, że wcale jeszcze nie chce za mąż wychodzić. Jej jest dobrze z nami, w domu. Że też nie pomyślałam i że jej nie podpowiedziałam, że wcale nie musi w tych zabawach brać udziału. Zestresowało się tylko dziewczę.
Najstarszy Niesforny Aniołek natomiast wykorzystał okazję i robił sobie z tego dowcipy. Na przykład rzucał lotką w serce z imionami dziewczyn specjalnie w takie miejsce, gdzie nie było żadnego. Bo po co mu żona. On teraz to chce w piłkę grać i karty z piłkarzami zbiera.
Ale takie zabawy żeby komuś psikusa zrobić, to i owszem. Bawią się dzieci w szkole tak, że układają z kartki papieru "piekło - niebo". Wybiera się, która część ma być rozłożona, a pod obrazkiem "specjalna wiadomość".
Najstarszy Niesforny Aniołek, wychowywany w rodzinie wielodzietnej ;) wie, co to jest rachunek prawdopodobieństwa i wie, jak zwiększyć szansę, aby ta właściwa wiadomość trafiła do odbiorcy/czytacza/osoby zainteresowanej.
Pod każdym obrazkiem kryje więc tę właściwą wiadomość dla kolegi. Bo kolega to jeszcze nie wie, że...."Dziekuś kocha Ulę". A musiał mu to ktoś przecież uświadomić :)
Ooooo zaczyna być w szkole interesująco ;)
Najmłodszy natomiast jak zwykle pokazał wszystkim, że nikt mu nie będzie mówił, kto ma być jego żoną i kiedy ma się żenić, i powiedział wszystkim, że on wcale NIE MUSI się w to bawić. I już.
Starszą siostrę powinnam chyba wysłać do niego na korepetycje z asertywności.
A tak przy okazji - wszystkiego najlepszego dla wszystkich Andrzejów ;)
Asertywność u dzieci to bardzo zdrowy objaw :)
OdpowiedzUsuńDa sobie radę w życiu!
właściwie to ja też mogłabym się od niego uczyć;)
UsuńJestem o niego spokojna - masz rację - da sobie radę ;)
No i dobrze, nie ma się co spieszyć do żeniaczki;))
OdpowiedzUsuńA co do Córci - nasza swego czasu stresowała się przedszkolnym Mikołajem..:)
No właśnie, Mikołaj dopiero przed nami, ciekawe jak będzie :)
Usuń