Terapia podrzymująca moje wyjątkowo dobre samopoczucie trwa. Nie mam nic przeciwko niej. A polega ona głównie na spotkaniach z życzliwymi ludźmi.
Odwiedzają nas wczoraj Arturowie, mamy więc tym razem szansę poczęstować ich herbatką w domu, nie na oczach sąsiadów. Bardzo mnie cieszą te odwiedziny, bo mimo że Wrocław niedaleko, to ta odległość jest wystarczająco dużą przeszkodą, aby wpaść na kawę w przerwie, tak przy okazji i bez zobowiązań. Wnieśli troszkę wspomnień, nowinek z wielkiego świata ;) i wiele radości.
Więc częstujemy gości kulturalanie herbatką w domu, na fotelach, a Artura to nawet leczymy czerwonym, wiśniowym syropem, bo chłopak się coś czuł niewyraźnie ;) Mam nadzieję, że pomogło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz