Mam takie szczęście, że otoczona jestem ludźmi, którzy darzą mnie skrajnymi uczuciami, a w związku z tym wywołują skrajne emocje. Oczywiście, wolałabym przebywać tylko z tymi, którzy wzbudzają te pozytywne. Tych, od negatywnych, na szczęście jest zdecydowanie mniej, ale niewiele potrzeba aby "rozsierdzić byka", a potem to już taki łańcuszek i lawina, tak jak dzisiaj. Po prostu szkoda słów. Ale wystarczyły dwa telefony (takie trafione przypadkiem) z Wrocławia, by wszystko potoczyło się inaczej: od znanego, prawie każdemu na ziemi, Kuzyna i znanej z innego bloga Pani Doktorowej. Nawet nie zdają sobie z tego sprawy, jak poprawili moje dzisiejsze nastawienie do ludzi. Postanowiłam uśmiechać się więcej do innych. Każdy, uśmiechem obdarowany, też odpowiedział uśmiechem. To było bardzo miłe.
A po ciężkim, zabieganym dniu, kiedy wróciliśmy do domu nasz Najstarszy Niesforny Aniołek, widocznie też wytrącony czymś dzisiaj z równowagi, wpadł w taki dziwny, zaczepny nastrój, który doprowadza tylko do kłótni i niepotrzebnych słów. A w domu powinno być przecież tak pięknie. Już nawet nam powiedział, żebyśmy się nim nie zajmowali. On widocznie też potrzebował telefonu od kogoś, kto mu pomoże. Postanowiłam więc do niego "zadzwonić". Wystarczyło mu tylko zapewnienie o miłości do niego i rozczulony wtulił się mocno we mnie i uspokoił.
Jutro zadzwonię do kogoś z dobrym słowem. Wybiorę jedną osobę, do której nie mam żadnego interesu i niczego od niej nie będę chciała. Po prostu ją pozdrowię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz