Niedowiary, już tydzień minął od powrotu z kwietniowej majówki. I choć tyle rzeczy się wydarzyło w międzyczasie, to i tak ciągle nią żyjemy.
Bo cieszymy się ze wspólnie spędzonego czasu ze Wszystkimi (jak to określiła nasza znajoma na FB). Wszystkimi regularnie spotykanymi i tymi, z którymi się widujemy raz na rok albo i rzadziej.
Miło jest obserwować jak ludzie się zmieniają, dzieci dorastają, relacje się pogłębiają, niektóre zadziwiają. Wspólne łażenie po górkach, oglądanie jaskiń. Tu, znowu mnie zaskoczyły nasze Niesforki, bo każde z nich inaczej to przeżywało. Najstarszy był bardzo podekscytowany, wszystko robiło na nim wrażenie, rozpoznawanie stalaktytów i stalagmitów (i tak ciągle mi się myli który to, który), a także stalagnatów - te lubię najbardziej, bo wiem, że nie pomylę. Średnia Nisforka nie wytrzymała rejsu łódką po jaskini, gdy wszyscy się zaczęli się ekscytować głębokością pod nami ok 40 m. Nie powiem, robi wrażenie, a na niej piorunujące i już nie umiała opanować płaczu. Zastanawia mnie tylko skąd ona wie, że to jest naprawdę dość głęboko. Wzruszył mnie Najstarszy, bo bardzo chciał ją pocieszyć i zaskoczył mnie sposobem wyrażania się do niej i próbami pocieszenia jej niezwykle czuło i radośnie. Bardzo się nią przejął. Najmłodszy Niesforek natomiast chciał dalej pływać. On to polubił. Nie miał z tym żadnego problemu. Nie uległ też nastojowi młodszej siostry.
W ogóle to Najmłodszy Niesforny Aniołek wyjazd ten miał dodatkowo uatrakcyjniony. Odwiedził czeski szpital, ponieważ rozwalił sobie głowę. Spadł z ławki do tyłu i uderzył głową w krawężnik.
Chwilę wcześniej, czekając w samochodzie, jak się zbudzą Najmłodsze Niesforki oddawałam Najwyższemu cały nasz ten wyjazd i prosiłam o bezpieczeństwo na nim. I można by pomyśleć, że nic to nie dało.
A jednak myślę sobie, że bardzo dużo.
Przede wszystkim upadł tak, że nie rozwalił potylicy, nie stwierdzono żadnego pęknięcia czaszki, rana o długości 4 cm została w sposób profesjonalny zszyta, a czeski doktor i cała ekipa w szpitalu na dyżurze była niezwykle miła i życzliwa.
Poza tym wzmocniło to więzi rodzinne. Dzieci, zwłaszcza Najstarszy Niesforny Aniołek, czując się bezsilnym i będąc bardzo przejętym, modlił się za brata, bał się w ogóle, że może tego nie przeżyć. A Niesforka, po powrocie, chciała go zagłaskać, aby mu pokazać, że bardzo mu współczuje i martwi się, że go to boli.
I Rodzina Okruszyny, która bez konieczności proszenia o cokolwiek, zajęła się dwójką pozostałych dzieci. A Andy szybko się wcześniej zorientował, gdzie jest pomoc, gdzie szpital, załatwił bandaż. Już nawet chciał nas wieźć do szpitala zapominając, że chwilowo jest pozbawiony uprawnień do prowadzenia samochodu. Wszystko bez słowa i z życzliwością. Jeszcze raz wielkie Wam dzięki.
A przede wszystkim dzięki za Bożą opiekę.
A teraz mamy małe problemy ze ściągnięciem tych dwóch szwów. Takie realia naszej służby zdrowia. Może uda się jutro;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz