Dawno już nie byliśmy na wyjeździe tylko we dwoje, więc kiedy nadarzyła się okazja, znalazł się mocny pretekst, to zebraliśmy siły, nie tylko swoje, ale też rodziców, którzy obiecali pomoc przy opiece nad Niesforkami i wyjechaliśmy. Pretekstem był ślub znajomych. Śmialiśmy się, że jeszcze nigdy nie jechaliśmy tak długo i daleko na Mszę Świętą :) Do przejechania mieliśmy około 500 km w jedną stronę, a że nie zamierzaliśmy zostawać na weselu (w żałobie wszak jesteśmy), to dodaliśmy sobie kolejne 200 km (a przez to kolejnego dnia mieliśmy drogę o 200 km krótszą :). Bo jak się okazało, Mojemu DrOgiemu Mężowi udało się zarezerwować stolik w pewnej klimatycznej knajpce w Stolycy (wcale nie trzeba tam rezerwować, ale lepiej brzmi, nie? ;)).
Kiedyś wystarczyło mi 20 km, aby ubujać się w aucie. Tym razem okazało się, że ładunek jaki wiozę w sobie wymaga zdecydowanie większej ilości kilometrów, aby go rozbroić. Pewnie to wynika z kryzysu, jaki właśnie przechodzę, ale patrząc na siebie z boku, nadziwić się nie mogę. Albo te ładunki coraz bardziej skomplikowane i w nowej technologii, za którą ja już nie nadążam.
I widzę, jak bardzo potrzebna mi była ta wycieczka z MDMem. Jak bardzo oboje jej potrzebowaliśmy. I jak fanie może być, gdy nawigacja wyprowadza w pole, bo na tym polu, gdy się dobrze rozejrzysz, możesz znaleźć maleńkie perełki. Chociażby takie, jak ta:
Dom Władysława Reymonta w Lipcach Reymontowskich :) |
Ładunki rozbrojone.
Prawdopodobnie dlatego też jestem w stanie od rana przyjąć kolejne. I nie eksplodować od razu.
jaka to knajpka?
OdpowiedzUsuńnie powiem głośno, bo następnym razem potrzeba będzie robić rezerwację :P
Usuńale powiem Ci w sekrecie, że na Senatorskiej :)
i rzeczesz, ze to warte rezerwacji? ;)
Usuńdla mnie zawsze :)))
Usuńja jakby coraz częściej mam możliwość pobycia z mężem sam na sam
OdpowiedzUsuńi bardzo, bardzo, bardzo to lubię!
i to mi się podoba :)))
Usuńprzypomnę, że rodzicami jesteśmy od 22 lat
Usuńwięc chyba czas najwyższy:)
ale Wam fajnie :)
UsuńTakie jazdy potrzebne są, oj potrzebne. Dobrze, że Wam się trafiła.
OdpowiedzUsuńJa też bardzo lubię wyjady z MN, a zważywszy na bardziej zaawansowany wiek bardzo samodzielnej progenitury, już nam się to zdarza częściej. Zatem - wszystko przez Wami, Dosiu!
Stale wspominam jak nam się kiedyś jakiś drobiazg popsuł w aucie, silnik przestawił sie na tryb alarmowy i jechaliśmy 70 km do domu trzydziestką. Jedyne, co nas ratowało to to, że mieliśmy dobre 2 godziny na gadanie...
Dobrze jest mieć piękną i sprawdzoną perspektywę - dziękuję Agajo!
UsuńZastanawiam się, czy teraz nie masz pokusy zepsuć jakiegoś drobiażdżku w aucie, żeby sobie z Mężem pobyć i pogadać ;P
podziwiam, to musiał być ślub wyjątkowej osoby
OdpowiedzUsuńalbo był pretekstem ;))
Usuńteż się zastanawiam, bliski, czy to pretekst:)
UsuńMyślę, że każdy jest wyjątkowy :), jak i ważne wydarzenie w życiu każdej wyjątkowej osoby :)
UsuńNo ale przyznałam szczerze na początku, że był to mocny pretekst i bardzo się z tego cieszę. Bo i ślub wyjątkowy i wyjazd również.
:)
OdpowiedzUsuńA mozna zobaczyc ten domek w srodku?
no niestety nie
Usuńw tym domku nadal ktoś urzęduje
To był domek dróżnika kolejowego, bo taką pracę miał wówczas Reymont. A że domek przy samych torach, to pewnie nadal spełnia swoją funkcję :)
Mogę tylko zazdrościć, tak pozytywnie, z życzliwością wielką :*
OdpowiedzUsuńjak pozytywnie i życzliwością wielką, to zazdrość ile wlezie :)))
Usuńdzisiaj już sama sobie zazdroszczę :)
lubię czytać o szczęściu takich par jak Wy :)
OdpowiedzUsuń♥
dziękuję, Sonic :)
Usuńwalczymy o to szczęście i momentami to niezłe boje są!
ale fajnie - wiem o czym piszesz z tym rozladowaniem ladunku - ja niedawno wybralam sie SAMA ( choc marzy mi sie wyjazd z mezem) 500km w jedna strone - i przez conajmniej 300 bylam tak naladowana , ze stopa mi sie wyginala z nerwow :-P . nastepne 100 km dalej odetchnelam , zatrzymalam , usiadlam na murku , podziwialam alpy i machalam nogami .Zycze wam wiecej takich wyjazdow!
OdpowiedzUsuńo to, to
Usuńwiesz, jak usiedliśmy po 700 km na pewnej ławeczce, to też z radością pomachaliśmy sobie nogami :)
Ah, rozmarzyłam się
OdpowiedzUsuńhmmm
Usuńromanse zacznę pisać ;)
Nie ma to, jak podróż we dwoje.... Lipce Reymontowskie - super, super !!!
OdpowiedzUsuńSerdeczności Dosiu
Witaj, Zofijanno! Tęskniłam za Tobą :)
UsuńTakie wyjazdy są bardzo potrzebne. My staramy się zorganizować sobie takie wyjazdy 2-3 razy w roku... Na szczęcie mamy z kim zostawiać dzieciaki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło
Asia :)
Szczęściara!!!
UsuńDawno Cię też nie było :)
A ja zwiedzając podczas majówki Jurę zastanawiałam się, czy może w tych zakątkach gdzieś właśnie jesteś :)
Pozdrawiam :)
Nie było mnie na pewno, majówkę spędziliśmy z ospą najmłodszej w domu... Jak masz ochotę poczytać gdzie bywamy zapraszam tutaj: www.podrozujsnijodkrywaj.blogspot.com
UsuńAsia :-)
DOSIU! tęskniłam!!
OdpowiedzUsuńjak fajnie znów CIĘ czytać :*
PRZYTULAM MOCNO DO SERCA :*