piątek, 4 maja 2012

zaburzenia

Kilka dni nieobecności w domu, oderwania od obowiązków i aktywny wypoczynek spowodowały, że straciliśmy poczucie czasu. Dowiedzieliśmy się o tym w środę rano, gdy nikomu z nas nie przyszło do głowy, aby wystawić kubeł na śmieci przed dom. Zaskoczył nas dziwny hałas dobiegający z zewnątrz. W ostatniej chwili Mój Drogi Mąż zorientował się, że to chyba specjalny wóz do wywożenia śmieci przejechał omijając nasz dom i wybiegł za nim, ciągnąc kubeł za sobą. Panowie grzecznie na niego zaczekali, a na pytanie Męża, dlaczego wywożą śmieci we wtorek zamiast w środę usłyszał: Panie, ale dzisiaj jest właśnie środa!

W taki oto sposób zostaliśmy uświadomieni o nieubłagalnym upływie czasu.
Nie zmartwiło mnie to jednak za bardzo, bo to znaczyło, że za parę godzin przyjedzie do nas moja droga przyjaciółka od kołyski Katarina wraz z syneczkiem Franczeskiem (prawdziwe złoto, srebro, platyna, żywiołek, urwisek, wiercipiętek i nie wiem, co tam jeszcze). Przyjechali wraz z przyjaciółmi Monią, Krisem i ich córeczką z Krainy Czarów.
 Dobrze jest stwierdzić, że pomimo tego, iż kilka lat się nie widzieliśmy ciągle można miło spędzić wspólnie czas.

Ponieważ bardzo lubię, gdy wartościowi ludzie się ze sobą spotykają i otwierają się na siebie, to w czwartek powiększyło się jeszcze grono ludzi wspólnie marnujących czas do całkiem sporej gromadki i urozmaicony on został prądowymi opowieściami Capitana Morgan'a. Spowodował on, że przepony zaczęły pracować tak, że co chwila wybuchały salwy.... śmiechu. Nawet wśród tych, którzy ze względu na konieczność wytrwania w absolutnej trzeźwości z wyboru lub z konieczności prowadzenia pojazdów mechanicznych upajali się przywiezioną z wojaży czeską Kofolą.

A potem przyszedł deszcz i przegonił towarzystwo z tarasiku do domu. Zapowiadało się na solidną burzę, ale przeszła bokiem.

A nam było naprawdę odlotowo ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz