poniedziałek, 27 kwietnia 2015

emerytowany saper w podróży

Bardzo lubię podróżować wraz z Moim DrOgim Mężem. Rzadko udaje nam się odbyć jakąś podróż w egzotyczne miejsca, zwłaszcza na wycieczki organizowane przez biura podróży. Ale że zawsze serce się cieszyło z choćby małej  wycieczki tylko we dwoje, to tęsknię za takowymi bardzo, bardzo, bardzo.

Dawno już nie byliśmy na wyjeździe tylko we dwoje, więc kiedy nadarzyła się okazja, znalazł się mocny pretekst, to zebraliśmy siły, nie tylko swoje, ale też rodziców, którzy obiecali pomoc przy opiece nad Niesforkami i wyjechaliśmy. Pretekstem był ślub znajomych. Śmialiśmy się, że jeszcze nigdy nie jechaliśmy tak długo i daleko na Mszę Świętą :) Do przejechania mieliśmy około 500 km w jedną stronę, a że nie zamierzaliśmy zostawać na weselu (w żałobie wszak jesteśmy), to dodaliśmy sobie kolejne 200 km (a przez to kolejnego dnia mieliśmy drogę o 200 km  krótszą :). Bo jak się okazało, Mojemu DrOgiemu Mężowi udało się zarezerwować stolik w pewnej klimatycznej knajpce w Stolycy (wcale nie trzeba tam rezerwować, ale lepiej brzmi, nie? ;)).

Kiedyś wystarczyło mi 20 km, aby ubujać się w aucie. Tym razem okazało się, że ładunek jaki wiozę w sobie wymaga zdecydowanie większej ilości kilometrów, aby go rozbroić. Pewnie to wynika z kryzysu, jaki właśnie przechodzę, ale patrząc na siebie z boku, nadziwić się nie mogę. Albo te ładunki coraz bardziej skomplikowane i w nowej technologii, za którą ja już nie nadążam.

I widzę, jak bardzo potrzebna mi była ta wycieczka z MDMem. Jak bardzo oboje jej potrzebowaliśmy. I jak fanie może być, gdy nawigacja wyprowadza w pole, bo na tym polu, gdy się dobrze rozejrzysz, możesz znaleźć maleńkie perełki. Chociażby takie, jak ta:

Dom Władysława Reymonta w Lipcach Reymontowskich :)
I chociaż zmęczenie było duże, droga długa, momentami nawet bywało ciężko, bo ulewy trochę utrudniały drogę, a wycieraczki nie nadążały ze zbieraniem wody, to szczęśliwa jestem z powodu tych dwóch dni, w dużej mierze, spędzonych tylko we dwoje :)



Ładunki rozbrojone.
Prawdopodobnie dlatego też jestem w stanie od rana przyjąć kolejne. I nie eksplodować od razu.

30 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. nie powiem głośno, bo następnym razem potrzeba będzie robić rezerwację :P
      ale powiem Ci w sekrecie, że na Senatorskiej :)

      Usuń
    2. i rzeczesz, ze to warte rezerwacji? ;)

      Usuń
  2. ja jakby coraz częściej mam możliwość pobycia z mężem sam na sam
    i bardzo, bardzo, bardzo to lubię!

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie jazdy potrzebne są, oj potrzebne. Dobrze, że Wam się trafiła.
    Ja też bardzo lubię wyjady z MN, a zważywszy na bardziej zaawansowany wiek bardzo samodzielnej progenitury, już nam się to zdarza częściej. Zatem - wszystko przez Wami, Dosiu!

    Stale wspominam jak nam się kiedyś jakiś drobiazg popsuł w aucie, silnik przestawił sie na tryb alarmowy i jechaliśmy 70 km do domu trzydziestką. Jedyne, co nas ratowało to to, że mieliśmy dobre 2 godziny na gadanie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze jest mieć piękną i sprawdzoną perspektywę - dziękuję Agajo!

      Zastanawiam się, czy teraz nie masz pokusy zepsuć jakiegoś drobiażdżku w aucie, żeby sobie z Mężem pobyć i pogadać ;P

      Usuń
  4. podziwiam, to musiał być ślub wyjątkowej osoby

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. albo był pretekstem ;))

      Usuń
    2. też się zastanawiam, bliski, czy to pretekst:)

      Usuń
    3. Myślę, że każdy jest wyjątkowy :), jak i ważne wydarzenie w życiu każdej wyjątkowej osoby :)

      No ale przyznałam szczerze na początku, że był to mocny pretekst i bardzo się z tego cieszę. Bo i ślub wyjątkowy i wyjazd również.

      Usuń
  5. :)
    A mozna zobaczyc ten domek w srodku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no niestety nie

      w tym domku nadal ktoś urzęduje
      To był domek dróżnika kolejowego, bo taką pracę miał wówczas Reymont. A że domek przy samych torach, to pewnie nadal spełnia swoją funkcję :)

      Usuń
  6. Mogę tylko zazdrościć, tak pozytywnie, z życzliwością wielką :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak pozytywnie i życzliwością wielką, to zazdrość ile wlezie :)))
      dzisiaj już sama sobie zazdroszczę :)

      Usuń
  7. lubię czytać o szczęściu takich par jak Wy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję, Sonic :)

      walczymy o to szczęście i momentami to niezłe boje są!

      Usuń
  8. ale fajnie - wiem o czym piszesz z tym rozladowaniem ladunku - ja niedawno wybralam sie SAMA ( choc marzy mi sie wyjazd z mezem) 500km w jedna strone - i przez conajmniej 300 bylam tak naladowana , ze stopa mi sie wyginala z nerwow :-P . nastepne 100 km dalej odetchnelam , zatrzymalam , usiadlam na murku , podziwialam alpy i machalam nogami .Zycze wam wiecej takich wyjazdow!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o to, to

      wiesz, jak usiedliśmy po 700 km na pewnej ławeczce, to też z radością pomachaliśmy sobie nogami :)

      Usuń
  9. Nie ma to, jak podróż we dwoje.... Lipce Reymontowskie - super, super !!!
    Serdeczności Dosiu

    OdpowiedzUsuń
  10. Takie wyjazdy są bardzo potrzebne. My staramy się zorganizować sobie takie wyjazdy 2-3 razy w roku... Na szczęcie mamy z kim zostawiać dzieciaki.
    Pozdrawiam ciepło
    Asia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczęściara!!!
      Dawno Cię też nie było :)
      A ja zwiedzając podczas majówki Jurę zastanawiałam się, czy może w tych zakątkach gdzieś właśnie jesteś :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Nie było mnie na pewno, majówkę spędziliśmy z ospą najmłodszej w domu... Jak masz ochotę poczytać gdzie bywamy zapraszam tutaj: www.podrozujsnijodkrywaj.blogspot.com
      Asia :-)

      Usuń
  11. DOSIU! tęskniłam!!
    jak fajnie znów CIĘ czytać :*
    PRZYTULAM MOCNO DO SERCA :*

    OdpowiedzUsuń