niedziela, 10 kwietnia 2016

od poezji do ...

Średnia Niesforka z wierszykiem o molach przedostała się do dalszego etapu konkursu recytatorskiego. Przekonywująco wytłumaczyła wszystkim, że są mole, co wełnę jedzą, ale też takie, co w książkach siedzą. I o tych właściwie był cały wierszyk.
Podczas drugiego etapu, zestresowana okolicznościami (sceną, dostojnym jury i tłumem na widowni, bo to były wszystkie dzieci z powiatu ze szkół podstawowych i gimnazjalnych), zrobiła wszystko, żeby... nie wygrać ;) I choć wierszyk powiedziała na 30% swoich możliwości, to i tak zwróciła uwagę zarówno jury, jak i nauczycielek. Ale już samą swoją postawą, wychodząc na scenę i stając delikatnie z boku, powiedziała wszystkim, że nie jest blaskiem reflektorów za bardzo zainteresowana. Pewnie pierwsze koty za płoty. Za rok już będzie wiedziała, jak to wygląda i będzie bardziej pewna siebie. Albo nie, kto ją tam wie.

Rzecz się miała już jakiś czas temu, a piszę o tym teraz, bo temat o konkursie i Niesforce wdzięczny, a mole przy okazji tylko narzucają się. Bo oprócz tych moli, co wełnę jedzą i tych, co w książkach siedzą, są jeszcze te mole, które z poetycką pasją na ścianach i szafkach kuchennych rozmazuję. Zalęgły się dziady gdzieś i nie mogę zlokalizować, gdzie. Choć znalazłam niedawno pod szafką nerkowca nadgryzionego i ze śladami bytowymi tychże owadów..... pewnie wiecie o czym mówię i nie muszę dosadnie nazywać końcowych produktów przemiany materii ;)


Pewnie sama je do domu przyniosłam z jakimiś orzechami lub migdałami.
I jednak muszę zrobić generalne porządki, bo w kuchni porządek ... musi być?