Przeprowadziliśmy się do Wielkiego Miasta, gdy skończyłam dwunastą wiosnę i lato :)
Od tej pory nasze życie nie miało nic wspólnego z dotychczasowym. Wszystko było nowe. Tzn. nie dla wszystkich, bo Tato wrócił do swojego domu rodzinnego, Mama do miasta, w którym studiowała, ale dla nas, dzieci, rozpoczęło się totalnie nowe życie.
Oczywiście uważam, że ja miałam najgorzej, bo przeprowadziłam się idąc do szóstej klasy, więc w środku szkoły podstawowej i musiałam się odnaleźć w całkiem innym towarzystwie, w innej mentalności, w innym środowisku. Mój starszy brat akurat szedł do pierwszej klasy liceum, więc uważałam, że i tak znalazłby się w nowej szkole i musiałby się odnaleźć, a moja młodsza siostra szła do pierwszej klasy szkoły podstawowej, więc, tak samo, jak w przypadku brata, nowa rzeczywistość czekała na nią z konieczności. Ale to temat na inny wpis ;)
Wiedząc, że dla nas wszystkich będzie to nowe i raczej trudne doświadczenie, rodzice zdecydowali, że pianino z nami nie pojedzie, bo z wyżej wymienionych nikt nie był zainteresowany nauką gry. Pani furiatka tak nas zniechęciła do gry, że nawet nie pomyśleliśmy o tym, że młodsza siostra może zapała miłością do pianina. Chociaż wiadomo było, że jest najbardziej z nas utalentowana muzycznie. I żeby nie było, że zmarnowany został młody talent :) - gdy tylko ogarnęliśmy się w nowym miejscu, Sisterka zdała egzaminy do szkoły muzycznej i rozpoczęła w niej naukę. Naukę gry na.... gitarze :) Jak się okazało, wcale nie było łatwo w tamtych czasach kupić dobrą gitarę klasyczną. Ale gdy już została zdobyta, to skorzystałam z okazji i nauczyłam się, na potrzeby własne, grać na gitarze. Nie z nut, ale akordami. I w ten sposób zostałam jednak grającą Dosią, choć zupełnie nie orientującą się, o co chodzi z tymi kropkami na pięcioliniach :)
Pomyślałam sobie wówczas, że może warto byłoby pójść jednak do szkoły muzycznej. I tak kończąc podstawówkę zdałam egzaminy do szkoły muzycznej, do klasy młodzieżowej - do klasy spóźnionych talentów ;) Zostałam przyjęta i.... wyobraźcie sobie, że nie rozpoczęłam nawet nauki. Uległam wpływowi mojej, wówczas bardzo dobrej, koleżanki, która przekonała mnie, że sobie nie poradzę. Że w liceum jest dużo nauki, a szkoła muzyczna na drugim końcu miasta, że tyle czasu zmarnuję w tramwajach itp, itd. To była jedna z głupszych decyzji, jakie podjęłam w życiu, ale rzeczywiście, przeprowadzka do dużego miasta i doświadczenie tego, jak nauczyciele traktują dzieci, które ni stąd nie zowąd zmieniają szkołę w środku edukacji, dość mocno podcięło mi skrzydła i ... zwątpiłam w swoje siły i możliwości. Uznałam, że jestem za mało zdolna i bystra, by podołać nauce w liceum i w szkole muzycznej. Nawet nie spróbowałam.
Tęsknota do muzyki jednak pozostała. Wyrażała się różnie. W podstawówce tańczyłam w szkolnym zespole. W liceum z gitarą chodziłam do szkoły i razem z koleżanką śpiewałyśmy piosenki Starego Dobrego Małżeństwa i Kaczmarskiego. Wygrałyśmy nawet jakieś konkursy na Młodzieżowych Festiwalach Piosenki we wrocławskich Domach Kultury. Na studiach tańczyłam i śpiewałam w Zespole Pieśni i Tańca (to było jedno z ciekawszych doświadczeń na studiach :) Od niedawna śpiewam w chórze :) A nuty rozróżniam w ten sposób, że jak narysowane wysoko na pięciolinii, albo nad pięciolinią, to muszę się skupić, żeby pięknie zaśpiewać ;P
A lubię śpiewać, choć kariery solowej nigdy bym nie zrobiła, za to do chóru się nadaję :) Z radością stwierdzam, że i nasze Niesforki również lubią śpiewać i wychodzi im to całkiem fajnie. Średnia Niesforka już od dwóch lat męczy mnie, że bardzo by chciała grać na skrzypcach.
Postanowiliśmy z Moim Drogim Mężem, że nie zmarnujemy talentów Niesforków i umożliwimy im ich rozwój, biorąc pod uwagę ich predyspozycje, możliwości, chęci, zapał, charaktery.
Wszyscy zgodziliśmy się z tym, że każde z nich rozpocznie naukę gry na .... pianinie :)
Przez pół roku wspólnie odkładaliśmy pieniądze na instrument. Do specjalnej skarbonki odkładaliśmy pieniądze, a dziadków, wujków, ciocie, gdy pytali, co tam dzieciom w prezencie kupić z okazji urodzin, prosiliśmy, aby choć trochę nakarmili naszą świnkę - skarbonkę. Średnia Niesforka tak była zaangażowana w zbieranie pieniędzy na pianino, że potrafiła zrezygnować niemal ze wszystkiego, odmówić sobie jakiś słodyczy, lodów, po to, aby wrzucić swoją część do skarbonki. Założenie było takie, że do września zbieramy, a i tak później dołożymy i kupimy.
I tak w połowie września w naszym gabinecie stanęło pianino. Nie waży jednak 300 kg a jedyne 19 kg. I nie jest zwykłym pianinem akustycznym a cyfrowym.
W naszym domu powstała prawdziwa szkoła muzyczna.
cdn
Miałam nosa, że będzie piękne, budujące zakończenie tamtej historii :))
OdpowiedzUsuńale to jeszcze nie koniec :)
UsuńSuuuuuuper :)
OdpowiedzUsuńWiem co to przeprowadzka w połowie szkoły. Przeszłam to w 5 klasie, straszna trauma.
czuje to zrozumienie z Twojej strony ;)
Usuń:)))))
OdpowiedzUsuńSPRYCIARZE;)
sie wie ;P
Usuńbardzo podoba mi się ta akcja ze skarbonką, wielce wychowawcza:)
OdpowiedzUsuńDośka, Ty leć do księgarni i kup "Dom tęsknot"!
http://www.gazetawroclawska.pl/artykul/3615179,kiedy-sie-mieszka-w-domu-zlozonym-z-pragnien-recenzja-powiesci-piotra-adamczyka-dom-tesknot,id,t.html?cookie=1
Usuńjuż nabyłam drogą kupna ;)
Usuńzaczyna mnie wciągać :)
jestem ciekawa Twojej opinii po przeczytaniu :)
UsuńDosiu i Ty się zastanawiałaś na sensem pisania bloga,bo brak czasu:)))
OdpowiedzUsuńAle jak znalazłaś czas to proszę jakie cudne opowieści z pod pióra(klawiatury) możemy czytać!
Jestem w stanie sobie wyobrazić determinację Niesforków co do wypełniania skarbonki,szczególnie Niesforki:))
Dzięki Margo za dobre słowo :)
UsuńA determinacja NIesforki była naprawdę niezwykła :) jestem jej i ich postawą mocno zbudowana
Zakochałam się w tej opowieści muzycznej:) Zawsze podziwiam osoby,które graja na instrumentach albo śpiewają.Muzyk to dla mnie coś więcej niż magik ale też oczarowuje.To dar.Żałuję,że nie słyszałam waszego koncertu z Ostrą,ale pamiętam wzruszenie gdy cię słuchałam w kościele:)))
OdpowiedzUsuńPowiem Ci Basiu, że jest czego żałować - koncert z Ostrą był niesamowity :)
UsuńI dziękuję :*
wierzę,że będzie część kolejna,i następne....już nie przepuszczę okazji:*
UsuńCzekam niecierpliwie na dalszy ciąg :)
OdpowiedzUsuńjuż wkrótce - tylko się ogarnę :)
UsuńA jak przyjedziecie kiedyś do nas to będzie wspólne muzykowanie, co?
UsuńPiekna historia.
OdpowiedzUsuńI tez czekam na cd. :)
:)
Usuńmhm..
OdpowiedzUsuńprzerobiłam pianino u Młodej, które przy wyprowadzce zostało w Tamtym mieście..
Młody męczył gitarę
Ja w chórze kiedyś dawałąm radę..
Takie: znajdź kilka szczegółów łaczacych te dwa obrazki :P
:))))
Usuńno popatrz, jak wiele mamy wspólnego :)))
UsuńTo o czym pisesz na zawsze pozostalo mi w sferze marzen a najbardziej ZPiT.
OdpowiedzUsuńno coz usmiecham sie czasem do nich:))))
nic straconego, Lamiu
Usuńmyślę, że tam, gdzie mieszkasz już się tworzą koła gospodyń wiejskich, więc zbierajcie siły i zacznijcie tańczyć i śpiewać :DDD
tak, tak, Niesforki talent mają! i to jaki!
OdpowiedzUsuńSzczególnie najmłodszy śpiewający całym sercem (i gardłem) ;)))
to te geny! :D
z genami się nie dyskutuje ;P
Usuń