Mój Drogi Mąż bardzo szybko przeczytał apel jaki skierowałam do niego na blogu i rzeczywiście bardzo szybko dołączył do nas. Wielka i trudna do opisania była to radość dla mnie, wiązałam bowiem z jego pobytem niezwykłe plany. Wyobrażałam sobie, jak to pełen energii i zapału, chęci odciążenia mnie od nieustannych poszukiwań Niesforków, a to na plaży, a to na terenie bardzo dużego ośrodka, wyręczy mnie w tym wszystkim. Moje idealistyczne wizje były naprawdę pięknie nakreślone, dopracowane. (Było w nich przewidziane niezwykle dużo wolnego czasu dla mnie i dla ploteczek :) :) :)
Wszystko pięknie, tylko że zaraz drugiego dnia aktywnych zabaw (niczym dziecko) na plaży, grając w piłkę nożną złamał palca u nogi. A wiadomo, że paluszek i główka to..... no właśnie.
Mając złamany palec u nogi (tzw. inny - ciekawe nazwy :) to prawie tak, jakby się miało złamaną nogę. I to prawie to chyba wcale nie robi różnicy ;)
Wersja zdarzeń jest różna, bo na opisie ze szpitala napisano, że uderzył o wystający przedmiot, czy coś takiego, świadkowie natomiast zeznają, że ktoś zrobił zbyt ambitny wślizg? i mu palec przetrącił, a sam mówi, że go pokarało, bo na meczu kopnął kleryka (a ci są przecież pod specjalną ochroną), więc ma za swoje.
Nieważna przyczyna, ważny skutek. Trudno mu się było poruszać, więc mój wolny czas, rezerwowany na kawę i pogaduchy, musiałam oddać MDM-i i dalej sama biegać za Niesforkami, uważając przy okazji, aby samej nie przygnieść mu tej biednej nóżki, której, ze względu na trudność usztywnienia jednego palca, nie zagipsowano, a zabierała dość spory kawałek przestrzeni, bardzo ją ograniczając.
A dwa dni później zaczęły się zaczęły nam gorączkować Niesforne Aniołki tak wysoko i tak intensywnie, że sama sobie nadałam nowy tytuł, z racji wykonywanego w ostatnich dniach zawodu i stanowiska: Matka przełożona oddziału specjalnej troski!
Poza tym trwał bardzo intensywny czas rekolekcji. Było i jest nad czym pomyśleć :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz