Sądzę, że nie jest Wam obcy skrót ZPT. Tym, którym się jednak nie kojarzy, podpowiem, że tak nazywał się przedmiot w szkole za moich czasów. A że to już prawie prehistoria, to nie dziwię się, że niektórym nic nie mówi. ZPT to skrót od zajęć praktyczno - technicznych.
Za moich czasów zajęcia te odbywały się raz w tygodniu w wymiarze dwóch godzin. Zajęcia dla dziewcząt były osobno i dla chłopców osobno. Był to przecudowny czas. Dwie godziny lekcyjne gadania, darcia pierza, śmiechu, ploteczek - cudowne!
Czasami lekcje te przypominały zajęcia dla grzecznych panien - wtedy haftowałyśmy prawdziwym haftem, robiłyśmy na drutach, szydełkowałyśmy. Było też gotowanie, robienie kanapek, sałatek, placków ziemniaczanych. Zdarzyło nam się uczyć też pisma technicznego, ale najbardziej hardcorowe było robienie doniczek i podstawek do książek.
I tu muszę przyznać, że to nie były zajęcia dla dzieci ;P. Oczywiście, do oceny wszystkie dzieci przynosiły wykonane przedmioty, niezwykle starannie, co zupełnie się nie zapowiadało na początku zajęć, ale kto był rzeczywistym autorem dzieła nie należało się chwalić ;P gdyż surowy wzrok nauczyciela paraliżował, a jak miał zły humor to mógł nawet obniżyć ocenę.
Ale nasz system edukacji przewidział to, że kiedyś mogło się czegoś nie dokończyć :)
Teraz jest czas żeby to odpracować. A jeśli nie odpracuje się, to dziecko dostanie obniżoną ocenę. I nie ma co się martwić, ono też będzie miało swój czas odrabiania lekcji, jak tylko zostanie rodzicem ;P
Nie są to już zajęcia praktyczno- techniczne, czyli ZPT, a po prostu zajęcia techniczne. Póki co najgorsze dla mnie jest przygotowanie się do tych zajęć. Zwłaszcza, gdy dziecko w ostatniej chwili informuje, że coś potrzebuje. Ale sama chyba byłam taka sama. Pamiętam, że mi mama ugotowane jajka do szkoły przynosiła, bo akurat robiliśmy kanapki. A kanapeczki bez jajka z majonezem się nie liczą, nie?
Jajko musiało być!
OdpowiedzUsuńA swoją drogą brakuje mi zajęć typu ZPT w szkole albo chociaż kół zainteresowań np.o gotowaniu:))
Ależ są, Sollet, tylko w mniejszym wymiarze - jedna godzina. Ale nie są to zajęcia praktyczno ;P - techniczne. To są zajęcia tylko techniczne ;) A druga godzina zamieniona jest na zajęcia komputerowe - to chyba jako te praktyczne ;)
Usuńa! i dzięki za zrozumienie w kwestii jajka :)))
Usuńoj obrobki w drewnie na zpt nie lubilam, ale szaliki, hafty, a zwlaszcza salatkem majonezowom z muchomorkiem- pomidorkiem dla dekoracji bardzo mile wspominam. ;)
OdpowiedzUsuńto tak, jak ja :)
Usuńte z drewnem uważałam za zupełnie niepraktyczne ;P
pamiętam i nie lubiłam,ani swoich ani dzieci,mordęga w domu z tym była....cieszyłam się gdy podstawówka skończyła mi się raz na zawsze razem z młodszym synem;)
OdpowiedzUsuńSwoje lubiłam. Niesforek też swoje lubi. Ale ja zdecydowanie nie znoszę przygotowań do lekcji przez Niesforka.
UsuńCóż... na szczęście podstawówka teraz krótsza ;P
Ja wspominam milo tylko te zajecia, na ktorych nie musialam przygotowywac np. lyzki z drewna i angazowac pomoc trzech somsiadow np. ;))
OdpowiedzUsuńlubilam typowo babskie zadania.
OOO
Usuńpamiętam taką pracę w piątej klasie, że mój tato musiał pójść z moją podstawką pod książki do fachowca do warsztatu. Okazało się, że byłam jedynym dzieckiem w klasie, które przyszło z wykonanym zadaniem ;PPP
Inni ojcowie też polegli.
Pani powiedziałam, że nie wiem, jak ja to zrobiłam, że przekonałam mojego tatę, że warto to skończyć (może sam na sumieniu miał nieodrobione zadanie z ZPT ;) - wydaje mi się, że wmówiłam mu, że od tej pory to na pewno porządek będzie na moim biurku. Złapał się na to! Tydzień w warsztacie pan myślał, jak to zrobić!
Taaa...już kiedyś opowiadałam, jak miałam zrobić model dźwigu :(
OdpowiedzUsuńu nas w modzie były też karmniki...
ale nie zapomnę dzikiej satysfakcji z uszytej własnoręcznie na maszynie koszuli nocnej, czy fartuszka kuchennego, w szkole były maszyny, a pani przynosiła nam wykroje, to były w 100% samodzielne prace i wielce nas cieszyły :)
o tak - do tej pory mam w szafie sweterek, który zrobiłam na drutach na zajęciach :)
UsuńModel dźwigu - a po cóż Ci to było?
mnie po nic!!!! i nie wydaje mi się, żeby to zadanie mi się w życiu przydało do czegokolwiek,
Usuńoczywiście też mój Tato maczał w tym palce, żaden uczeń nie był w stanie zrobić tego dźwigu samodzielnie
Pamiętam :)))
OdpowiedzUsuńAle muszę się pochwalić że wszystko robiłam sama!!
No i mego tatę na szczęście nie przerażało hasło - potrzebuję na jutro kawałek deski, blachę i papier ścierny ;)
Jako majsterkowicz był przygotowany
Niesamowite!!!
UsuńAle ja też wszystko robiłam sama - niektóre rzeczy po prostu mi nie wychodziły ;PPP
zafundowałaś mi przejażdżkę w przeszłość ;)))
OdpowiedzUsuńpamiętam że moja mama pracowała i nie miał mi kto podrzucić zapomnianego żółtego sera... a kanapki bez potartego na wiórki żółtego sera do dziś uważam za nieskończone! ;))))
no tak - żółty serek starty na wiórki to taka kropka nad i :)
Usuńzgadzam się w pełni :)
a moja mama też pracowała, miała tylko na późniejszą godzinę i przed pracą przyniosła mi te jajka :)
UsuńMoja pani od zpt ataki krzyku miała i garnkami rzucala.. Dzis moge die tylko domyślać że kobieta menopauze miała :)
OdpowiedzUsuńOstra!!!
Usuńale wyrozumiała babka z Ciebie ;)))
pozory trzeba trzymać :P
UsuńZPT z uczeniem szycia i cerowania (i elementów gotowania byly super jako luźniejsze lekcje. Choć pamiętam, że i jakieś jadłospisy nam w VIII klasie kazano układać. Co wydawało mi sie zupełnym absurdem. Technikę miałam w liceum i to nawet z elementami rysunku technicznego.
OdpowiedzUsuńMoje dzieci miały technikę, choć chyba dopiero najmłodszy załapał sie w gimnazjum na sensowne rzwczy (albo dopiero to pamiętam). W młodszych klasach to jakoś łączyło sie z ogólnymi tematami. Ja starałam się nie robić nic za dzieci, Co najwyżej podpowiadałam jak cos zrobić i asystowałam. Więc w tym aspekcie prace były samodzielne w znacznej mierze.
A przynoszenie do szkoły zapomnianych rzeczy - nawet przywożenie na kolejnych etapach edukacji. Tego robi się mniej ale chyba nie da sie tego wyrosnąć do końca...(Niestety)
O dzięki Agajo!
UsuńWidzę więc, że to, że jechałam specjalnie do szkoły z tornistrem dla dziecka w drugiej klasie nie było zbytnio niestosowne ;P
A i moje podejście do prac technicznych jest podobne - choć mierzi mnie, żeby delikatnie pomóc, na co nieprzychylnym okiem patrzy MDM.
różnie wspominam zajęcia z ZPT
OdpowiedzUsuńale mój mąż, którego tata umarł jak był mały, mói, że to dla niego były bardzo ważne lekcje!
a teraz tez rodzice wielu rzeczy nie uczą - np moje dzieci chyba nie były przeze mnie uczone przyszywania guzików :/
ale nie znoszę tego, ze w końcu rodzice robia projekt za dziecko :P
właśnie tego pojąć nie mogę, to po co te zajęcia???
Usuńmoi mi tez nie pomagali. umywali rece pod haslem, ze mam sie uczyc samodzielnosci. :P
Usuńależ też mam takie podejście - niech się sami uczą. Wiadomo, że niektóre dzieciaki chłoną od rodziców jak gąbki, inne w domu nic nie chcą się uczyć, ale jak już będą w stadzie, to raz, dwa, trzy ;)
Usuńbo przecież są samodzielne, nie?
Dobrze pamiętam te zajęcia. Robiliśmy dużo ciekawych rzeczy. Szaleństwo też się zdarzało. To już zależało od tego, na ile pozwolił nauczyciel.
OdpowiedzUsuńteż pamiętam te zajęcia jako ciekawe. I było super, gdy nauczyciel dawał swobodę. Ale były też mocne momenty. Pamiętam, jak przy plackach ziemniaczanych, olej nam się podpalił :P Się działo ;)!
Usuńmnie najbardziej przerażały rysunki techniczne i prace z drewnem i metalem. największego wstydu się najadłam, kiedy nauczycielka przy całej klasie skrytykowała uszyty przeze mnie fartuszek. Ścieg określiła "jakby pijany zając szył"! Wstyd, ja córka super krawcowej :)))
OdpowiedzUsuńoooo - to była pani, która musiała mieć duże kompleksy :)
Usuńpewnie sama chciała tak dobrze szyć, jak Twoja mama, ale jej nie wychodziło, więc wyżyła się na Tobie.
szkoda
Te zajęcia to dla mnie obok wuefu istne koszmarki. Aż dziw, że mnie nie zniechęciły na zawsze do pewnych robót. Bo o ile obecnie potrafię szyć i robić na drutach, w szkole szło mi to opornie i zawsze oddawałam pracę na szarym końcu:)).
OdpowiedzUsuńAAAA, bo wtedy pewnie jeszcze nie nastał na CIebie czas - pewnie co innego, bądź kto inny był Ci wtedy w głowie ;)
UsuńMnie interesują Twoje nowe oceny Dosiu....
OdpowiedzUsuńno przyznaj się- co dostałaś....
No wyobraź sobie Zofijanno, że ja jeszcze nie mam ocen. Póki co mam udział w przygotowaniu materiałów tylko i wyłącznie, i to mi odpowiada.
UsuńAle widzę, że niektóre prace z domu wracają jakby bardziej dopracowane, no i ich oceny też są celujące. Niesforek natomiast cieszy się "tylko" z piątek :)
Ale podpowiadam, sugeruję, rzucam "luźne" pomysły ;) - no wiesz, pobudzam wyobraźnię :)
W czasie mojej mlodosci uwielbialam TE zajecia!!!
OdpowiedzUsuńPowodem uwielbiania byl nauczyciel, ktory robil z nami przyslowiowe cuda!
Serdecznosci
Judith
tak....
Usuńto jednak nauczyciel czy cuda?
:*
ściskam serdecznie!
Moja nauczycielka chyba bez powołania była, bo źle wspominam ZPT, fartuszek miał krzywo falbankę przyszytą, a tak się starałam(!), a świecznik zrobił tata, to się okazało, że za dobrze, więc ocena obniżona za pomoc rodzica, ech...
OdpowiedzUsuńo to to
Usuńtak źle i tak niedobrze
nie płacz jednak, Izabelo, to już minęło i nie wróci ;)
pozdrawiaki
Różnie bywało - gotowanie super, ale szalika nie skończyłam;))
OdpowiedzUsuńa doniczkę na kwiaty? ;P
Usuńprzynajmniej są wspomnienia, nie?
moja Ewelina ( czytaj Babcia...) dostała w czwartek 6 za pokrowiec na komórkę....
OdpowiedzUsuńgratulacje!!!
Usuńpokrowiec na komórkę? - jednak z duchem czasu są te zajęcia :)))