Chociaż udało nam się przez pierwsze dni jeździć na nartach. Ośla łączka w niedzielę z okna naszego domu wyglądała jeszcze tak:
Dzieci (a wcale mało ich tu nie ma ;) rozpoczęły naukę jazdy na nartach. Robiły to z wielką pasją i zaangażowaniem, gdyż oprócz umiejętności, które przecież coraz lepsze z każdym zjazdem, przy okazji zbierały karnety, które w ilości 10 szt. dawały pizzę gratis. Karnetów uzbierały tyle, że zapewniło im to obiad, przy którym nikt nie wybrzydzał, a pizzy było tyle, że Boski obdarował resztkami jeszcze pół chaty.
Oprócz dzieci, naukę rozpoczęli również dorośli. Wyglądało też na to, że niedługo miejscowa szkółka narciarska będzie miała nowy slogan reklamowy, że wyszkoliła samą Okruszynę, która naukę jazdy na nartach rozpoczęła krokiem francuskim. Kto jeździ na nartach, ten wie, jak się chodzi w butach narciarskich ;P A ona, Okruszyna, ledwo buty toporne, które pierwszy raz w życiu na nogach miała, zapięła, zaczęła w nich tańczyć, jakby były to najwygodniejsze buty do tańca.
Instruktor jazdy jakby wyczuł, że niezwykła Dama u niego lekcje pobiera, dał z siebie wszystko. Okruszyna jazdę na nartach prawie załapała.
Wczoraj natomiast wszyscy rozpoczęliśmy nową naukę. Tym razem to również narty. Tyle że wodne.
Zaletą spływającego śniegu i niezliczonej ilości kretowisk było opanowanie do perfekcji skrętów, prawie że w miejscu, przez Młodsze Niesforki.
Niestety, wspomniane owce nadchodzą i dzisiejszego poranka naszym oczom ukazał się taki oto obrazek:
Ośla łączka spłynęła i oficjalnie została zamknięta :(
I chociaż znaleźliśmy inny stok, tzw. północny, w lesie, gdzie śniegu jeszcze trochę jest, to jednak naszej przydomowej oślej łączki żal. I to już nie jest to samo.
Jutro chyba pozostanie nam gra w badmintona.
Okruszyno? Znalazłaś wypożyczalnię z paletkami czy raczej rakietkami, czy jak to tam zwą?