Popatrzyłam na siebie dzisiaj wieczorem w lustrze, spojrzałam sobie głęboko w oczy (co jednak nie jest łatwe) i powiedziałam dzisiaj sama sobie, że jestem dzielna i naprawdę dumna z siebie.
To nie ważne, że nie zdążyłam na wieczorne ploteczki na ganku, że nie mam czasu na lekturę na plaży, czy też wykorzystanie przywiezionego tu roweru. Chociaż jestem tu na pełnych obrotach, to mam wiele satysfakcji z tego, że tu jestem, z kim jestem i po co jestem.
Zdaję sobie sprawę z tego, że jest to możliwe tylko i wyłącznie dzięki tym, z którymi tu jestem. Dzięki pomocy, która nadchodzi niespodziewanie i z zaskakującej strony. Jak na przykład to, że gdy Najmłodszy woła, że chce kupę (wybaczcie dosłowność, ale zbyt zmęczona jestem aby szukać synonimów) to wystarczy porozumienie wzrokowe z Agą, aby być spokojną, że Niesforka będzie w tym czasie bezpieczna. Albo gdy ni stąd ni zowąd torby z plaży nieść nie muszę, bo przechwytuje ją raz Andy, a raz Okruszyna. Nie wspominając już o Guciu, który już intuicyjnie wie, w których momentach najbardziej skutecznie może mi pomóc.
Jedno, co mnie martwi, to to, że chyba nie za często wyrażam swoją wdzięczność, a przecież czuję, że Niebo staje się na ziemi.
Myślę, że naprawdę życzliwe osoby nie oczekują tego, by wyrażać im często wdzięczność, pomagają w sposób zupełnie "naturalny" i bezinteresowny.
OdpowiedzUsuńMiłego wypoczynku! (na ile się da z dziećmi ;-)))
Pozdrawiam!
P.S. Odblokowałam się ;-)