piątek, 17 lutego 2012

zimowy konkurs

Niedawno, co prawda, w wąskim gronie, ogłosiłam konkurs zimowy na skojarzenia pt.: "co mają wspólnego narciarstwo i chrześcijaństwo". Nagrodą główną miała być niespodzianka. Inspiracją do tego konkursu była nauka jazdy naszego Średniego Niesfornego Aniołka na nartach.
Na konkurs odpowiedziała tylko jedna osoba ;( i ona otrzymuje nagrodę pocieszenia.
Natomiast nagrodę główną, którą jest publikacja tych skojarzeń na tym blogu, otrzymuję ja sama ;)
Nikogo to chyba nie dziwi, prawda?
Więc tak....
Zacznę od narciarstwa, białego szaleństwa, które daje frajdę w połączeniu ze słoneczną pogodą i dużą ilością puchatego śniegu. Wielu fascynuje się narciarstwem i to będąc w różnym wieku. I niezależnie od niego, aby w pełni się nim cieszyć trzeba przejść kilka etapów i dopiero wówczas można stać się naprawdę wprawnym narciarzem.

1. Zaczynając naukę jazdy na nartach najpierw trzeba nauczyć się trzymać równowagę i absolutnie nie zniechęcać się przy licznych upadkach. Ważny jest instruktor, który dalej będzie umiał zachęcić, a nie pozbyć się opornego ucznia. Właściwie to na początku jest to nauka wstawania bez wypinania nart i bez obrażania na cały świat. Czasami, zniechęcony, że od razu, ku jego zaskoczeniu, nie potrafi, rezygnuje, bo wydaje mu się to za trudne.

2.  Pierwsze zjazdy to przede wszystkim nauka hamowania - bez tego ani rusz. Oczywiście zawsze można się zatrzymać na drzewie, albo na jakimś innym narciarzu, ale nie o to chyba chodzi i dobrze jest mieć wykupione AC i OC.

3.  Następnie, gdy upadki są już opanowane, narciarz nabiera większej wprawy oraz prędkości. To jest taki etap, gdy już się wydaje, że się umie jeździć i niepotrzebny jest dalszy szlif sztuki szusowania.
Niektórzy na tym etapie kończą edukację i jadąc gdzieś wyżej w góry, na trudniejsze trasy przypominają raczej drewniane laleczki z nogami na zawiasach i trudno przyznać, żeby ich ruchy były skoordynowane, chociaż frajda z tego tej zabawy również jest. Wtedy może się pojawić motywacja do dalszej nauki.

4. Ci co dotarli do kolejnego etapu uczą się skrętów, omijania przeszkód, płynnego przyspieszania i zwalniania. Mają już rozeznanie, że nie każdy śnieg jest taki sam, że pod śniegiem może pojawić się lód albo kamień, że na niektórych stokach potrzebna, oprócz techniki, jest siła fizyczna i niesamowita kondycja, którą można mieć, ale nieustannie o nią dbając nawet, gdy jest ciepło i zielona trawka pokrywa stoki. Jeśli pojawi się gdzieś upadek to dlatego, że przeszkoda była tak zakamuflowana, że przy pewnej prędkości naprawdę trudno ją było dostrzec. Albo brawura wyłącza czujność, chociaż dzieje się to bardzo rzadko, bo ona jest eliminowana na poprzednim etapie.

5. Prawdziwym narciarzem jest się przez cały rok. Odpowiedzialny narciarz dba o sprzęt, odpowiednio go przechowuje, kompletuje, naprawia, nabywa (na wyprzedaży ;) nowy). Szuka nowych stoków na mapie. Zawczasu, podczas upalnego lata, rezerwuje już miejsce w kolejnym ośrodku i jeździ na nartach wodnych (chyba), aby nie stracić wprawy.

No i podobnie jest z chrześcijaństwem.

Ad. 1. Dla tych, co go nie znają, a widzą chrześcijan, wydaje się być fascynujące i też chcą. Dlatego szukają, nawracają się, chcą żyć Ewangelią.
I wtedy pojawiają się upadki. Trzeba się podnieść, przyznać do porażki, otrzepać z brudu i koniecznie dalej próbować. Dla niektórych za bardzo wymagające, bo dobrze jest posłuchać kierownika duchowego, a to już za wiele. Bo przecież ja sam wiem lepiej.

Ad 2. Kto podjął dalszą próbę, uczy się hamować, aby znowu się nie wywrócić, zwłaszcza nie krzywdząc przy tym osób trzecich. Gdy się udaje, pojawia się wówczas duża satysfakcja. Przyjmuje, że gdzieś obok jest instruktor duchowny, ale...

Ad 3... nabiera "młody" chrześcijanin większej pewności siebie, pojawia sie prędkość i brawura. Prawie jeździ, ale to prawie robi wielką różnicę. Ucieka od instruktora i sam jedzie w wyższe górki. Jest fajnie, ale przeszkody życia omija niezgrabnie, bez przemyślenia, ma tzw. fuksa, jeszcze się nie połamał. I oby nigdy to nie nastąpiło, a nabrał przekonania, że warto podszlifować warsztat, bo inaczej zawsze będzie się tylko ślizgał i przypadkiem mijał przeszkody.

Ad. 4.  Kolejny etap chrześcijaństwa to nieustanna praca nas sobą. Trzeba nauczyć się odróżniać przeszkody, nauczyć technik podchodzenia pod różnego rodzaju górki, nie tylko korzystać z wyciągów, czyli pokonywanie trudów codziennego życia. Przyjmowanie krzyża i niesienie go. Trzeba podejmować dodatkowe wysiłki w dbaniu o swoją kondycję. Mam tu na myśli różnego rodzaju modlitwy, posty, rekolekcje. Wymagające, ale jaka frajda. Dojrzały chrześcijanin, podobnie jak wprawny narciarz wie, jaki jest śnieg, wie jak jeździć z dużą prędkością - na całego, cieszyć się możliwościami i umiejętnościami a gdy trzeba, to pomóc drugiemu.

Ad. 5.  no i dojrzałym chrześcijaninem jest się cały czas ;)

No i co Wy na to? Długa dzisiaj ta moja trasa zjazdowa. Należała mi się ta publikacja, nie?
 No i podjęłam decyzję o doskonaleniu sztuki narciarskiej.
Miłego szusowania ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz