poniedziałek, 10 grudnia 2012

napad na...

Żeńska część naszej rodziny poddana domowej hospitalizacji, robi co może, aby dać radę i wytrzymać trudny czas.
Panowie natomiast ciągle zajęci. Zajęty bardzo Najstarszy Niesforny Aniołek, który nawet nie zdążył ze szkoły przyjść do domu, bo przecież ma trening, a po treningu nie zdążył również przyjść do domu, bo później ma służbę ministrancką podczas Rorat.
Mój Drogi Mąż natomiast pojawia się w domu po pracy na chwilę, żeby do lekarza z którymś tam Niesforkiem pojechać (mam nadzieję, że z właściwym ;), a potem po Najstarszego do szkoły, żeby zdążył na trening, a potem z Najmłodszym na trening po Najstarszego i na Roraty. A na Roraty jeszcze nie mógł zapomnieć pięknych choinek z kart kolorowych, na których, mam nadzieję, że prawidłowe, odpowiedzi o Św. Dominiku Savio. Również kartę Średniej Niesforki, która z wrodzoną sobie obowiązkowością przygotowała pierwsza, wiedząc, że i tak dzisiaj nigdzie nie pójdzie. Ale czemu by miała rezygnować z losowania i nagrody?

A ja natomiast wycinam im z papieru kolorowe bombki na choinki, każdemu o innej porze obiadek podaję, przelewam, niczym wprawna aptekarka ;) syropki na łyżeczkę, albo do strzykawki, odmierzam kropelki i robię inhalacje, albo tabletki rozdzielam, uważając, co komu i ile. Tu dopiero jest apteka!

I siedzę sobie w ciepłym domku, a w tym samym czasie w kościele, moi Panowie, szykują plan. Plan napadu na kancelarię parafialną. Najstarszy dla niepoznaki wśród ministrantów, Tatuś zajęty Najmłodszym, który po prostu zasnął, ale chyba tylko dla zmyłki.

Po Mszy wszyscy udali się do zakrystii, tam krótka wymiana zdań, nie wnikam już z kim, gdy Najmłoszy znika z pola widzenia. Po chwili znika również Tatuś. A za małą chwilkę ks. Proboszcz nakrywa ich w kancelarii przy szafie, w której trzyma słodycze dla grzecznych dzieci ;)
Tatuś się tłumaczył, że ponoć odnalazł Najmłodszego z czekoladowym Mikołajem i chciał go po prostu odłożyć do szafy, ale kto by tam wierzył ;)

I tu jednego nie rozumiem, bo przyłapani na gorącym uczynku, zamiast poddani być ciężkim karom, a przynajmniej przymusowym robotom, dostają od Proboszcza jeszcze jednego Mikołaja.

Cały nasz Proboszcz. Serce na dłoni. I nie ma siły, muszą mieć u niego niezłe fory ;)



2 komentarze:

  1. Widzę, że Najmłodszy ma niezwykły dar wykrywania słodkości:)) To jest dopiero talent!
    Oczywiście, że należał się dodatkowy Mikołaj w nagrodę:))
    Zdrówka nieustannie!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślisz, że to talent?
    Raczej zakwalifikowałam to jako wadę. "Wścibskiego noska".
    Ale, rzeczywiście, patrząc na to jak na talent, to od razu mi lepiej.
    Trzeba mieć ten właściwy punkt widzenia. Dzięki.

    OdpowiedzUsuń