Mamy z mężem taki miły zwyczaj, że we wtorki organizujemy sobie wychodne. Czasmi jest to randka z prawdziwego zdarzenia, czasami Krąg Biblijny, czasami kino albo po prostu knajpowanie.
Fajnie się zdarzyło, że wczoraj akurat był wtorek, super się zdarzyło, że oboje mogliśmy zrobić sobie przerwę w pracy. Mój prezes nie miał nic przeciwko temu, a i męża jakoś okazał zrozumienie i zwolnił go z obowiązków na dwie godziny ;). Spotkaliśmy się w jednej z nielicznych knajpek w metropolii Opolu. Bardzo lubię, gdy ktoś mi podaje obiad, a ja nie muszę koło tego ruszyć palcem. Więc z radością wybrałam danie i z jeszcze większą radością je skonsumowałam (lekceważąc bardzo noworoczne postanowienia). Potem ogarnęło nas błogie rozleniwienie i .... spojrzałam na nas z boku. Parka w sile wieku siedzi sobie w knajpce w dniu zakochanych. (Jakieś szybko wycinane i powieszone serduszka zdobią tę knajpkę, aby nadać jej jakiś szczególny nastój.) Nie widać po tej parce już podekscytowania wynikającego ze spotkania w tym dniu zakochanych. Nie robią wokół tego wiele szumu, ale trzymają się za ręce i gdyby mogli to .... ucięliby sobie drzemkę. No cóż za romantyzm! Aż zaczęliśmy się głośno z tego śmiać robiąc wiele szum wkoło siebie i budząc ogólne zainteresowanie. Nie wpisaliśmy się w klimat.
Wieczorem natomiast skorzystaliśmy z wychodnego i rozważaliśmy z innymi "Hymn o miłości" (1 Kor 13, 1-13). Szczególnie wzruszył mnie fragment "Miłość nigdy nie ustaje, nie jest jak proroctwa, które się skończą, choć zniknie dar języków i choć wiedzy już nie stanie". (1 Kor 13,8)
Dzisiaj zdecydowanie wybieram Miłość niż tylko zakochanie ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz