Wczorajszy dzień zaplanowany miałam dość mocno. Oprócz codziennych czynności służbowych, które mogę również wykonać z naszego domu (ma to swoje zalety, ale również wiele wad :( ) chciałam zaopatrzyć nas w kwiaty na groby. Ponieważ w tym roku mój gust sprzeciwia się tym propozycjom kwiatowym podawanym w najbliższej okolicy, postanowiłam, że wybiorę się na poszukiwania nieco dalej, załatwiając przy okazji kilka innych spraw.
Ledwo wyszłam z domu a już napotkała mnie niespodzianka. Zamek centralny nie chciał się odblokować, przestał reagować na próby otwarcia z pilota. Postanowiłam więc otworzyć auto z klucza, ale w ten sposób uruchomiłam tylko alarm. I za nic w świecie nie chciał się wyłączyć. Zgrzałam się trochę. Na szczęście nikt policji nie zawołał, bo przecież pod własnym domem stałam i z własnym autem walczyłam. Już chciałam wykonać rozpaczliwy telefon do Mojego DrOgiego Męża, który zawsze chętnie służy mi pomocą, a na pewno zaradzi większości problemom, z którymi wydzwaniam do niego, z powodu braków w wiedzy dotyczącej motoryzacji, gdy nagle auto się uspokoiło i nie wykazywało już żadnych oznak buntu przeciwko kierowcy. Wierzcie mi, za Chiny nie pamiętam, co takiego zrobiłam, że przestało wyć i zaczęło reagować :)
Postanowiłam dłużej nie zwlekać, wsiadłam do auta zadowolona, że nie zrobiło mi takiego psikusa na środku jakiegoś publicznego parkingu w centrum miasta :) i pojechałam. Dotarłszy na miejsce, wjechałam na płatny parking, żeby bliżej było, gdy będę wracać obkupiona pięknymi kwiatami.
Nie wiem, dlaczego akurat w tym momencie uświadomiłam sobie, że nie mam ze sobą portfela, żadnych pieniędzy w kieszeni, ani żadnych dokumentów.
Tym razem natychmiast wykonałam telefon do MDM, który akurat (miałam szczęście) przejeżdżał nieopodal z jednego spotkania na drugie i złapawszy go na ulicy podzielił się ze mną całą gotówką, jaką miał w portfelu.
Dokonawszy więc zakupów kwiatów (niekoniecznie takich, jakie sobie wymarzyłam), o wiele ciekawszych niż te nieopodal domu, ruszyłam dalej, z małą ilością gotówki i ciągle bez dokumentów.
Mało się znam na motoryzacji, ale dźwięk jaki dochodził do mnie z zewnątrz i nie opuszczał mnie, zaczął mnie niepokoić. Rozpacz pojawiła się na mojej twarzy, gdy wyjrzałam na skrzyżowaniu przez drzwi a oczom moim ukazał się tzw. flak. Tym razem znowu nie wytrzymałam i zadzwoniłam do MDM z radosną informacją i zostałam pouczona, że nie powinnam dalej jechać. Nie do końca posłuchałam rady Męża i kawałek jeszcze pojechałam. Na najbliższy parking, bo stać z flakiem na środku skrzyżowania nie zamierzałam. Z odsieczą w tej trudnej sytuacji przybył mi nikt inny jak Mój DrOgi Mąż pomiędzy kolejnymi spotkaniami. A ja ze zdumieniem stwierdziłam, że pod podłogą tego niewielkiego bagażnika mieści się całe koło zapasowe, a nie dojazdowe. Nigdy jeszcze nie używane :) W zdumienie jeszcze większe wpadłam, gdy zobaczyłam, z jaką wprawą i jak szybko koło zostało wymienione, jakby codziennie wymieniał setki kół. I naprawdę zastanawiam się, czy nie powinniśmy z Mężem poważnie rozważyć otwarcia jakiegoś zakładu, który szybko i sprawnie koła będzie zmieniał ;) Tzn. Mąż będzie zmieniał, a ja będę kasować:) Ewentualnie mógłby rozważyć podjęcie pracy w teamie Kubicy, czy jakiegoś innego wyścigowego kierowcy i na czas wymieniać opony :)
Zaopatrzona w nowe koło czułam się niemalże tak, jakbym nowym autem jechała i w takim rozmarzeniu dojechałam w kolejne miejsce z listy. Po załatwieniu sprawnie wszystkiego, chciałam odjechać do domu, nie rzucając się nikomu w oczy, gdy centralny zamek znowu nie chciał zadziałać. Spięłam się już w sobie, bo zaraz zacznie wyć, mrugać, a ja żadnych dokumentów przy sobie nie mam. Co robić? Dzwonić po MDM? niech przyjeżdża i niech przy nim wyje, on jakieś dokumenty ma. Otworzyć drzwi z klucza, jak pod domem, niech zacznie wyć, a ja ucieknę w tym czasie? Noż...
Pamiętając, że rano nerwowe ruchy nie pomogły, uspokoiwszy oddech, postanowiłam zadziałać, jak blondynka z dowcipu o blondynce i szamponie. Postanowiłam czynność powtórzyć. Przed fizycznym otwarciem samochodu i wzbudzeniu alarmu najpierw auto fizycznie zamknęłam z klucza (choć cały czas zamknięte było) i jeszcze raz otworzyłam. ZADZIAŁAŁO!
Spokojnie odjechałam więc do domu, całą drogę jadąc przepisowo, jak nigdy dotąd. Myślę jednak, że miałam szczęście, że nie napatoczyłam się na jakiś patrol policyjny, bo znając ich metody działania, od razu pomyśleli by sobie, że skoro tak przepisowo jeżdżę, to muszę mieć coś na sumieniu i od razu lepiej sprawdzić, co to jest :)
Przed odebraniem dzieci z placówek (a jednego z drzewa pod placówką), najpierw zajechałam do domu po portfel i dokumenty. Niech sobie wtedy wyje, pomyślałam, ale już się nie buntowało ;)
A dzień skończyłam w nietypowym miejscu.
Wyciszyłam się tam niesamowicie :)
To radio Dosiu,czy jakieś studio nagrań?:p
OdpowiedzUsuńAleż miałaś przygodę!.... na nudę nie miałaś co narzekać,zdecydowanie:)))
:)
Usuńradio :)
i studio nagrań :)))
pracujesz w radiu? nagrywasz?
Usuńani jedno, ani drugie :)
UsuńO JA CIE!!!!
OdpowiedzUsuńno niezła przygoda, ja cię przekręcam
a co do reakcji policji, kiedys byłam świadkiem, jak przed macdonaldsem człowiek wsiadał ( chyba) do swojego auta, włączył mu sie alarm, a w tym czasie kilku policjantów jadło tam sobie w tym Macu, , nawet nie drgnęli!!!
ale, Rybeńko, zajęcie przecież byli :PPP
Usuńpo za tem każdemu siem przerwa od roboty należy, no nie??
Usuńno a jak?
Usuńa poza tym, jak Polak głodny, to zły ;)
Po całym dniu wycia zasłuzyłaś na wyciszenie :))
OdpowiedzUsuńteż tak myślę :)))
UsuńLubię studia radiowe :))
OdpowiedzUsuńBedzie można gdzieś w sieci posłuchać?
To był dzień pełen przygód!
Zaintrygowało mnie jednakże tak delikatnie zasygnalizowane zdejmowanie z drzewa :)))
pierwszy raz byłam w radio :)
Usuńale to było na żywo - nie ma nagrania :)
a jednego Niesforka to nie zdejmowałam, aż tak nie było.
Ale od początku roku zastaję go w coraz to ciekawszych miejscach pod szkołą: a to w bazie w krzakach, a to na drzewie - tyle ciekawych rzeczy. Na szczęście pogoda sprzyja, choć w zeszłym tygodniu to nawet deszcz nie był przeszkodą, aby bazę ulepszać :)
lubię facetów,którzy dzielą się z żona całą gotówką:DDD
OdpowiedzUsuńwrażeń ci nie brakowało,ciekawe,czego jeszcze się spodziewałaś,u mnie w takich dniach możliwości w głowie lęgnie się całe stado;P
niedawno zatrzasnęłam kluczyki w aucie,znaczy auto zwariowało,nie ja...włamywałam się do niego przy pomocy bardzo miłego pana,że nikt policji nie wzywał,to nie rozumiem;) w końcu pan zadzwonił po profesjonalnego włamywacza,który skasował mi 170zł
Basia :DDD
Usuńprofesjonalny włamywacz - dobre :)
Dzień pełen wrażeń! Nie zazdroszczę tych nerwów, no ale Rycerz Na Białym Koniu zawsze w pobliżu i zawsze gotów uratować swoją Damę, to bezcenne :)
OdpowiedzUsuńprawda? jak on jom musi koooochać:)))
UsuńOpowiesz Dosiu coś więcej o tym studiu nagrań?
Usuńoj tak, Rycerz i Dama - to pięknie współgra :DDD
UsuńTo było radio, do którego zostaliśmy zaproszeni na ... różaniec :)
a z realizatorem dźwięku i nagraniem przez radio też miałam przygodę, ale o tym już było, a jak nie pamiętasz, to jeszcze będzie - daj mi szansę :)))
daję :)))
UsuńAch, jak miło było włączyć wieczorem radio i usłyszeć same znajome głosy! Wspaniale!
OdpowiedzUsuńI wyciszająco również...
:))
:)))
Usuńmiło, że miło :)
szkoda, że nie dałaś cynku... z przyjemnością bym się dołączyła w eterze... :)
OdpowiedzUsuńpamiętaj na przyszłość ... nooo ;)
:***
nie wiem, czy będzie następny raz, ale jak będzie, to dam znać :)))
UsuńOh, jak dobrze mieć męża, na którego można liczyć :)
OdpowiedzUsuńto prawda, Loono - to prawdziwy skarb :D
Usuńjaka szkoda, że w środę nie odpaliłam 107.9!
OdpowiedzUsuńi och, och! to ten przemiły Kuba z radia! :)
oj, szkoda, szkoda ;)
Usuńi chyba tak, bo rzeczywiście był bardzo miły ;D