środa, 21 października 2015

finał

Zanim wrócę do wiwisekcji, to zatrzymam się nad... nad czymś, co dla mnie aż trudne do wyobrażenia. Mogłabym tu przytoczyć, ku własnej reprymendzie, swój własny wpis na zaprzyjaźnionym blogu - Przystani, co właśnie i tak zdecydowałam się uczynić. A to wszystko dlatego, że jestem, mimo że wcześniej nie ujawnionym, miłośnikiem Konkursu Chopinowskiego - OMG - cóż za talenty, cóż za wykonanie koncertu finałowego! (Z tego co czytam w różnych komentarzach, to na szczęście nie słuchałam wstępnych przemówień ;) Oczy, a właściwie uszy, otworzyła mi xbw i Okruszyna, oczywiście. Choć nie do końca z tymi uszami, bo ja w telewizji zarejestrowałam przede wszystkim  wykonawcę - jego przeżywanie i jego/jej niezwykłą zręczność palców. Później do mnie dopiero dotarło, co słyszę. Tak to ma  kinestetyk - wzrokowiec. A mimo tego, że  kinestetyk i wzrokowiec, to zachwyciłam się muzyką. Chopinem.

O jakże to niesamowite, że takie talenty dzielą się z nami swoimi możliwościami. Jakże to niezwykłe.

A tymczasem, w naszym zaciszu domowym, cieszymy się z bycia razem. Jako rasowi kinestetycy, co muzykę lubią, ale jej nie słyszą, gdy nie czują, lub nie widzą ;) , tulimy się do siebie i cieszymy, że jesteśmy razem. To nasza kotwica, niezależnie od tego, co się dzieje.

8 komentarzy:

  1. Bez kotwicy się nie da.
    Jak dobrze, że jest ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. xbw otwiera mi bardzo czesto oczy i uszy <3 - trzymaj sie Kotwicy Dosiu bez kotwicy ani rusz :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a jak zarzucisz kotwicę, to wtedy wiatr w żagle i hulaj dusza! :)

      Usuń
  3. kotwica, bez niej nie da sie na szerokie wody wypłynąć...

    OdpowiedzUsuń