Gdyby ktoś się mnie zapytał ile przeszkód i trudności jestem w stanie wytrzymać, to już dawno bym odpowiedziała, że wystarczy. Już od dawna mam dość.
Żeby było mało, to wczoraj ścigała mnie pewna urzędniczka, która musi, po prostu MUSI, rozpocząć kontrolę już, natychmiast, bez żadnego ale. Jakby miała uszkodzony swój własny aparat słuchowy i potrzebowała wspomagacza. Bo nie docierało do niej, że ja wczoraj w domu, że córka niewyraźna, że wymiotowała, że Najstarszy wcześniej kończy lekcje i jesteśmy umówieni, że go wcześniej ze szkoły odbiorę, że Mój Drogi Mąż nie może, bo z Mamą na radioterapii, że.... "To o której pani będzie, czy też mąż, bo ja zaraz wychodzę na kontrolę?"
Widać tak mają urzędnicy w tych stronach...
Więc Mój Drogi Mąż z Mamą w samochodzie podpisuje miłej pani dokumenty, księgowa przyjeżdża ekspresem, ja kompletuję dokumenty, żeby pani mogła się jak najszybciej wykazać.
I mając to wszystko na głowie, dźwigając ryzyko działalności gospodarczej i spełniwszy obowiązki z niej wynikające, postanowiłam wykorzystać sytuację i wyrwałam się dzisiaj przy okazji do sklepu. I oglądam sobie jakieś tam szmatki w sklepie, koło mnie dziewczyna w moim wieku zagaduje mnie, że niby o te ciuszki, ale mówi, że ona się dzisiaj wyrwała z domu, bo w nim chora teściowa, a ona z trudem to znosi.... Czy ja to już gdzieś słyszałam?
A w domu? Jeszcze dwa dni temu Mama z trudem podnosiła szklankę, a po dwóch zabiegach naświetlających poczuła tak znaczną ulgę, że prawie gimnastykę artystyczną nam tu dzisiaj uprawia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz