czwartek, 8 stycznia 2015

zarządzanie na szczęście

Zarządzanie to ciężka i odpowiedzialna sprawa.
I chyba każdy człowiek na ziemi musiał się z nim zmierzyć.

No chociażby ogarnięcie poranka! Należy przecież odpowiednio zmotywować domowników do łaskawego otworzenia oczu, a później  do heroicznej postawy jaką jest wstanie z łóżka. Ogarnięcia w tak zwanym międzyczasie uniformów i zabezpieczenia odpowiedniej ilości i jakości posiłków regeneracyjnych. Przyjęcie skarg i zażaleń składanych przez domowników, że są nieodpowiednio traktowani przez innych, chociażby w ten sposób, że mają ograniczony dostęp do łazienki, a ta, jak wiadomo, jest najchętniej zajmowaną przestrzenią w domu, oprócz łóżka z ciepłą kołderką, oczywiście. Gdy pierwsze kryzysy zostaną już opanowane, wówczas nadchodzi czas do zmierzenia się z transportem i logistyką. Niejednokrotnie, wprawny menadżer, sam jest w to zaangażowany, bo przy okazji robi jeszcze motywującą odprawę, zwłaszcza młodszym członkom zespołu domowego.

Po pierwszym boju dnia każdego, gdy większość zadań zostaje już rozdzielona, przychodzi moment na krótką przerwę, a potem na ...

zarządzanie na większą skalę, tudzież wpisanie się w większą grupę, która powinna funkcjonować będąc prowadzoną przez innego menadżera. Ale tu nadchodzi pokusa stawiania go w trudnych sytuacjach i testowania granic, czekając na potknięcia. Zakładam jednak, że takie sytuacje są marginalne i dorosłym i odpowiedzialnym osobom nawet nie przechodzą przez myśl.

Czasami zdarza się menadżerowi zarządzać kryzysem. To taka sytuacja, gdzie skończyły się możliwości, które są na co dzień dostępne. Są to raczej zaskakujące sytuacje i równie zaskakujący a towarzyszący im ludzie. I o ile jeszcze samą sytuację można by było jakoś rozwiązać, to właśnie ci towarzyszący im ludzie okazują się być bezwzględnymi, pozbawionymi empatii i odrobiny życzliwości. Można w ich oczach dostrzec wręcz satysfakcję z tego, że swoimi kompetencjami i możliwościami chwili są w stanie zbrukać drugiego nie zważając na okoliczności.

Piszę o tym, bo wyrzucić wręcz z siebie muszę to, że zarządzać musiałam dzisiaj takim kryzysem i niestety poległam. Musiałam wezwać posiłki i zaangażować w rozwiązanie problemu Prezesa. Na szczęście szybko poradził sobie z trudną sytuacją, a ja uwierzyć nie mogę, że naprawdę coś takiego mogło się zdarzyć.

Nieistotne, co to było. Szkoda, że się zdarzyło. Przykro, że toczyło się, jak się toczyło.
Na szczęście dobrze się skończyło. Na szczęście wnioski można wyciągnąć! Na szczęście można przewidzieć na przyszłość takie zdarzenia i im odpowiednio zapobiec.
A osobom towarzyszącym i uczestniczącym w tym zdarzeniu życzę więcej szczęścia w życiu i mam nadzieję, że okoliczności ich życia zmienią się na tyle, że nic nie będzie ich pchało do takiej bezwzględności i beznadziejności.

8 komentarzy:

  1. Dobrze, że byo kogo wołać.
    Oby już nie było takich sytuacji!
    Serdeczności!!

    OdpowiedzUsuń
  2. O i to jest ten brak "normalności" w ludziach
    Oby jak najmniej takich sytuacji!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dosia,ufff...dobrze,że dało sie wszystkiemu zapobiec. Cięzkie są takie sytuacje...
    ale i tak jesteś dzielna:**

    OdpowiedzUsuń
  4. taaaaaaaaa.....
    skąd ja znam takie sytuacje? ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. no bo nikt nie obiecywau, że będzie łatwo:/

    OdpowiedzUsuń