środa, 8 kwietnia 2015

mów mi wuju

Tato Brzozanny powiedział, że mogę do niego mówić wuju. Nasze rodziny pochodzą bowiem z tego samego rejonu i pojawia się w nich to samo nazwisko. Jaki jest związek - tego w tej chwili nie wie nikt, ale wiedząc, że i oni też napływowi z tych samych rejonów, od razu zrobiło się miło i ciepło. Odezwały się więzy, nie tyle krwi, co geolokalizacyjne ;)

Z imienia i nazwiska znamy tylko 1/16 pra-pra-pra-pra-pra-dziadków naszych dzieci. A dokładnie 8 ze 128.14 z 64 pra-pra-pra-pra-dziadków, 17 z 32 pra-pra-pra-dziadków, 16 z 16 pra-pra-dziadków, 8 z 8 pradziadków, 4 z 4 dziadków, no i nas - rodziców :) Z pokolenia pra-pra-pra-dziadków mamy zachowane dwie fotografie. Po jednej z każdej strony. I są to dwie kobiety. Obie miały na imię Marianna :) . W pokoleniu pra-pra-dziadków z mojej strony 3 z 4 dziadków miało na imię Jan, a ten co nie miał na imię Jan, tylko Andrzej, nie miał na imię Jan pewnie tylko dlatego, że jego ojciec był Jan. W tym samym pokoleniu 3 na 4 pra-pra-babcie urodziły się w 1890 roku :)
Nasze dzieci niosą ze sobą niezłą mieszankę genetyczną. Pochodzimy spod Grodna, Lwowa, Stryja, Krosna, Świerklańca, Kerczu :) , jeden z dalekich przodków był Węgrem, a inny Grekiem.
Pra-pra- dziadkowie z okolic Krosna, choć mieszkali w sumie niedaleko od siebie, poznali się na transatlantyku emigrując do USA. Tam się też pobrali. Tam przyszedł na świat ich pierworodny syn (nota bene Jan - to syn tego Andrzeja, który nie był Janem, bo jego ojciec był Jan ;). Wrócili później do Polski, tu się urodziły kolejne ich dzieci, w tym moja babcia, czyli prababcia naszych Niesforków. Po tym, gdy jedno z dzieci - Ludwik, w wieku lat 5 zmarł na skutek czerwonki, pra-pra-dziadek Andrzej wraz z synem Janem wyjechali znowu do Stanów,  i również dlatego, żeby nie stracić obywatelstwa, a w Polsce została pra-pra-babcia wraz z córką. I tak już niestety zostało :(

Te krótkie przebłyski tutaj to wynik ciężkiej pracy, którą wykonaliśmy rodzinnie, intensywnie się kontaktując z rodziną podczas Świąt. Zmobilizowało nas do tego zadanie domowe Najstarszego Niesforka. Miał bowiem przygotować drzewo genealogiczne swojej rodziny. Do swoich pradziadków w ogóle nie musiał się wysilać, bo te dane wszystkie miał, nawet od urodzenia wpisane do swojej pamiątkowej książeczki. Moja Mama przechowuje stare dokumenty rodzinne, jest w tej chwili skarbnicą wiedzy. I dziękuje pani od historii Najstarszego Niesforka za to zadanie domowe, bo od wielu lat zabiera się za to, żeby uporządkować. Tym bardziej, że czasami za szybko kogoś może zabraknąć. Muszę przyznać, że trochę wjechało nam to na ambicję.
Drzewo, które wysiłkiem wspólnej pracy powstało, przedstawia linie proste. Tylko dziadków i ich rodziców w kolejnych pokoleniach. Ale wspólnymi siłami, chęciami, poczuciem obowiązku, porządkujemy dalej. Przecież jest tyle rodzeństwa, tyle kuzynów.

Kto wie, może i my jesteśmy gdzieś spokrewnieni? ;)

12 komentarzy:

  1. Rozumiem, że umiesz gotować gulasz węgierski i tańczyć zorbę? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. coś w tym jest - gulasz węgierski bardzo lubię, a placki po węgiersku to bardzo, bardzo, a tańczyć zorbę umiem i lubię, choć porywać do tańca to bardziej nasze dzieci, bo ja akurat tych genów nie mam :)

      Usuń
  2. Zazdroszczę Ci Dosiu tej wiedzy, ja mam podstawowe informacje ledwie o pradziadkach i to tylko z jednej strony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olgo, a ja się cieszę, że mam tę wiedzę :) ale trzeba przyznać, że nie byłoby jej, gdyby nie to, że moja mama z szacunkiem wielkim przechowuje dokumenty różne - naprawdę różne po naszych ciociach, dziadkach, wujkach. Choć sama po swojej rodzinie zbyt wielu nie ma :(

      Usuń
  3. Zapisuj, zapisuj wszystkie opowieści. Albo skłaniaj innych do zapisywania. :)
    To potem bezcenne.

    Te zadania są sympatyczne bardzo - choć czasem wymagają ze strony nauczyciela pewnej delikatności...

    Ja przy analogicznej okazji (bo dopiero wtedy zestawia sie wszystkie imiona) odkryłam, że dwie ileś-razy-pra- babki moich dzieci nosiły wdzięczne imię Marcjanna, choć pochodziły z różnych stron Polski (do tego jedna z mojej strony, druga ze strony męża).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym skłanianiem innych to kiepska sprawa, ale pomysł, żeby zacząć spisywać bardziej szczegółowo jest doskonały :)

      Usuń
  4. Oj zazdroszcze, bo sama chcialabym w tym pogrzebac, albo chociaz spisac to co wiem zanim zapomne. ;)

    Moje dziecka to maja krwi namieszanej: polska (oczywiscie! ;), wegierska, niemiecka i irlandzka. To sie kiedys za tym drzewem genealogicznym najezdza. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)
      trzeba wiedzieć, jak dzieciom zorganizować życie :)
      będą miały jakiś cel podróży, a nie tylko turystycznie ;)))

      Usuń
  5. koniecznie zapisuj Wszystkie dane o rodzinie!!! to takie wazne!! - fajnie , ze macie dokumenty rodzinne .Powodzenia i pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się okazuje, w walizce po mojej cioci - siostrze mojego dziadka, są np. stare dokumenty jeszcze jednej ich siostry, która niestety nie dojechała z nimi do Wrocławia, gdyż została przez Rosjan zamordowana. I jest tam stary bilet miesięczny w aluminiowej oprawie, przez nią podpisany :) Dlaczego akurat to przywieźli ze sobą, tego już się nie dowiem - ale sam dokument jest bardzo ciekawy :)

      Pozdrawiam, Aniu, i sił wielu Ci życzę :)

      Usuń
  6. mój mąż ma zrobione przez wuja bardzo szerokie drzewo genealogizne
    ja trochę też bym chciała, ale z tego co wiem, byłoby nudne w tym sensie, że wszyscy przodkowie z tego samego Podlasia, tylko imiona różne:)

    OdpowiedzUsuń
  7. od razu wiedziałam, że łączy nas coś więcej niż...dzieci? :D

    OdpowiedzUsuń