Można by pomyśleć, że po ostatniej rocznicy blogowej do tej pory dojść do siebie nie mogę ;P
Coś w tym jest, bo wrażeń ostatnich dni było sporo, a dni spędzone poza domem minęły zdecydowanie za szybko.
Dzięki poradom udzielnym mi przez farmaceutę, gdyż lekarza w pobliżu nie było, w sprawie nadchodzącego z wielką mocą kataru i okropnego bólu głowy tuż przed balem (i to nie byle jakim balem, bo Balem "Złomów wawrzynowych" na rzecz Duszpasterstwa Akademickiego "Wawrzyny", do których z roku na rok coraz bardziej się kwalifikujemy), mogliśmy się tam znaleźć.
Więc doprowadzona do stanu "mam się nieźle" dzięki specyfikom poleconym przez farmaceutę, świecąc nimi jak neonówka, zostałam też jakoś tak naturalnie wytypowana do roli małżeńskiego szofera (tu węszę podstęp farmaceuty i Mojego DrOgiego Męża ;). A żałować było czego, gdyż na balu, na którym co roku licytowane są przeróżne fanty, nasz stolik jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności już drugi rok z rzędu wylicytował butelkę wina. A ja w życiu nie piłam tak drogiego wina! No i tym razem też się nie napiłam :(
Poza winem, pozostałe licytacje: albumu z Orzechowymi przepisami, kopii witrażu z wawrzynowej kaplicy, unikatowego kalendarza, przysparzały emocji u wszystkich i powodowały szybsze bicie serca u niektórych.
Boju, który z kamienną twarzą licytował Orzechowy album, niczym brzuchomówca uzgadniał z żoną, że choćby nie wiem co, album wylicytują i niech żona uważa na sukienkę, bo ta ma jej posłużyć przez kolejne trzy lata :) A po wręczeniu przedmiotu aukcji, którego przekazanie zostało udokumentowane na licznych nośnikach cyfrowych, zaprowadził żonę do bufetu, aby mogła się najeść do syta, gdyż od tej pory to już tylko tak, jak studenci za dawnych lat.
I Arturo, przy tych licytacjach, które nad wyraz hojne były w tym roku, wspomniał, że przecież to wszystko teraz licytują dawni studenci, niektórzy grupowo, którzy jeszcze paręnaście lat temu przychodzili do Duszpasterstwa na darmowe śniadania. Zazwyczaj na suchy chleb z dżemem.
W tym Duszpasterstwie właśnie hartowała się szlachetna stal, która z roku na rok wprawdzie staje się coraz bardziej szlachetnym złomem, ale ciągle pełym entuzjazmu, krzepy (nawet gdy coś strzyka tu i ówdzie) i refleksu, którego nie powstydziłby się żaden szachista. Boski Andy nawet zaprezentował połączenie refleksu, kondycji i koordynacji rzucając się do pomocy kelnerowi, który chciał za dużo zanieść porcelany na salę za jednym razem, otwierając mu drzwi z powrotem do kuchni i łapiąc w locie filiżanki i spodeczki.
Ależ to cudowne móc być jedną z nich. Bycie złomem wawrzynowym to wielka duma i przywilej.
ale fajnie znać takie złomy;P
OdpowiedzUsuńbardzo intrygująco to opisałaś
chyba żałuję, że nie jestem złomem;))0
:PPP
Usuńwiesz, ale masz refleks, który by bardzo pasował do złomów :DDD
a spawanie i dospawanie jest zawsze możliwe ;)
Dosia i ja jestem pod wrażeniem opisania atmosfery tamtejszej;)
OdpowiedzUsuńZłom wawrzynowy jak to dumnie brzmi:)))
nie tylko brzmi, ale i wygląda ;P
UsuńDosiu, domyślam się, że już sam udział w licytacji wzbudza lekki rausz;-)
OdpowiedzUsuńCo do złomu, owszem - klasyfikuję się, ale sądzę, że bardziej jednak do tego w kolorze rdzy;-)
Uściski poniedziałkowe!
:DDD
Usuńnieważne jaki złom, ważne że złom!!!
No a licytacja witrażu była bardzo emocjonująca i dla nas osobiście, ale w połowie stawki odpadliśmy :)
złom wawrzynowy - to brzmi dumnie! :)
OdpowiedzUsuń:*****
i jest powodem do dumy :)
UsuńDumnam!
Szlachetny złom, wawrzynowy złom - po prostu piękne!
OdpowiedzUsuń:)))
Usuńdzięki
i bardzo lubię te bale
a teraz, gdy na nie przychodzi coraz więcej młodych ludzi, których sama bym uznała ciągle za studentów, to tym bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że to moje miejsce
Jak świetnie... Dobre pokolenie stali :)))
OdpowiedzUsuńA ja niestety nie będę mogła udać się na pewien rewelacyjny bal i ciągle żal mi okrutnie
dzięki
Usuńi już żałuję również :(
bale są piękne!
taka przynależność - bezcenna!
OdpowiedzUsuńno tak
Usuńi ma się poczucie, że ciągle jest się potrzebnym i ważnym
to tez ciekawe zagadnienie, ze ludzie potrzebuja sie tak czuc.
UsuńJakie to smutne, że ci, którym paręnaście (czy parędziesiąt) lat temu zdawało się, że świat do nich należy, teraz zadowolić się muszą rolą złomu. Szlachetnego, czy też po po prostu "użytecznego". Ktoś musi zapewniać te darmowe śniadania tym, którzy koleją losu wydają się należeć do uprzywilejowanych. Bo prawdę mówiąc, tylko się wydają.
OdpowiedzUsuńA poważnie mówiąc, pięknie, że gdzieś ktoś jeszcze o "złomach" pamięta. Bale (niechby i licytacyjne:-)) dla nich urządza! U nas (w Gdańsku) rdzewieją na stercie zapomnienia. Chyba, że zostały już zutylizowane we własnym zakresie.
rola złomu mnie osobiście bardzo odpowiada
Usuńa prawdę mówiąc, to "złomy" postanowiły same o siebie zadbać i kilkanaście lat temu powstało Stowarzyszenie Przyjaciół DA "Wawrzyny" i każdy, kto chce może zostać jego członkiem i wspierać :) (bo o to głównie chodzi)
A może w Gdańsku zdołacie we własnym zakresie powołać takie stowarzyszenie
i wtedy bale można organizować do woli :DDD
DA z moich czasów studenckich w neptunowym grodzie spotyka się co najmniej raz w roku. Może nie używa tak urokliwej i sugestywnej nazwy jak wrocławskie, ale trwa :)
UsuńFajnie, że się spotykacie jako "złom" ;-)))
OdpowiedzUsuńU nas niestety wszyscy rozjechali się po świecie i kontakt mam tylko z kilkoma najbliższymi osobami...
I też po to jest ten bal - żeby od czasu do czasu zjechać się w jedno miejsce i się znowu dobrze razem bawić!
UsuńPisanie nie jest moją najmocniejszą stroną - tak niedawno napisała pewna osoba, a której swady i obrazowości przekazu pozazdrościłoby niejedno fachowe pióro
OdpowiedzUsuńDosiu, nie przesadzaj z ta swoją skromnością :***
Chętnie poznałabym tę osobę :P
UsuńNie przesadzam - trzy dni muszę nad trzema akapitami myśleć :PPP
Złom jest w cenie:)
OdpowiedzUsuńTrafiłaś w sedno!
UsuńPiątka!
Ślicznie go opisałaś :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, Idolko ma!
UsuńDosiu najlepszego z okazji IMIENIN!!!!
OdpowiedzUsuń