wtorek, 31 grudnia 2013

zmartwienie

Dzisiaj Sylwester. Szykuje się zabawa. Mam jednak zmartwienie. Jedyna sukienka, jaka jest w mojej szafie i w którą się mieszczę to sukienka ciążowa. No ale w ciąży nie jestem, więc trochę tak głupio. Coś trzeba z tym zrobić, żeby w sukience móc chodzić ;P

Tymczasem życzę wszystkim wszelkiego dobra i pomyślności Bożej* w Nowym Roku!

A teraz dobrej zabawy sylwestrowej.



*eNNka pięknie wyjaśniła tę pomyślność!


niedziela, 29 grudnia 2013

prezent

Po raz pierwszy "spotkałyśmy się" w szpitalu. Ja właśnie z niego wychodziłam, a ona "przyszła" się urodzić :)
Mieszkałyśmy w tym samym bloku, na jednej klatce, ona pod nr 17, a ja pod 18.
Chodziłyśmy razem do przedszkola, w szkole siedziałyśmy w jednej ławce. Byłyśmy niemal nierozłączne. Zawsze i wszędzie razem. Nierzadko z głupimi i nieodpowiedzialnymi akcjami, o których lepiej żeby rodzice nasi nigdy się nie dowiedzieli. 
Sielanka trwała do czasu.
Do czasu gdy zostałam "zmuszona" wyprowadzić się z tej miejscowości.

A jedenaste urodziny były ostatnimi, które mogłyśmy razem świętować. Najpierw moje, parę dni później, jej.

Aż do wczoraj.
Po porostu do nas przyjechała. W dniu swoich urodzin!

Mimo że to K. urodziny, to prezent dostałam ja. :)))


sobota, 28 grudnia 2013

powinien

Może to i dobrze, że nie wszystkie potrawy trafiły a wigilijny stół. Po prosty nie mogły. Spożycie ich spowodować mogło niezbyt fajne samopoczucie.

A skąd wiem?
Ano stąd, że wczoraj postanowiłam mimo wszystko ich skosztować i ....  dopiero teraz zaczynam się dość dobrze czuć.

Śledzik to jednak powinien pływać ;PPP

czwartek, 26 grudnia 2013

potrawy wigilijne

Po raz pierwszy spędziliśmy Wigilię sami. Dodatkowe nakrycie przy stole wigilijnym pozostało puste. Nie przyszedł żaden niespodziewany ani spodziewany gość. Chyba nawet zrobiło się trochę smuto. Jakby jednak kogoś zabrakło. Może nie byłoby to łatwe spotkanie, ale przygotowaliśmy się na nie.  I mam nadzieję, że nasze nastawienie nigdy się nie zmieni. Mimo że na wigilijny stół zapominałam postawić wszystkich potraw, które przygotowałam.

Mam nadzieję, że to iż były w lodówce, też się liczy ;P





wtorek, 24 grudnia 2013

niezależnie od wszystkiego

Pan Elektryk dzwoni i jest gotów przywieść swoją starą kuchenkę, bo przecież Święta idą, a my ciągle bez piekarnika.

Panie Elektryku - mówię - już się pogodziłam z tym, że go nie ma!

A nawet bardzo się cieszę, że go nie ma, bo czułabym się zobowiązana coś upiec, a tak? Ciasteczka mam z kiermaszu szkolnego, a cisto z cukierni przy ul. Słodkiej ;)

Dobrze, że chociaż płyta indukcyjna działa - mówię - można przecież coś ugotować!

O ile się nie przypali kapusty z grzybami - dodaję w myślach.

Właśnie się zorientowałam, że prezenty są w bagażniku. O ile są ;P

*****

Niezależnie od wszystkiego:

życzę Wszystkim dobrych, spokojnych Świąt Bożego Narodzenia,
kojącej Obecności Chrystusa,
niech On, choć mały, to jednak Bóg, błogosławi.

Dosia :)






niedziela, 22 grudnia 2013

Ruda - Happy Birthday!

22 grudnia to taki czas przed świętami Bożego Narodzenia, że nie wiadomo w co ręce włożyć!
Ostatnie porządki, lepienie pierogów i uszek, pieczenie ciast - przedświąteczny zawrót głowy na maxa.

W tym roku to niedziela.
Więc tak należało prace rozłożyć, żeby niedzielę godnie przeżyć!

Ale i tak choinka czeka żeby ją ubrać, bo naga nie chce występować - i słusznie.
Rolady czekają na zawinięcie - może mi się dzisiaj uda.

Nie wiadomo, czy kogoś zaprosić. Przecież wszyscy są teraz zajęci.
Nie wiadomo, czy przygotowywać przyjęcie urodzinowe, czy skoncentrować się na świętach, tym bardziej, że i przyjaciele trochę zajęci. Na później nie ma co przekładać, bo przecież zaraz Sylwester a w kolejnym roku świętować zaległe urodziny? ;P Nie, to niemożliwe.

Nie ma więc wyjścia, jak tylko zrezygnować z celebracji urodzin. Chociaż to trudne przy dzieciach, bo one zawsze są gotowe  świętować urodziny!!!

I poza wszystkim zawsze marzyłam, żeby ten dzień świętować z kimś.
I dzięki blogowi poznałam Rudą - moją blogowo - kalendarzową bliźniaczkę.

Więc:
Happy Birthday, dear  Ruda
happy Birthday to you!

piątek, 20 grudnia 2013

styrana matka

Pomimo podeszłego wieku, młodzież zaprosiła mnie na Adwentowe czuwanie dla młodzieży ;)

Trudno było odmówić, gdyż tym razem odbywało się w naszej parafii (:))
Dotarłam na nie dość późno, jako styrana matka niezwykle żywych Niesfornych Aniołków. Niestety już po konferencji, która musiała być interesująca, bo dotyczyła Aniołów, ale w sam raz na adorację i Mszę Św.
No ale, jak na styraną matkę przystało,  oczy podparte miałam zapałkami, nie mogłam sobie miejsca znaleźć, rozglądałam się czy można by gdzie oprzeć głowę i chwilkę się zdrzemnąć :)
Niestety, miejsca takiego nie było i nie było wyjścia, trzeba było się dać porwać piosenkom.
Już zdążyłam zapomnieć, że bardzo lubiłam takie czuwania. Zdążyłam zapomnieć, jak spokojnie może być na adoracji i Mszy Św., gdy dzieci sobie smacznie w domu śpią i nie przeszkadzają.

Czasami jednak dobrze jest posłuchać młodzieży. Cieszę się, że mnie zaprosili i cieszę się, że dałam się zaprosić.

No ale jak na styraną matkę przystało, cieszącą się z tego, że może uczestniczyć we Mszy Św. sama, bez wiercących się dzieci, pomyślałam sobie również, ale fajnie by było (oooo! minuta bez myślenie o Niesforkach, to minuta stracona ;)) gdyby nasze Niesforki też kiedyś miały pragnienie chodzić na takie dni skupienia dla młodzieży.

Muszę chyba pogadać poważnie z Aniołami Stróżami. Niech ich zabierają.

środa, 18 grudnia 2013

przygotowania

Niespodziewanie, w samym środku nocy, młodsze Niesforne Aniołki rozpoczęły zajęcia stosowne dla grzecznych i dostojnych panien. Nie powiem, abym była tym faktem zachwycona, tym bardziej, że wiązało się to z  koniecznością pozostania w domu na cały dzień. Ponieważ zajęcia z haftowania, tym razem na szczęście, szybko się Niesforkom znudziły, zyskałam dzień w domu :) (Wiem, że poprzedni tydzień również spędziłam w domu, ale wówczas byłam bez sił, a dzisiaj ich już troszkę miałam :)

I...
Zmieniłam swoje plany odnośnie usuwania bałaganu z domu.
Mam poczucie, że kawał dobrej roboty został wykonany. Umyłam okna!!! Niektórzy wiedzą, że w naszym domu jest znaczna ilość i to dość dużych okien. No ale umyłam. No dobra. Przyznam, że tylko dwa. I to te najmniejsze ;P
Ale umycie okien w domu, choćby dwóch, dało mi poczucie, że gruntowne porządki zostały wykonane.  Na więcej nie znajdę czasu i możliwości.

Wolny czas poświęcamy bowiem na wycinanki, prace plastyczne, które codziennie zanosimy wraz z odpowiedziami na pytania na roraty. A tam zawsze losowanie figurek i nagród pocieszenia. Nieraz wywołuje to dość duże emocje, ale satysfakcja jest duża.

Gromadzimy zatem skarby w niebie, wszak tyle masz, ile dasz. I długo będziemy pamiętać tegoroczną piosenkę roratnią, która pięknie wpada w ucho, tym bardziej, że Najmłodszy Niesforny Aniołek, ku uciesze całego kościoła, śpiewa piosenkę wkładając w jej wykonanie nie tylko całe serce, ale i całe gardło, a przy okazji prawie że tańczy. 

I czekamy. Czekamy już na Boże Narodzenie. Dom jeszcze niewysprzątany, ale serca ... :)
Tęsknią!

poniedziałek, 16 grudnia 2013

......

Z utęsknieniem wyczekiwany koniec dużej "zajętości" Mojego DrOgiego Męża nareszcie nastał. W końcu wrócił po kilku dniach nieobecności.

To oczywiste, że gdy jest w domu, to wszystko łatwiej zrobić, zorganizować, ogarnąć, zwłaszcza, gdy choroba odebrała siły i dzieciom, i mnie.

Ale najbardziej ze wszystkiego, mimo że nie należę do wielomównych, najbardziej brakowało mi tych kilku chwil spokojnej rozmowy. Taka przez telefon to jednak nie to samo.

No i ta poranna kawa.........
;)

czwartek, 12 grudnia 2013

jak tu nie lubić

Mając w pamięci zeszłoroczne trudy w przygotowaniu przeróżnych "fantów" na kiermasz Bożonarodzeniowy w szkole i to, że później sama musiałam te moje dzieła kupić, w tym roku stwierdziłam, że nic nie zrobię.

Najstarszy Niesforny Aniołek przyszedł wprawdzie kilka dni temu do mnie z wyrzutem, żalem, nadzieją, rozczarowaniem: dlaczego nic nie przygotowałam? Ale ja byłam na to przygotowana ;) Ze spokojem mu zakomunikowałam, że nic nie robię, owszem, bo nie miałam kiedy, źle się czułam i źle się czuję, ale przyjdę na kiermasz i będę kupować! I nie będę przebierać, wybrzydzać, przekładać, tylko będę kupować to, co inni przygotowali.
Usatysfakcjonowany pobiegł do szkoły, a gdy dzisiaj nastał ten dzień, od rana dopytywał się, czy mam gotówkę, bo kartą na kiermaszu płacić się nie da ;P

Ponieważ Mój DrOgi Mąż chwilowo bardzo jest zajęty, a nawet więcej niż bardzo, więc musiałam szukać posiłków z zewnątrz, gdyż młodsze towarzystwo ciągle potrzebuje opieki dorosłych, ale głównie do wycierania nosa. Mijając się z opiekunką w drzwiach łyknęłam jeszcze kilka tabletek, żeby przypadkiem kaktusa w gardle nie czuć i popędziłam do szkoły. Motywację miałam tym większą, gdyż wczoraj został zabrany do naprawy nasz piekarnik, a na pytanie jak długo potrwa naprawa, znużony serwisant odparł nie wiem. I właściwie potraktowałam ten kiermasz jak deskę ratunkową, jeszcze nie ostatnią, no ale prawie i wykupiłam ze stoiska, ku uciesze Najstarszego Niesfornego Aniołka i pozostałych dzieci z klasy, które stojąc za ladą zgrzały się trochę podsumowując w pamięci mój rachunek (to dla większej wprawy-pani tak zadecydowała), wszystkie rodzaje ciasteczek, pierniczków i kto tam wie, co jeszcze.

Pieczenie (bez pieczenia) a z domowej roboty ciasteczkami mam więc już z głowy.
Jak to było? Ty tu (u)rządzisz!

I jak tu nie lubić kiermaszów!?! (kiermaszy?!?)

wtorek, 10 grudnia 2013

jaki stan


Do zepsutego piekarnika, którego nie ma kto naprawić, w jednym momencie dołączyła zmywarka, wypuszczając gorącą parę prawym górnym rogiem, przez co prawdopodobnie przestała działać płyta grzejna, popularnie zwana kuchenką i przestał też działać wyciąg uprzednio "kopnąwszy" Mojego DrOgiego Męża, który jako jedyny podczas gotowania pamięta o zwiększeniu wentylacji. Od kilku też dni nie działa nam też głos w telewizji i oglądamy wiadomości czytając podpisy :)

Podobno stan domu świadczy o stanie gospodarzy.

I ma to stwierdzenie coś w sobie, bo już podczas weekendu część rodziny, w stanie niezbyt doskonałym, dogorywała. Głowie rodziny wręcz dostała się ode mnie reprymenda, że jakoś tak często zaniemaga w weekend, a siły wracają w tygodniu, której w niespełna dwie godziny później żałowałam bardzo, ach bardzo, gdy zorientowałam się, że i ja powiększam grono chorujących. O ile, po konsultacjach lekarsko - farmaceutycznych, zaobserwowano zdecydowaną poprawę stanu zdrowia Mojego DrOgiego Męża i Średniej Niesforki, to nade mną lekarka załamała ręce, podrapała się po głowie, zamyśliła i wypisała receptę, ku uciesze niektórych farmaceutów, a rozpaczy innych, na kolejny antybiotyk, gdyż angina sprzed trzech tygodni zbyt dobrze poczuła się w moim gardle i postanowiła powrócić.

No i jak tu się nie zgodzić z powyższym stwierdzeniem o stanie domu i gospodarzy?

Przybyły z odsieczą nasz znajomy elektryk, samą swoją obecnością usprawnił kuchenkę, wyciąg, zmywarkę, nawet niedziałający głos w dekoderze telewizyjnym, tylko piekarnikowi nie dał rady :P

Łykam tableteczki i mam nadzieję, że i mój stan się wkrótce poprawi.

No i jeszcze mam nadzieję, że stan domu to świadczy tylko o stanie fizycznym gospodarzy, ale nie ma zupełnie wpływu na stan ducha :)

piątek, 6 grudnia 2013

pomocnicy św. Mikołaja ;P

Nastąpił właśnie toast na zakończenie dnia. Poprzedniego oczywiście.

Wróciwszy z chóru  wieczorem, ustaliłam z Moim DrOgim Mężem, że dzieci śpią i można do domu wnieść prezenty, które od kilku tygodni przechowują się w bagażniku. Wszak rolę pomocników św. Mikołaja mamy od dawna opanowaną, chociaż występuje się w niej tylko raz w roku. Zaglądam więc do bagażnika i widzę w nim .... prawie nic! Jedna reklamówka (i to jeszcze nie ta, o którą chodziło), bo miały być dwie!

Przekopawszy cały garaż, wszelkie możliwe zakamarki, komisyjnie stwierdzamy brak najważniejszej, z punktu widzenia dzisiejszego dnia, reklamówki.

upssss.....

Nie pozostaje nic innego, jak tylko zorganizować wycieczkę do pobliskiego sklepu, czynnego po godz. 21, w celu nabycia prezentów!

Zadanie zostało prawie wykonane. (A wszyscy wiedzą, że prawie robi wielką różnicę ;P)
Prawdziwą ocenę dostaniemy już o 6:30 - znaczy się niedługo!

Cóż. Jak ktoś nie ma w głowie, ten ma w .... (a raczej miał) w portfelu ;(

Mam nadzieję, że ktoś korzysta z zabawek i kart (i ma z tego tytułu dużo frajdy), które kilka tygodni temu, aby nie mieć kłopotów przed św. Mikołajem, nabyliśmy drogą kupna i prawdopodobnie "porzuciliśmy" w sklepie.

No to: zdrówko!

środa, 4 grudnia 2013

sabotażysta

Już od niedzieli marzę o tym, aby wspomnieć sobotnie andrzejki. Właściwie imprezę imieninowo-urodzinową. Nie wiem, czy wszystkich zliczyłam. Ale według mnie było trzech Andrzejów (jeden nawet w stroju galowym górnika) i dwie Panie, które przekroczyły barierę wieku średniego ;)

A wspomnieć bardzo chciałam, gdyż po raz pierwszy w życiu, mimo że impreza odbywała się u nas w domu, niewiele przy niej robić musiałam. Przed imprezą posprzątali bowiem Mój DrOgi Mąż i  Jacketowie, którzy chcąc załapać się na łóżko do spania przyjechali wcześniej. Zastawę stołową przywiozła Dżastina. Opalona wszystko zorganizowała dwoma tabelkami w arkuszu kalkulacyjnym. Mnie udało się nie odcedzić barszczu do zlewu. Muzyka z winyli starychjakświat grała. Ludzie tańczyli i się bawili. Mam nadzieję, że dobrze.

Nie będę wspominała, czy ktoś się spóźnił, czy nie. Okruszyny specjalnie  nie poinformowałam o znowu nie działającym piekarniku, aby pasztecików jeszcze przed wyjazdem nie zaczęła piec. Zacytuję tylko smsa przysłanego przez Doktorową: Mąż prosi, żebym mówiła o sukcesnieach - wyjechaliśmy ;)

Może wszystkie dania nie były gotowe na czas, za to impreza stosownym aperitifem, oczywiście na stojąco, została rozpoczęta.

Nie ogarnęłam wszystkich poziomów i sal. Rozmowy toczyły się też przy różnych stołach i barkach. Był jednak wyjątkowy punk tej imprezy, który zebrał nas przed ekranem i to nie po to, aby film pooglądać, a po to, aby się spotkać z wyjątkowym Padre J. i chociaż przez chwilę wspólnie posiedzieć, mimo że ocean nas dzieli. No co tu dużo kryć, trochę stęskniliśmy się za nim :)

Moglibyśmy tak pewnie długo siedzieć i gadać, ale trzeba było w pewnym momencie stanowczo przerwać, gdyż złoto na nas czekało. I doprawdy, nie rozumiem, dlaczego niektórzy traktowali mnie jak sabotażystę*, gdy cały dom udostępniłam ;P

*Sabotażysta - fantastyczna gra towarzyska niezależnie od stanu upojenia i przejedzenia ;P