Zanim wrócę do wiwisekcji, to zatrzymam się nad... nad czymś, co dla mnie aż trudne do wyobrażenia. Mogłabym tu przytoczyć, ku własnej reprymendzie, swój własny wpis na zaprzyjaźnionym blogu - Przystani, co właśnie i tak zdecydowałam się uczynić. A to wszystko dlatego, że jestem, mimo że wcześniej nie ujawnionym, miłośnikiem Konkursu Chopinowskiego - OMG - cóż za talenty, cóż za wykonanie koncertu finałowego! (Z tego co czytam w różnych komentarzach, to na szczęście nie słuchałam wstępnych przemówień ;) Oczy, a właściwie uszy, otworzyła mi xbw i Okruszyna, oczywiście. Choć nie do końca z tymi uszami, bo ja w telewizji zarejestrowałam przede wszystkim wykonawcę - jego przeżywanie i jego/jej niezwykłą zręczność palców. Później do mnie dopiero dotarło, co słyszę. Tak to ma kinestetyk - wzrokowiec. A mimo tego, że kinestetyk i wzrokowiec, to zachwyciłam się muzyką. Chopinem.
O jakże to niesamowite, że takie talenty dzielą się z nami swoimi możliwościami. Jakże to niezwykłe.
A tymczasem, w naszym zaciszu domowym, cieszymy się z bycia razem. Jako rasowi kinestetycy, co muzykę lubią, ale jej nie słyszą, gdy nie czują, lub nie widzą ;) , tulimy się do siebie i cieszymy, że jesteśmy razem. To nasza kotwica, niezależnie od tego, co się dzieje.
Najlepsza kotwica:***
OdpowiedzUsuń:)
Usuńno nie da się ukryć - najlepsza :)
Bez kotwicy się nie da.
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że jest ;)
prawda?
Usuńxbw otwiera mi bardzo czesto oczy i uszy <3 - trzymaj sie Kotwicy Dosiu bez kotwicy ani rusz :-)
OdpowiedzUsuńa jak zarzucisz kotwicę, to wtedy wiatr w żagle i hulaj dusza! :)
Usuńkotwica, bez niej nie da sie na szerokie wody wypłynąć...
OdpowiedzUsuńoj nie da - zwłaszcza, gdy zarzucona ;)
Usuń