W czasie piątkowej wizyty kontrolnej lekarz był niezwykle uradowany, że postawił prawidłową diagnozę i ustawił właściwe i skuteczne leczenie, którego końca właściwie jednak nie widać, bo jest wieloetapowe i mające trwać kilka miesięcy. A ja, zamiast się cieszyć ze znaczącej poprawy, w popłoch wpadam, bo zapowiada się łykanie tabletek przez kilka najbliższych miesięcy. Sam antybiotyk to przecież doraźnie działa, a tu trzeba pomóc organizmowi nabrać nowych sił i odporności poprzez szczepienie. Ci, co mnie znają, wiedzą, że tabletki to ja innym chętnie dam, ale sama? Pamiętać żeby je łykać? Ło ludzie, co to mnie spotyka na stare lata!;)
Chociaż nie należę do domatorów, wolę przecież sobie gdzieś pojechać, coś załatwić, najchętniej kogoś odwiedzić, to z ostatniego tygodnia "leniuchowania" w domu zadowolona jestem. Ale odkąd mi już lepiej, to włączają mi się szwendacze i lista spraw do załatwienia poza domem jest już coraz dłuższa. Lecz, ku mojej rozpaczy, zapowiada się kolejny tydzień pod jednym dachem, gdyż od wczoraj do grona tych najchorszych dołączył nasz Średni Niesforny Aniołek :(
Niektórzy zwracają nam uwagę, że chyba coś za dużo chorujemy, ale to chyba nie do końca tak. Choroba, owszem, obecna wciąż w domu, jak osierocona kuzynka, czuje się u nas dobrze i nie chce nas opuścić, a my, ludzie dobrego serca, nie umiemy jej się pozbyć. Ale przecież tylko podszywa się za krewną i należy użyć wszelkich sposobów eksmisji.
Więc do dzieła, a Wam dam dobrą radę: jeśli przyjdzie taka i będzie prosiła, biadoliła, płakała i na litość brała - nie wierzcie jej, tylko od razu drogę do drzwi wskażcie i się nią w ogóle nie przejmujcie. Udaje tylko, wredota.
e tam - ja już od ponad roku muszę łykać tabletki i też nie cieszę się z tego powodu, ale mus to mus, a zdrowie to zdrowie ;D
OdpowiedzUsuńoby wróciło Ci zdrowie - bez żadnych musów :)
Usuńa do nas też wpadła... najpierw tydzień "igrała" z Jędrkiem, kolejny dopadła mnie, a potem Franio... i już już pojawiło się światełko zamówionej dla niej taksówki- a tu nic z tego- taksówka dowiozła jej bagaże.... w ruch poszły znowu syropki,tablety, herbata z malinami lub cytryną i miodem...
OdpowiedzUsuńdużo zdrówka życzymy, bo zima idzie piękna :)
Nie no, zdecydowanie wsadźcie ją do tej taksówki ;)
Usuńzdrówka!
No to teraz padło na Was.
OdpowiedzUsuńMoja wredota sobie poszła, ale dopadła Marka. Ten weekend, który u mnie spędził, naznaczony był jego nieustannymi atakami kaszlu.
Pozdrowienia i zdrówka Wam życzę!
Ale Ty jesteś przykładem, że można się wykurować :)
UsuńDla Was też dużo zdrówka!
Może jak wredota spersonalizowana, to łatwiej będzie za drzwi wypchnąć:)) Zdecydowanie zaproście pod dach kuzyna - zdrowie:) Na stałe!! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńŻe też nie pomyślałam o kuzynie zdrowie!
UsuńTo takie proste, mam nadzieję, że nie zmienił adresu ;)
Dzięki ;)
ps. na moim blogu zaprosiłam Cie do zabawy w blogowe pytanka :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie
ps2. zaczynamy kolejny etap przeziębieniowy- a już moment wyjścia CAŁĄ rodziną z domu był tak blisko :)
Ło ludzie, toś mnie zaskoczyła, Franek ;)
Usuńbardzo dziękuję.
No i, jak podpowiada Alcydło, zaproście kuzyna zdrowie!
Zdrówka!