- Książkę przygodową napisz - mówi do mnie pani Ogórkowa, gdy młodego Ogórka odwieźliśmy do domu po dniu pełnym wrażeń.
Może to i nie głupi pomysł, bo dzień nie należał do tych nudnych, gdzie nic się dzieje. Chociaż pojawiał się gdzieś element protestu, gdy Najstarszy Niesforny Aniołek stawiał opór przed porannymi wyjściami z domu. Najpierw na zbiórkę, a zaraz po tym do samochodu, gdy już mieliśmy jechać do Wroclove. Oczywiście ten bunt i opór podniósł ciśnienie, ale za niecałe 10 minut uświadomiliśmy sobie, że może właśnie potrzebowaliśmy tej chwili po to, żeby w nas nie wjechało auto, które krótko przed naszym przejazdem, przejeżdżając przez nas pas dachowało i w rowie się znalazło. Ludzie, Bogu dzięki, przeżyli, chociaż w szoku kierowca do góry nogami jeszcze auto odpalał. Od tej pory już wiemy, że najważniejsze to poinformować Staż Pożarną. Ona, choć poinformowana na końcu, przyjechała pierwsza. I to nie z numeru 112, ale 998. Strażacy zawsze poradzą sobie z samochodem i pierwszej pomocy, sensownie udzielą. Mój DrOgi Mąż zrobił, co trzeba, a później, aby nie stwarzać dodatkowego zagrożenia na drodze, odjechał z nami do cudownego Wroclove. Strażacy dopiero później sami oddzwonili, aby dane męża spisać. Wiec biurokracja - owszem, ale dopiero po akcji!
W pięknym Wroclove, nakarmione przez Babcię, Niesforki udały się wraz młodym Ogórkiem i Dziadkiem, który zmiennika na kilka godzin do pracy znalazł, do teatru na Dzieci z Bullerbyn. Wyszły zachwycone. Dziadek również, ale jego entuzjazm trwał krótko. Zaraz po wyjściu z teatru samochodu bowiem swojego nie znalazł. Inne służby pokazały, kto tu rządzi i z miejsca wątpliwego auto odholowały. Odzyskać auto w takiej sytuacji to nie jest rzecz prosta. Trzeba najpierw stawić się w siedzibie staży, przyjąć mandacik, a później z malutkim kwitkiem udać się na parking, gdzie pan z pogardą informuje, że przecież i tak nie zostanie udowodnione, że hamulec ręczny przed dwoma godzinami był jeszcze sprawny.
No ale zanim o tym wszystkim przekonaliśmy się, byliśmy sprawcami korka, gdyż siedzący w bagażniku Najstarszy Niesforny Aniołek zakrztusił się cukiereczkiem i nie zastanawiając się nad tym MDM wyciągnął Niesforka z bagażnika i młodziaka ratował. Oj poznałam wówczas różnorodność klaksonów.
Nie wspominam tu innych, trudnych i burzliwych zdarzeń, które miały wpływ na dzisiejszy dzień i stwierdzam, że trzeba go podsumować następująco:
Chcesz do teatru, to płać i to słono, albo siedź wieśniaku na swojej wiosce.
I mam nadzieję ,że dalszy materiał do książki będzie jednak mniejszego kalibru...
OdpowiedzUsuńbo ten kaliber powala na łopatki....
UsuńDosiu! Jak u Hitchcocka!
OdpowiedzUsuńŚciskam, z nadzieją, że w kolejnych dniach już napięcie nie będzie rosło!
:*
o kurcze ! mnie czytajac cisnienie podskoczylo , szczegolnie po przeczytaniu o cukiereczku.nerwy trzeba miec ze stali w tym zyciu ;-)
OdpowiedzUsuńbuziaki Dosiu
emocji nie zazdroszczę;/
OdpowiedzUsuńbuziaki;D
ciary mnie przeszły
OdpowiedzUsuńniech się skończy seria zla!
Ohoho potrafisz napięcie zbudować
OdpowiedzUsuńo rety. Ale Wroclove tym razem... :(
OdpowiedzUsuńNo żesz.
OdpowiedzUsuńNam kiedyś życie uratował lewy reflektor, co to się zepsuł na 15 minut, a później samoczynnie naprawił. Gdyby nie on to MY bylibyśmy nadziani na tego tira, któren w poprzek autostrady nieoświetlony stał, z wbitym w swój bok autem, co to właśnie te 15 minut wcześniej...
Z zakrztuszeń z kolei mamy bycze winogrono, połknięte przez dwuipółlatka. Odratowalimy gadzinę w przedostatniej chwili...
Także ten tego.
Rozumiem, co czujesz.
Mniej takich wrażeń życzę.
Dzieci w bagażniku? :P
OdpowiedzUsuń