czwartek, 24 lipca 2014

jakiś fariacki sen


Dzień 14

Urlop w pełni. Słońce ciągle przygrzewa. Komarów ciągle nie ma. Zasięg od czasu do czasu się pojawia, ale nie ma czasu i ucieka.
Zastanawiam się, jak długo tak jeszcze wytrzymam. Ile można leżeć na leżaku i prażyć się w słońcu. Myślę, że już pewnego rodzaju znużenie mną ogarnęło a może to tylko zbyt duża ilość słońca. W każdym razie, leżąc na plaży miałam sen. Bardzo dziwny.

Śniło mi się, że jadę pociągiem. Na dodatek w nocy. Wyobrażacie to sobie jechać gdzieś całą noc pociągiem na dodatek nie kuszetką, bo tam już nie było miejsc, tylko tak, po prostu, na siedząco w zwykłym przedziale? Więc jechałam tym pociągiem, nie wiem dokąd. Dopiero, gdy dojechałam na miejsce okazało się, że jestem w …. Stolycy. (Pewnie to kompleks ujawnił się podświadomie, ja – ostatnio mieszkająca na prowincji zjawiam się nagle w stolycy.) Zadumałam się (no zdarza mi się), co ja robię tu? Pewnie ukulturalnić się przyjechałam, tak sobie pomyślałam. Jakiś teatr, opera, koncert  – pewnie coś z tych rzeczy. Idę więc do wyjścia, ale mijając lustro kątem oka zauważyłam przechodzącą postać. Coś mnie w niej zaintrygowało więc zatrzymałam się i przyjrzałam. Wyglądała znajomo. I dziwacznie. Miała wyblakłe, pomarańczowe włosy, stare, zużyte sandały, plecak na plecach. Normalnie jakby właśnie z buszu wyszła. Spokoju mi nie dawała, bo coś mi mówiło, że ta osoba w lustrze to jestem ja. Ale jak to ja? W takim stanie ja? Przecież ja przyjechałam tu ukulturalniać się!!!

W pewnym momencie z zadumania wywołał mnie telefon. To Sollet. Hmmm … Nie wiem, czy wypada się przyznawać, ale Sollet to znajoma poznana w sieci. A tak naprawdę to nie wiem, kto się kryje pod tym Nickiem. Ale nic to. Odbieram, i Sollet zaczyna mną kierować: Idz w stronę parkingu, wyjdź zza winkla, stój, skręć  w lewo, prosto, tam jest Basia Hesed, przywitajcie się. Wykonuję wszystkie polecenia posłusznie podczas gdy Sollet w między czasie wykonuje trzysta trzy inne czynności z drugiego końca skrzyżowania.

Myślę sobie, że to jakiś obłęd. Ale dalej posłuszna Sollet wsiadam do auta, w którym i bigos, i warzywa, i biżuteria, i rozkładany fotel! Okazuje się jednak, że i Sollet wykonuje pewne czynności pod dyktando. Co chwile ktoś jej mówi: skręć w prawo, skrę w lewo, jedź prosto. W międzyczasie sama Sollet opowiada coś o szybowcach, o dziurze i zegarkach do opchnięcia. O co tu chodzi?

Zaniepokojona, ale bez możliwości powrotu, bo nawet nie wiem, gdzie jestem, jadę dalej. W pewnym momencie zatrzymujemy się przed bramą, która się otwiera, ale gdy tylko podjeżdżamy do niej, to się zamyka, więc cofamy, brama w tym czasie się otwiera, podjeżdżamy, znowu się zamyka, cofamy, otwiera, podjeżdżamy, zamyka. Choroba lokomocyjna się zbliża. W pewnym momencie Sollet nabiera pewności siebie i nie cofa się, brama ustępuje. Okazuje się bramą zdalnie sterowała… cóż… no…. Rybeńka – ta dusza towarzystwa w blogowym świecie. Tu okazało się, że pod tym nickiem ukrywa się prawdziwa dyktatorka, wyzyskiwaczka ludzi, na dodatek złośliwa, chociaż niezwykle piękna i ciągle uśmiechnięta. Dyrektorskim tonem prowadza nas po swoim pałacu. Można w nim się poruszać tylko po wyznaczonych ścieżkach, tylko w określonych kierunkach i tylko w wyznaczone miejsca. Wszystko jest przewidziane. Nawet częstotliwość korzystania z toalety. Gdyby się komuś miało coś pomylić wszędzie wywieszone są znaki ułatwiające powrót na jedyną i właściwą ścieżkę. Nad wszystkim czuwa pewna Ostra kamerdynerka, która , jako jedyna, ma prawo do chodzenia  w szpilkach, reszta towarzystwa najlepiej boso.

No właśnie: reszta towarzystwa – dobry temat. Z minuty na minutę zaczynają mnie otaczać nowe osoby. Każdą znam, chociaż zdecydowanej większości nigdy nie widziałam. Powoli zaczynam łączyć nicki z osobami. Coraz ich więcej, więcej, więcej. Ile ja ludzi znam!!! Znaczy znam, czy nie znam??? Szaleństwo. Lecz impreza nie dla wszystkich. Żeby się na nią dostać, trzeba było mieć bilet wstępu. Okazało się, że tym biletem wstępu jest torebka. Kto chciał wejść musiał dać torebkę. Zamiast uciekać w popłochu oddaję swoją elegancką kopertówkę do teatru (jakbym w buszu wiedziała, że będę w teatrze ;P).
Gdy już wszyscy się zjechali gospodyni zaprasza na zakupy. Coś przecież trzeba jeść. Więc tłum kobiet biegnie do pobliskiego supermarketu i wykupuje wszelkie możliwe rzeczy potrzebne na spotkanie. Rybeńka spalona w pobliskim sklepie. Kobiety te bowiem zachowywały  się obłędnie, niczym fariatki.
Po zakupach, gdy już wydawało się, że coś się rozpocznie, gospodyni wpada na kolejny pomysł – idziemy na koncert!!! No, nareszcie! To jednak kulturalny wypad do stolycy.  No ale jak na koncert w ubraniu, w którym z buszu. Przypomniało mi się, że miałam ze sobą plecak. Znalazłam w nim moją niedzielną sukienkę, w której do kościoła w niedzielę. Rybeńka widząc moje zakłopotanie postanawia zawieść nas jednak do kościoła, gdzie zawsze prawdziwa Wieczerza…

Nagle okazuje się, że jesteśmy również – dosłownie jednocześnie – na koncercie. Śpiewamy wraz z chórem anielskim nie tylko Sanctus, sanctus, ale wiele innych. Rybeńka w altach, ja w sopranach, które tak wysokie, że nawet stawanie na palcach nie pomogło, aby wyższe dźwięki wydobyć. Prowadzący był bowiem wyjątkowo wysokim tenorem i rozpoczynał wszystko bardzo wysoko. Na końcu specjalne podziękowania dla chóru. Uświadamiam sobie, że zawsze chciałam w takim chórze śpiewać z Rybeńką. Marzenia się spełniają.

Gdy wróciłyśmy do pałacu impreza już trwa. Trudno ją opisać. Wszędzie się coś dzieje. Na tarasie, pod tarasem, na stole, pod stołem, w kuchni, w łazience, co niezwykle burzy harmonogram korzystania, ale jakoś wszyscy dają radę. No dobra - prawie.

Impreza słodka, słona, wytrawna, wesoła. Szkoda mi mojej niedzielnej sukienki, zakładam spodnie – okazuje się, że jednak w buszu zdołałam się przygotować do tych okoliczności.
Ktoś włączył muzykę. Piękne piosenki puszczali. Aż chciało się tańczyć i śpiewać. Tak pełnym gardem, na cały głos, wspominając coraz to nowe fajniejsze kawałki, nawet takie, gdy biegało się w mundurze harcerskim.  
Trwały niekończące się rozmowy wszystkich ze wszystkimi, w podgrupach, w innych salach a nawet komnatach i łaźniach. Nie obyło się też bez walk. Impreza została poważnie zagrożona, gdy w pewnym momencie nastąpił atak os, a nawet niezwykle groźnych nietoperzy, które latały po pokoju wplątując się we włosy. Gdyby nie Futi , która została pogromcom krwiożerców, nie wiem, czy coś by z nas pozostało. W ogóle Futi okazała się być nie tylko pogromcom nietoperzy, ale również siostrą pierwszego w upojeniu kontaktu dla wielu.

Sen trwa, bo przecież nie jest możliwe, aby tyle fariactwa w normalnym świecie się działo. Śniło mi się nawet, że śpię, lecz spać nie dają, bo ciągle ktoś woła: cicho, Dosia śpi! Raczej spać by chciała. Gdy już dłużej spać nie mogłam w tym moim śnie, zeszłam po jedynej słusznej ścieżce na dół, gdzie śniadanie podano – zimną jajecznicę w prawdziwych jajek, które Hesed przywiozła. Cóż… Dalej wszystko było dziwne. Nawet kawę robiono przez widelec.

Nagle, tak jak towarzystwo przyszło, tak zaczęło wychodzić. Zostałam sama z gospodynią. Nawet kamerdynerka się ulotniła przez co dostałam mopa do ręki i musiałam podłogi zmywać. Wszelkie przejawy buntu z mojej strony zostały ukrócone przez wielką płetwę.
I nawet nie wiem kiedy, znowu znalazłam się w pociągu, znowu w zwykłym przedziale, bo nie było wolnych kuszetek. I znowu jechałam całą noc…

Dzieci wołają: mamo, chodźmy już na lody!!!
Ocknęłam się w pewnym momencie na plaży, słońce ciągle praży. A!  To sen. Musiał to być sen, na dodatek jakiś fariacki sen, niczym sen Fariatki.
Ale mam dziwne przeczucie, że coś jednak musiało być na rzeczy, bo znalazłam koło siebie kolorowe buty, których wcześniej nie miałam i dwa bilety w portfelu. Łączna liczba przejechanych kilometrów 1223. Nie.. To tylko Fariatka byłaby do tego zdolna, a ja …

71 komentarzy:

  1. I gdyby nie dzieci , to byś pewnie dalej śniła :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no właśnie, jak dobrze, że są
      zawsze sprowadzą na ziemię ;)

      Usuń
  2. :D
    skromnaś- jesteś mojom idolkom :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mojom idolkom też!!

      Usuń
    2. ciekawe, czy kiedyś ktoś będzie nosił koszulkę I laf Dosia ;PPP

      Usuń
    3. spytaj raczej- która nie będzie takiej mieć ?? :PPP

      Usuń
    4. nie mam takiej śmiałości ;P

      Usuń
    5. też chcę koszulkę!
      Dosia! pokochałam cię od pierwszego błysku w oku na dworcu w Młocinach:))))

      Usuń
    6. produkcją koszulek zajmie się Gaga z Luchą - mają wprawę :)

      Usuń
  3. bardzo mię siem sen podobuje - bardzo taktownie opisan :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiesz, chciałam trochę bardziej szczegółowo go opisać, ale to i tak najdłuższy chyba wpis na tym blogu ever ;)

      Usuń
    2. dobrze,ze to napisałaś Dosiek,bo to samo pomyslałam:D ;D;D;D

      Usuń
    3. właśnie zauważyłam, że to najdłuższy post jaki tu czytałam ever :)

      Usuń
    4. Dosia, Ty mnie co rusz zaskakujesz!!!! w skrócie, żeby z soboty nie wywlekać... Ty masz dar komediowy, dziewczyno!!!!

      Usuń
    5. dopiero teraz???
      a ja się o to MODLIŁAM w sobotę o północy ;)))

      Usuń
  4. Dosiu, piękny, przepiękny to był sen! :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak Ty tak piszesz, to stwierdzam, że rzeczywiście - był piękny!

      Usuń
  5. Dosiu to jakieś dziwy bo ja miałam podobny sen:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę?
      chcesz o tym porozmawiać? ;P

      Usuń
    2. a z przyjemnością:)))
      może jakieś szczegóły podobne były:PP

      Usuń
    3. na pudelku pisali dzisiaj, że podobno to jakaś epidemia nastała
      ponoć 16 osób zarażonych tym snem ;P

      Usuń
    4. oj to poważna sprawa Viki,cza to do sanepidu zgłosić:P

      Usuń
    5. już i tak nic nie pomoże ;P

      Usuń
  6. O jaaa, ale sen... ;)))
    Co tam się dzieje w Twojej podświadomości Dosiu, no no ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. coś mi mówi, że coś niecoś wiesz o tej mojej podświadomości ;P

      Usuń
    2. Właśnie nie :))) Co prawda ten sen mówi sporo, ale zawsze możesz coś jeszcze dopowiedzieć, wszyscy chętnie posłuchamy ;P

      Usuń
    3. nie mogę przedłużać dłużyzny ;)

      Usuń
    4. Szkoda... może za rok się poprawisz i będzie jeszcze dłużej ;)))
      Ach, zapomniałabym - pozdrowienia Twoje do mnie dotarły, bardzo miło mi się zrobiło, dziękuję i również ciepło pozdrawiam :)

      Usuń
  7. I ja śpiewałam w tym chórze!!!!:)))
    Na szczęście zbyt daleko, żebyś mogła ocenić fałszowanie...a może jednak?;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chyba śnisz, oczywiście, że było słychać to Twoje fałszowanie
      musieliśmy się znieczulac ankoholem, coby nam uszy nie powiendli ;P

      Usuń
    2. nie wypowiem się ;P
      boję się, że zostanę obrażona ;)

      Usuń
    3. nie śpiewałam,zatkało mnie ze wzruszenia....

      Usuń
    4. Dośka WSZYSTKO już powiedziałaś!;***

      Usuń
    5. Misia,nie drąż tematu;P

      Usuń
  8. To do Lux byś jeszcze nie dojechaua :PPP

    Dosia! Ale opis ja riepdole!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :))))))))))))))))))))))))))))))))

      Usuń
    2. Rybeńko, boję się wnikać, czy to uznanie, czy wręcz przeciwnie ;)

      Usuń
  9. Chcialabym miec taki sen....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. spoko, Lamuś, za rok !
      :)

      Usuń
    2. masz to jak w banku Lamuś!

      Usuń
    3. Lamia, zamknij oczy i już śnij ;P

      i wiesz, przypomniało mi się, że w zeszłym roku też miałam sen osobami z sieci i też po nim zostały mi buty ;P

      Usuń
    4. Lamia,za rok to DOPIERO będzie sen:)))

      Usuń
  10. normalnie czytam to i tak myślę, że to jakiś koszmar ;PPP

    OdpowiedzUsuń
  11. W każdem razie ja somsiaduufff unikam :PP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hmm,jakby tu rzec...fcale się nie dziwiem:PP

      Usuń
    2. nie no, co Ty?
      czegoś/kogoś się wstydzisz? ;PPP

      Usuń
    3. rybka, cicho majom caly rok, to raz mozna im pospiewac. zwlaszcza, ze chor mamy profesjonalny. ;)

      Usuń
    4. może i mam profesjonalny, ale ten co śpiewał to był na wpół :P
      zdecydowanie

      Usuń
  12. chciałam Ci tylko nieśmiało uściślić, że: nie nietoperz tylko ćma - monster, w dodatku tresowana, bo co tylko Futi słyszała to się chowała, być może była z kosmosu, b/ sister of mercy to akurat Ty byłaś, ale może nie pamiętasz swojej dzielności :), c/ tego co pod stołem to byłaś ciekawa tylko Ty i Lucha, reszcie wystarczył raport :) :)
    i to udawanie, że nikogo nie znasz poszło Ci naprawdę świetnie - to mnie waliłaś jak w dym, jakbyś mnie znała 109898 niedzielnych herbatek, przez co przez moment wpadłam w panikę, że się już widziałyśmy, tylko Cię nie poznaję... akurat u mnie nie byłoby takie dziwne, czasem pewne twarze nie chcą mi się wbić w pamięć... kiedyś miałam takie zdarzenie, że kolega małż stał z kimś na ulicy, podeszłam więc, grzecznie się przedstawiłam, wszak jestem damą, a on się zadziwił i wykrzyknał! aLusia, przecież my się znamuy ze trzy lata!! uuupppsss.... musiałam udawać, że żartowałam, ale nie wiem, czy byłam przekonująca :) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aLusia....
      całe napięcie siadło ;P
      a myśmy wcześniej nie wypiły 109898 niedzielnych herbatek? ;P

      Usuń
    2. nie pamiętam, ale miałam uraz głowy w zeszłym roku, więc nie wykluczam :) ;)

      Usuń
  13. ten sen taki znajomy...:P
    tylko z tym nietoperzem to jakiś koszmar!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale dalas rade - pogromczyni nietoperzy ;)

      Usuń
    2. tak, Futi, przybiegłaś nam na ratunek jak prawdziwa nietoperzowo-ćmowa rycerka w lśniącej zbroi!! :)

      Usuń
    3. o taakk!! ja też byłam pod wrażeniem akcji likwidacji ćmów!!! :)))

      Usuń
  14. Och jak miło było śnić razem:)
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zbiorowa halucynacja???

      Usuń
    2. Sollet - Ty też śniłaś w moim śnie?

      Basiu - chyba jako jedyna umiałaś to nazwać "po imieniu"
      :D

      Usuń